Nasz syn ma 5 lat. Po krótkich wakacjach zaczyna drugi rok nauki w podstawówce w Liverpoolu. Jak wygląda szkoła w Wielkiej Brytanii? I czy jest lepsza od polskiej?
To, żeby dziecko na własnej skórze przekonało się jak wygląda szkoła w Wielkiej Brytanii, było jedną z motywacji naszej przeprowadzki na Wyspy. W Warszawie za szkołę z wykładowym angielskim i w brytyjskim systemie edukacji musielibyśmy płacić miesięcznie kilka tysięcy złotych. Tu posłaliśmy syna do najbliższej publicznej osiedlówki. W ciągu roku postępy językowe Wilhelma są niebywałe. Nasz pięciolatek czyta i pisze, a zasób słownictwa ma porównywalny z tym, jaki mają rówieśnicy urodzeni w UK i wychowani w angielskich rodzinach.
Wiadomo, że – jak w każdym systemie – są plusy i minusy. Jednak póki co, kiedy patrzymy na nasze dziecko uczące się w brytyjskiej szkole, widzimy zdecydowanie więcej plusów. Może dlatego, że sami wspominamy naszą edukację nienajlepiej – choć oboje lubiliśmy szkołę i byliśmy dobrymi uczniami, to poza garstką charyzmatycznych nauczycieli, z perspektywy lat raczej oceniamy tamten czas słabo. Ale to było dawno temu. Choć dziś mamy pewne doświadczenia z dziećmi z rodziny i znamy relacje znajomych na temat obecnego stanu oświaty w Polsce, nie wiemy przecież wszystkiego. Może jest fantastycznie i wspaniale? Powiedz nam o Twoich doświadczeniach w komentarzach.
A my teraz opowiemy Ci o swoich.
1. Mundurki
Szkoła w Wielkiej Brytanii, a zwłaszcza szkoła Wilhelma, przywiązuje się dużą wagę do schludnego wyglądu uczniów. Dzieci codziennie chodzą w mundurkach. Mają koszule i krawaty, jesienią i zimą długie, wiosną i latem krótkie spodnie. Nie wolno mieć żadnej biżuterii (poza zegarkiem). Raz na kilka miesięcy ogłaszany jest „own clothes day” kiedy dzieci mogą przyjść we własnym ubraniu. To wielkie święto i dzieciaki z emocji budzą się o świcie i z radością szykują do szkoły, bo tego dnia mogą założyć strój piłkarski, sukienkę z baletu albo kostium dinozaura. Myślałam, że będziemy nienawidzić tutejszych mundurków (tak jak tarcz i fartuszków, które pamiętamy z naszej szkoły). Ale brytyjskie mundurki są naprawdę bardzo piękne, i zapobiegają wyzywającym ciuchom czy szpanowaniu strojem.
2. Prace domowe
Nasz syn od pierwszego dnia w szkole miał swoją „book bag” na książki i zeszyty. Ale to nie ciężki plecak tylko lekka, płaska teczka, w której mieści się zeszyt z ćwiczeniami i książeczka, a raz w tygodniu książka z biblioteki. Od początku ma też prace domowe. Co wieczór powinien systematycznie (ale nie zawsze to robi, tylko wtedy, gdy mu się chce) ćwiczyć czytanie i pisanie. Dzięki temu widzimy, jak wyraźne postępy robi gdy pracuje codziennie, choć przez kilka minut. Byliśmy w szoku, że nasz czterolatek czyta książeczki, a pod koniec roku dostał do napisania opowiadanie. Co prawda miało kilka zdań, ale napisał wszystko sam. I to z „happy ending”.
3. Rygor
Szkoła Wiliego wygląda jak więzienie o zaostrzonym rygorze. Wielka metalowa brama otwiera się na 15 minut przed pierwszym dzwonkiem, zamyka 5 minut po dzwonku. Ten kto się spóźni nawet chwilę – musi już wejść przez główne wejście na recepcji i zgłaszać powód spóźnienia. Nie ma szans na wagary czy wcześniejsze wychodzenie ze szkoły – chyba, że z ważnych powodów jak wizyta u lekarza. Dzieci odbierają rodzice lub osoby wskazane przez rodziców. Wszyscy stoją w rządku, a dzieci są wypuszczane pojedynczo i wydawane tylko autoryzowanym opiekunom. Kiedy ja musiałam gdzieś wyjechać, przyprowadzałam do szkoły mamę, która mnie zastępowała, przedstawiałam ją nauczycielkom i dopiero wtedy mogła przychodzić po dziecko.
