Ledwo wróciliśmy do szkoły, a już za moment będą kolejne ferie. Do brytyjskiego systemu szkolnego z pewnością trzeba przywyknąć. Bo na zdrowy rozum to jest nie bardzo do ogarnięcia. Choć może i ma on dobre strony. Zwłaszcza dla nas…
Potrafię sobie wyobrazić jak to było, gdy kończyły się ferie i panicz jechał do swojej boarding school.
Poczciwy James odwoził go na stację kolei żelaznej, a zapłakana matka stała w oknie i koiła smutki ginem. W tym czasie ojciec grał w krykieta, odliczając minuty do swojej ulubionej popołudniowej szklaneczki whisky, która od pewnego czasu zastępowała mu herbatę z mlekiem…
Panicz miał w sakwojażach nieco prowiantu, wciśniętego w ostatniej chwili przez kucharkę – starą, dobrą Emmę. Ale generalnie nikt się nim aż tak bardzo nie przejmował, bo przecież było wiadomo, że za 5-6 tygodni zuch chłopak wróci na łono rodziny, by zaprezentować swój nowo nabyty pretensjonalny snobistyczny akcent i zażyć kąpieli w ciepłej wodzie.
Brytyjski system szkolny skrojono dla takich właśnie rodzin. Chodziło o to, by dzieci mogły jak najczęściej wracać do swoich domów, a rodzice widywali się z nimi nie tylko od święta.
Boarding schools – czyli szkoły z internatem, wciąż tu działają, ale większość dzieciaków chodzi do zwykłych szkół, mieszkając ze swoimi „starymi” pod jednym dachem. Jeśli tylko jeden rodzic pracuje, to w sumie nic złego się nie dzieje. Mały łobuz zrzuca mundurek, przez tydzień ogląda bajki, rąbie w Minecrafta, czy FIFA 2016 i jest OK. Potem znów wraca do ustalonego rytmu dobowego. Gorzej, jeśli oboje rodzice pracują. Wtedy zaczyna się problem.
Spoglądam w kalendarz…
Pierwsze ferie zaczęły się 20 października i trwały do Halloween. 21 grudnia rozpocznie się przerwa świąteczna. To jest koniec jesiennego semestru. Kolejny jest – wcale nie „zimowy” tylko „wiosenny”. Od 4 stycznia do 17 lutego trwa szkoła. Dziesięciodniowa przerwa „połowosemestralna” i 27 lutego znów dzieciaki zabierają się do pracy. Koniec semestru wiosennego będzie 7 kwietnia, gdy zaczyna się przerwa na święta Wielkanocne. 24 kwietnia dzieci już będą w szkole mieć początek semestru letniego. Od 26 maja do 7 czerwca małe wakacje połowosemestralne i potem „przelot” szkolny aż do 21 lipca.
Przerw jest więcej (dochodzą „bank holiday” i kilka „inset days” przeznaczonych na dokształcanie nauczycieli), ale dni nauki chyba tyle samo co w Polsce. Z tym, że przez trzy tygodnie lipca – gdy w Polsce są już wakacje, tu jest normalna szkoła. Dlatego Brytyjczycy na swoje urlopy jeżdżą w sierpniu, a także całkiem często w przerwach semestralnych i półsemestralnych. Oczywiście nie trzeba dodawać, że w tym okresie ceny biletów lotniczych skaczą kilkukrotnie. Dla tych, którzy zostają, do problemu „z kim zostawić dziecko” dochodzi więc jeszcze sprawa zapewnienia rodzinie rozrywki.
Gdyby jednak nie patrzeć na podnoszące ciśnienie skoki cen, to ten system z licznymi, trwającymi 7-10 dni przerwami, jest całkiem w porządku. Lepiej jest wyjechać kilka razy na krócej, niż raz na długo. A my i tak, przecież, musimy przylatywać co jakiś czas do Polski, żeby pozałatwiać sprawy, nagrać audycje dla Polskiego Radia Dzieciom, poodwiedzać naszych szanownych wydawców, czy po prostu pojechać „w Polskę” i zobaczyć coś nowego.
A Wy jak wolicie? Porządne dwumiesięczne wakacje, czy cykanie po tygodniu urlopu co półtora miesiąca?
8 komentarzy
Wasze artykuły z UK, są odzwierciedleniem moich pytań i przemyśleń po przybyciu tutaj. Raczej wolę polski system przerw wakacyjnych, jeśli posiada się babcię, która może przylecieć w odwiedziny i zaopiekować się wnukiem lub wnuczką, to jesteście szczęściarzami, jeśli nie ma takiej opcji, to macie co 6 tygodni problem…
Patrzymy na brytyjską rzeczywistość trochę z podziwem, trochę z zazdrością, ale najczęściej ze zdziwieniem. Wychowaliśmy się w Polsce, a ta mityczna „Anglia” zawsze była jakiś niedościgłym wzorem. Teraz, jak tu zamieszkaliśmy, to musimy się już osobiście zmierzyć z tym obcym nam systemem. Wiele rzeczy jest bardziej przyjaznych (na przykład urzędy, administracja), ale ciągle potykamy się o coś, co nas zdumiewa. Cieszymy się, że nie tylko my tak mamy… 😉
Zgadzam się ? te zdziwienie pojawia się w najmniej oczekiwanym momencie i czasem zupełnie nie pozwala na zachowanie, że tak to nazwę, typowo polskie ? człowiek uczy się cały czas i wielokrotnie łapię się jak szybko to przenika do codziennego życia. Żyjąc poza granicami kraju, stajemy się trochę inną generacją, nasze dzieci wzrastają w innej i często nie znanej nam rzeczywistości. Dla nas dorosłych to też nie lada wyzwanie, dla naszych bliskich, którzy zostali w kraju też ?
Oj tak… 😉
Ja troszkę nie na temat – zainteresowałem się Waszymi audycjami w Polskim Radio Dzieciom, ale mam pewien kłopot z odsłuchiwaniem. Wiesz moze, czy jest mozliwosc zeby (na jakimkolwiek urzadzeniu) przwijac audycje i sluchac od danego fragmentu? Niestety trudno jest mi znalezc nieprzerwana godzine czasu na wysluchanie calosci, a ani aplikacja mobilna, ani player na stronie internetowej nie daje mozliwosci (chyba?) zeby przewinac kawalek i nie sluchac ciagle od poczatku…
Zaraz przekażemy Twoje pytanie do działu technicznego radia i postaramy się dowiedzieć co i jak…
Dzięki, czekam więc na info 🙂
W Holandii jest podobnie, co chwilę jakieś przerwy, ale z drugiej strony dzieci nie mają dwu miesięcznych wakacji, więc może tak lepiej – częściej, lecz po mniej.