4. Nauczyciele
Bardzo poważnie traktują dzieci, są dla nich uroczy i zawsze uśmiechnięci. W Polsce pewnie też tacy istnieją, ale ja nie widziałam. Z przedszkola i żłobka pamiętam tylko smutne, niezainteresowane dzieckiem panie. Tu już pierwszego dnia wszystkie nauczycielki znały dzieci ze swojej klasy (i innych klas swojego rocznika) po imieniu. Nawet pani, która przeprowadza dzieci pod szkołą przez ulicę, codziennie witała naszego synka po imieniu, pamiętała o urodzinach Wilhelma i tego dnia dała mu słodki prezent. Dzieci zawsze mogą nauczycieli o wszystko zapytać, a każdy ich kreatywny pomysł jest wykorzystywany do zabawy lub poszerzania wiedzy na forum klasy. Kiedy Wili wracał z podróży – pokazywał dzieciom zdjęcia i opowiadał o miejscach, które odwiedził. Kiedy zwalnialiśmy go z lekcji, bo byliśmy na badaniach – po jego powrocie robili lekcję o szpitalu i lekarzach. Kiedy Wili dostał gorączki, nauczycielka (a zarazem zastępca dyrektora) sama z siebie dzwoniła do domu, żeby zapytać jak się czuje.
5. Dyrektor
W naszej szkole dyrektorem jest szalenie charyzmatyczny Paul Kinsella. Czasem wpada na zajęcia do klasy czy na obiad do stołówki. Można go spotkać na boisku, gdy dzieci są wypuszczane do domu. Jest na wszystkich przedstawieniach i ważnych dla maluchów wydarzeniach, w które bardzo się angażuje. Dzieci mogły także zwiedzając szkołę w ramach dni adaptacji posiedzieć w jego gabinecie i pokręcić się na obrotowym krześle. Rodzice wszystkie formalne sprawy muszą załatwiać zgodnie ze sztuką i regułami. Ale dla każdego, nawet najmłodszego ucznia swojej szkoły, dyrektor nie jest niedostępnym, budzącym respekt urzędnikiem, lecz zawsze uśmiechniętym partnerem do rozmowy i żartów. Dokładnie tak wyobrażam sobie dyrektora ze szkoły Harry’ego Pottera. Tyle że nasz nie ma brody.
6. Oceny
Po każdym semestrze mieliśmy wywiadówkę (20-minutowe spotkania 1:1, na określoną godzinę) i rozmowę, w którym miejscu na skali jest nasz syn, jeśli chodzi o postępy w nauce, w czym jest świetny a nad czym trzeba popracować. Zawsze z naciskiem na sukcesy i dobre strony, i z uśmiechem. Na koniec roku Wili dostał arkusz ocen i dwie strony szczegółowego opisu postępów. A także dwie bogato ilustrowane zdjęciami, dokładnie opisane, opasłe księgi opisujące jego rozwój przez cały rok. Nie tylko te oficjalne zajęcia w szkole. Nauczycielki zwracały uwagę na ważne momenty w jego szkolnym życiu i zachowania w różnych sytuacjach. Na przykład to, że chętnie występuje przed klasą, nie boi się rozmawiać z dorosłymi albo że gdy miał urodziny, narysował dla nauczycielki mapę dojazdu do Muzeum Świata, w którym zaplanował swoje przyjęcie. Albo, że gdyby miał układać plan lekcji, to przez cały rok uczyliby się tylko o dinozaurach.
7. Nagrody
Dzieci są codziennie motywowane pozytywnie i chwalone. Nie ma dnia, żeby Wili nie wrócił z naklejką „Well Done” lub „Trying Hard” na sweterku. Nagrody dostaje za to, że dobrze mu szło czytanie, wymyślił kreatywną zabawę albo pomógł w potrzebie koledze. Za szczególne osiągnięcia (postępy w nauce, albo grzeczne zachowanie) dostaje dyplom Star of the Week, a do domu przychodzi list z pochwałą od dyrektora szkoły.
8. Religia
Nasza szkoła jest katolicka. W każdej klasie wisi krzyż, a dzieci uczą się modlitwy. Na początek i koniec roku chodzą na msze do kościoła. Na święta wystawiają Jasełka. Ale poza tym dzieci uczone są tolerancji i otwartości dla innych wyznań i zwyczajów. Przebierają się na Halloween, na Boże Narodzenie tropią psotnego elfa (słynny w anglosaskiej kulturze „elf on the shelf”), a kiedy są ważne święta innych religii, uczą się o odmiennych zwyczajach. Kiedy przypadało Divali malowali ręce henną, uczyli się hinduskich słówek i jedli indyjskie potrawy. W chiński nowy rok przygotowywali smoki i lampiony.
9. Jedzenie w szkole
Dziecko może przynieść do szkoły bidon. W bidonie może być tylko czysta, niegazowana woda. W ramach przekąski w klasie dzieci dostają warzywa i owoce, za które płacimy 20 pensów (1 zł) dziennie. Może jeść w szkole obiady, albo przynosić swój zdrowy lunch. Najmłodsze dzieci dostają ciepłe obiady za darmo. Na lunch serwowane są dania kuchni brytyjskiej, włoskiej, hinduskiej, ale także ulubione przez dzieci pizze, wrapy czy kanapki z tuńczykiem.
10. Wakacje
Ostatni dzwonek nad Tamizą zabrzmiał dużo później niż nad Wisłą, bo w tym roku 21 lipca. To fakt, wolimy długie wakacje w Polsce. Ale za to w brytyjskiej szkole takich krótkich wakacji jest znacznie więcej. Mniej więcej raz na dwa miesiące są tygodniowe lub półtoratygodniowe przerwy – świąteczne albo między trymestrami. Jeśli do tych tygodniowych przerw dodać po weekendzie z każdej strony, to robi się całkiem solidna przerwa od nauki. I możliwość rodzinnego wyjazdu. Dlatego można jeździć na rodzinne wakacje 5 razy w roku.
Najważniejsze jest to, że Wili chodzi do szkoły uśmiechnięty, zaciekawiony i z dnia na dzień uczy się nowych rzeczy. W wieku czterech lat pisał literki, czytał i liczył do 100. Teraz jest na etapie budowania i pisania całych zdań. Czyta mnóstwo książeczek, i przynosi ze szkoły nowe, ciekawe dla niego wiadomości. W klasie a to hodują gąsienice czekając, aż przepoczwarzą się w ćmy, a to czekają aż z jajek wyklują się kurczaczki. Prawdziwe! Podoba Wam się szkoła w Wielkiej Brytanii? Bo nam bardzo.
Na zdj.: Dyrektor szkoły naszego Wilhelma, Paul Kinsella, je szkolny obiad w stołówce z dziećmi. Photo: Mike Polloway, www.poloway.com
33 komentarze
Polskie szkoły bywają też bardzo dobre, może inaczej – nauczyciele. ale na wszystkich odbija się zamieszanie z reformą. A kto ma siłę być uśmiechnięty, prowadzić kreatywne zajęcia, robić coś „ponad” kiedy niepewna przyszłość, a zarobki nie wspomnę. Także nie dziwię się, że macie takich „cudownych uśmiechniętych nauczycieli”. Jak mają stabilne posady i dobre pieniądze to nic dziwnego.
Bardzo dobry tekst. Dziękuję! Dla nas takie standardy są niedoścignionym, nierealnym marzeniem. Bo polska szkoła, poza wyjątkami – bo wszędzie można spotkać nauczycieli, którzy naprawdę są na poziomie i starają się bardziej niż muszą (ale często szybko im przechodzi bo ileż można wykrzesać z siebie siły, jak długo, ile lat walczyć z systemem „za te polskie dwa tysiące” jak śpiewała Osiecka) – po prostu taka nie jest. Nie uczeń jest najważniejszy, nie jego wrażliwość, pomysły, kreatywność, budowanie pewności siebie. Dbanie, żeby go nie zastraszać, tylko się do niego uśmiechać, umacniać. Tylko tabelki, raporty, program (już nie będę tego nawet komentować, wszyscy rodzicie wiedzą jak jest). I troska o własny byt, która towarzyszy nauczycielom. I jeszcze długo się to nie zmieni.
Na Wyspach nauczyciele zarabiają znacznie więcej niż średnia krajowa, dyrektorzy tyle co prawnicy a fundusze na przybory i pomoce szkolne sa tak ogromne, ze Polska szkola może tylko o takich pomarzyć. Nauczyciele są bez końca kontrolowani i rozliczani z osiągnięć swoich uczniów a analiza danych jest tak skrupulatna jak na giełdzie finansowej. I to wiele zmienia.
O Cudownie 🙂 <3
O Cudownie 🙂 <3
Dzisiaj oglądałam PNŚ i szkoda, że Państwa syn tak mocno sepleni mówiąc po polsku. Ciężko zrozumieć, co mówi, a ma już 5 lat. Przecież istnieją szkoły dwujęzyczne. Skupili się Państwo na edukacji po angielsku, zaniedbując język polski 🙁 Smutna i przykra sprawa .
Nie wiem, pani Aniu, czym się Pani zajmuje, ale seplenienie nie jest sprawą szkoły tylko aparatu mowy. Wili po angielsku też sepleni. To smutna sprawa, ale nad nią pracujemy. Ja też sepleniłem jak miałem 5 lat. Pozdrawiam.
Nie ma w Liverpool szkół dwujęzycznych i podejrzewam, że poza nim też nie. Być może w Londynie przy ambasadach.
witam moze ktos z panstwa wie jak zalatwic szkole i prace miejsce zamieszkania jestem z Polski nie wiem gdzie mozna sie udac
Nie ma w Liverpool szkół dwujęzycznych i podejrzewam, że poza nim też nie. Być może w Londynie przy ambasadach.
Moje dziecko też uczy się w angielskiej szkole….i nie do końca jest tu tak różowo – kary pieniężne za opuszczanie zajęć- a przecież my- nadal Polacy- nie zawsze możemy zrezygnować z ważnego Święta – chcemy odwiedzać Nasze rodziny w Polsce- często musimy jechać do Polski by załatwić ważne sprawy- albo zwyczajnie chcemy spędzić z dzieckiem czas na jakiś fajnych wakacjach i nie musieć za to płacić 3 razy tyle tylko dlatego że jest halt term i tylko wtedy możemy jechać na urlop. Poza tym zawsze jest problem z urlopem w half term- nie zawsze możemy mieć wtedy wolne od pracy . Tata dziecka ma wolny tylko dzień w tygodniu i nie jest to ani sobota ani niedziela- szkoła to nie pępek świata , i opuszczenie kilku czy kilkunastu dni nie powinno być karane opłatą.
Typowo polska rodzina nie jest też zachwycona jedzeniem na stołówce szkolnej – jedzenie jest często bez smaku, wygląd też nie zachęca.
Nauczyciele owszem są wspaniali, ale ile można prosić by wymawiali dobrze imię czy nazwisko Twojego dziecka.
Już 4 latki chodzą do szkoły, to są jeszcze małe dzieci, a nikt nie dba czy mają wytarty nos, ubraną kurtkę czy nawet buty gdy wychodzą na zewnątrz.
Osobiście jako Polka odczuwam dumę gdy moje dziecko mówi i pisze po polsku . I to jest dla mnie powod do chwalenia się – moja 4 latka chodzi do angielskiej szkoły, a umie pisać i liczyć po polsku- to że umie po angielsku to chyba oczywiste skoro uczęszcza do takiej szkoły.
Wszystko ma swoje dobre i złe strony. To że ceny biletów lotniczych rosną w half term jest rzeczywiście okropne. Wiadomo że linie lotnicze chcą zarobić, jak ludzie są „na musiku”, i tez trudno im się dziwić. My wyjeżdżamy podczas każdej szkolnej przerwy i czasem rozwiązaniem jest lot do Polski przez Maltę (tak lecieliśmy na święta i bilety kupiliśmy pięciokrotnie taniej niż bezpośrednio, a jeszcze mieliśmy piękny weekend na Malcie), czasem wylot dzień czy dwa później i powrót tak samo. W końcu te 5 dni w roku można mieć nieusprawiedliwione i bez kary pieniężnej. My, mimo że bardzo dużo jeździmy, to mieścimy się w tym ostrym limicie. A nawet jak zdarza się przekroczyć, to można napisać do dyrekcji, że dziecko będzie uczyć się jak go nie będzie a potem przygotuje dla kolegów np. lekcję geografii z miejsca, które odwiedziło. To rozwiązanie też czasem działa. Pozdrawiamy!
Ja się zawsze odwołuję od tych mandatów za nieobecność w szkole. Zresztą to nie szkoła nakłada karę a urząd, który jest odpowiednikiem kuratorium. Zazwyczaj piszę, że bierzemy udział w religijnym wydarzeniu jak ślub, Komunia czy chrzest i zawsze się udaje.
Moja córka uczęszcza do polskiej szkoły katolickiej bezpłatnej. Obowiązują tutaj mundurki, które bardzo sobie cenie. Jest obecnie w 4 klasie, uczy się 2 języków obcych w ramach zajęć szkolnych-angielski i francuski. Dodatkowo uczęszcza do szkoły muzycznej 1st. Pisze o tym wszystkim, aby nie było opini, ze w Polsce jest złe i gdzieś jeśli lepiej. Myśle, ze wszędzie są plusy i minusy. Naprawdę warto spokojnie poszukać odpowiedniej placówki dla dziecka, bo to jest inwestycja na całe ich życie. I co ważne, nie zawsze trzeba za to płacić krocie.
W Polsce są rewelacyjne szkoły społeczne i prywatne,które mają bardzo wysoką jakosac nauczania.
Też rozważam zapisanie córki do polskiej szkoły. Obecnie czytamy dużo książeczek po polsku, chcę, żeby Laura była dwujęzyczna. Na razie te książeczki się super sprawdzają, mamy całą kolekcję Czytam sobie . A teraz zaczynamy Już czytam, polecam tę serię bardzo https://ksiegarniainternetowa.co.uk/en/brakujaca_karta_juz_czytam-9788381543897
Witam! Mieszkam w UK 5 lat i cieszy mnie widok dzieci w mundurkach z naszywkami szkoły. Ja często mijam jak wracam z pracy dzieci w zielonych, niebieskich, szarych, schludnie i elegancko. Pozdrawiam rodziców i życzę dziecku dużo zdrówka xd
My też pozdrawiamy! Mundurki są super 🙂
Witam! Nie wiem, czy ciągły uśmiech i pochwała za wszystko są dobrym wyposażeniem na przyszłość. Dużo mówi się też o niskim w związku z tym brytyjskim poziomem nauczania.
Wolalabym nizszy poziom I byc szczesliwa kazdego dnia…pozytywnie motywowana i wierzyc w siebie niz wysoki poziom krytyke I brak pewnosci w siebie ktore zostanie na cale zycie !!!
Witam! Nie wiem, czy ciągły uśmiech i pochwała za wszystko są dobrym wyposażeniem na przyszłość. Dużo mówi się też o niskim w związku z tym brytyjskim poziomem nauczania. Słyszałam niejednokrotnie komentarze na ten temat i dużych brakach w edukacji po powrocie dziecka do Polski. A „szkoła wieku 4 czy 5 lat to mniej niż nasze wspaniale kreatywne przedszkola.
Trudno mi powiedzieć jaki obecnie jest poziom w polskich szkołach, ale teraz w UK na nauczaniu domowym robię z Wilim lekcje, i na przykład 6-latki robią dzielenie, mnożenie, ułamki do stu, a dodawanie i odejmowanie do 1000. Na angielskim czytają książki i piszą opowiadania do 2 stron A4. Bardzo fajne i kreatywne zresztą. Ja kiedy uczyłam się w Polsce na pewno nie robiłam takich rzeczy 🙂 A uśmiech i pochwała za wszystko to dodatkowy bonus. My jesteśmy z angielskiej szkoły bardzo zadowoleni. Pozdrawiam!
Tak zwane braki w edukacji wynikają z tego, że polski system jest przeładowany, dzieci uczą się masy niepotrzebnych rzeczy. W UK stawia się na umiejętność rozwiązywania problemów a nie zapamiętywania całych podręczników. Najwięcej noblistów na świecie wywodzi się z UK i angielskiego szkolnictwa więc nie jest chyba tak źle. A poza tym wszystko zależy od dziecka, jeśli chce się uczyć, to będzie uczyło się wszędzie.
MI się nie pdoba ten artykuł. Myślicie że w Polsce nie znajdziecie uśmiechniętych nauczycieli czy dyrektorów? Zbyt duży bias jest w tym artykule. Poczytajcie sobie książki o nagradzaniu i jak to wpływa na dziecko (polecam punishment by rewards).
Po prawie 18 latach wreszcie wyjezdzam z tej „cudownej” Anglii. Jakze jestem szczesliwa!!!! Pracowalam na roznych poziomach edukacji w tym kraju i mam porownanie z Polska. W UK dobra edukacja jest tylko dla tych, ktorzy maja mnostwo pieniedzy, reszta to porazka. No chyba, ze ktos zadowoli sie ochlapami… Moze wam- rodzicom- mundurki sie podobaja ale wasze dzieci beda miec ich dosc. Polskie dzieci na poziomie pozniejszej szkoly podstawowej, ktore po przyjezdzie do Anglii wrzucone sa w ten system edukacyjny , radza sobie o wiele lepiej (mimo slabej znajomosci angielskiego), niz te angielskie, ktore edukowane sa w UK od poczatku. Tak jak i sluzba zdrowia, angielski system edukacji lezy na lopatkach.
Pozdrawiam i do zobaczenia w Polsce, bo bardzo za nia zatesknicie.
Służba zdrowia i edukacja leży i kwiczy? Proszę wybaczyć, ale dopiero wróciłam do Polski z Anglii z powodów prywatnych i jedyne o czym marze to dokończyć kursy i uciekać z tego kraju dla debili. Polskie szkolnictwo (sposób nauczania, prowadzenia zajęć oraz wkładu nauczyciela w życie ucznia) leży i kwiczy w każdym możliwym rankingu. Przez całą podstawówkę, gimnazjum i liceum nigdy za nic nie zostałam pochwalona. Zawsze za to słyszałam ‚czemu 5-? Stać cię na więcej!’ ‚Czemu masz aż dwie 4 na koniec roku?! Coś ty robiła?’
Pragnę także zauważyć że ponad 70% przypadków depresji, myśli autodestrukcyjnych i samobójstw wśród polskiej młodzieży spowodowana jest SZKOŁĄ 🙂
Służba zdrowia i edukacja leży i kwiczy? Proszę wybaczyć, ale dopiero wróciłam do Polski z Anglii z powodów prywatnych i jedyne o czym marze to dokończyć kursy i uciekać z tego kraju dla debili. Polskie szkolnictwo (sposób nauczania, prowadzenia zajęć oraz wkładu nauczyciela w życie ucznia) leży i kwiczy w każdym możliwym rankingu. Przez całą podstawówkę, gimnazjum i liceum nigdy za nic nie zostałam pochwalona. Zawsze za to słyszałam ‚czemu 5-? Stać cię na więcej!’ ‚Czemu masz aż dwie 4 na koniec roku?! Coś ty robiła?’
Pragnę także zauważyć że ponad 70% przypadków depresji, myśli autodestrukcyjnych i samobójstw wśród polskiej młodzieży spowodowana jest SZKOŁĄ 🙂
Zaden nauczyciel nie przekazał mi niezbędnej wiedzy z danego przedmiotu, traktowali to jak gówno. Że tak powiem- widziały gały co brały. W Polsce i tak za dużo płacom tym leniom którzy jedyne co robią to nakazują przepisywać podręczniki (które są tragiczne) i nie daj Bóg Wikipedię
Święta Prawda! Poziom nauczania w uk to jakas masakra! Jakoś dorośli ludzie nie znają sie kompletnie na mapie! Nie wiedzą gdzie leży ich własny kraj! Cymbały jakich mało!
Mam bardzo wielu pedagogow w rodzinie. Obecnie wiele dzieci wraca z UK do Polski
Ich poziom wiedzy pozostawia wiele do zyczenia. Z matematyka sobie zupelnie nie radza. Wiele z tych uczniow jest geniuszami w UK a u Nas ledwo przechodza z Klass do klasy.
To w sumie oprócz mundurków to tak samo jak w Polsce, a przynajmniej w szkole moich dzieci. Też mam super informację zwrotną o postępach dzieci, rozmowy indywidualne bardziej od 30 minut do godziny 😉 Ogólne zebrania co miesiąc lub co 2 miesiące. Dzieci dużo czasu pozalekcyjnych spędzają na dworzu (nie wiem jak jest w Anglii). Moim dzieciom trafiły się świetne wychowawczynie, chociaż wiem, że w polskich szkołach naprawdę różnie to bywa, także tutaj bardziej chyba jednak fart 😉
Zaletą angielskich szkół podstawowych jest to, że są małe, dla 300-400 dzieci. Dzieci najczęściej mają swoją klasę i jednego nauczyciela, wyjątkiem są lekcje matematyki i języków obcych. Dlatego łatwiej o więź między uczniem a nauczycielem.
Takie małe sprostowanie, pięciolatki nie chodzą do szkoły podstawowej, zerówka, I i II klasa to tzw. Infant School. Podstawówka zaczyna się od III klasy.
Primary school, czyli szkoła podstawowa, to całość. Reception (zerówka), 1 i 2 klasa to Infants, klasy 3-6 to Juniors. Co nie zmienia faktu, że to nadal jedna podstawówka.