Największy szczyt NATO w historii. Światowi przywódcy debatują nad najważniejszymi sprawami dla światowego bezpieczeństwa. Po Warszawie pancernymi limuzynami przemieszcza się dwieście delegacji. W każdym aucie VIP-y: prezydenci, premierzy, kanclerze, generałowie… Na ich tle premier Kanady: na luzie, trzymający za rękę dziewięcioletniego syna, wygląda jak turysta, który zaplątał się przypadkowo na północnokoreańską defiladę wojskową. Czy to pokaz nonszalancji? Bezmyślność? Zagranie pod publiczkę? (ach, jaki wspaniały tata! – zachwycając się kobiety od Bałtyku po Tatry). Nie. W ten sposób Justin Trudeau wychowuje przyszłego lidera.
– Wypijmy toast za przyszłego premiera Kanady Justina Trudeau! – zażartował w kwietniu 1972 roku amerykański prezydent Richard Nixon, gdy na bankiecie powitalnym, wydanym na cześć amerykańskiego gościa, ówczesny premier Kanady Pierre Trudeau pojawił się z czteromiesięcznym synkiem. Proroctwo prezydenta, które w założeniu miało być kpiną (Nixon nie cierpiał Pierre’a Trudeau), sprawdziło się. A obecny premier Kraju Klonowego Liścia jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych, a na pewno najbardziej lubianym politykiem na świecie.
Choć jego poglądy burzą krew niejednemu z „władców tego świata”. Zdeklarowany katolik, mąż i ojciec trójki dzieci otwarcie popiera małżeństwa homoseksualne. Stworzył modelowy rząd posługując się parytetami i według kryterium „gender”. Jest za legalizacją marihuany i przeciwko penalizacji aborcji. Wspiera przyjmowanie uchodźców i walczy z ksenofobią. „Jest lewicowym radykałem” – orzekają jedni. „Jest po prostu normalnym facetem, a nie zakompleksionym bucem” – mówią inni.
Kompleksów rzeczywiście leczyć nie musi. Bo Justin Trudeau bardziej wygląda na hollywoodzkiego gwiazdora grającego rolę premiera, niż na człowieka z krwi i kości. Ale przecież nie o urodę tu chodzi, a o władzę. A premier Kanady jest – według Forbesa, jednym z najbardziej wpływowych ludzi na świecie. Popularność rodem z kolorowych magazynów na pewno mu w tym nie przeszkadza. Ale to co uderza najmocniej, to jego naturalna pogoda ducha i swoboda. To co robi, jak się zachowuje, nie jest jednak wynikiem żmudnych ćwiczeń z guru od PR. To nie jest tak, że Justin Trudeau przeszedł jakąś ewolucję i jego sztabowcy kazali mu się uśmiechać, ściskać ludziom dłonie, czy przyjeżdżać na szczyt NATO do Warszawy z małym Xavierem i zabierać go przed obradami do Centrum Nauki Kopernik. Nie. On nie musiał tego studiować. Wystarczy, że naśladuje swojego tatę.
Nie jest to wiadomość dobra dla mnie i innych ojców, którzy na co dzień nie mają dla swoich dzieci czasu, ani przesadnej do nich cierpliwości. Ale taka jest prawda, że wszystko co robimy, co mówimy, jaki mamy światopogląd, spojrzenie na życie… to wszystko „sprzedajemy” naszym dzieciom. Jeżeli dzielimy się z domownikami swoimi spostrzeżeniami, że świat jest zły, a optymista „to źle poinformowany pesymista” to wychowujemy ludzi nieufnych, którzy spodziewają się po życiu wszystkiego najgorszego. Dzieci bardzo łatwo jest zarazić swoimi fobiami, frustracjami, goryczą i żalem. Oczywiście nie zawsze syn rasisty będzie nienawidził Murzynów, Żydów i Arabów, a córka panicznie bojącej się pająków matki będzie wpadała w panikę na widok nitek babiego lata. Ale pokonanie takiej bariery i wypłynięcie „na czyste wody” będzie wymagało pracy, wysiłku i w jakimś stopniu „zdradzenia” swoich rodziców.
O wiele lepiej i bardziej naturalnie czuje się człowiek, który żyje ze swoimi rodzicami w zgodzie. Nie musi się od nich odcinać, wybijać na „niepodległość”, czy walczyć z ich poglądami.
Justin Trudeau wychowuje trójkę swoich dzieci w zgodzie ze sobą i tym jak sam został wychowany. Ale zamiast prawić im kazania i pouczać, po prostu pozwala im obserwować swoje życie z bliska i wyciągać własne wnioski.
To samo robił jego tata.
Gdy dziś Justin podróżuje na szczyt NATO z dziewięcioletnim synem, budzi to zdziwienie klasy politycznej. Wyobraźmy sobie jak to musiało szokować czterdzieści lat temu. W tamtych czasach w polityce nie było miejsca nie tylko dla dzieci, ale i dla kobiet (Żelazna Dama Margaret Thatcher była wyjątkiem potwierdzającym regułę). Ale dzięki takiej postawie, Justin Trudeau porusza się po świecie ze swobodą człowieka, który zna swoją wartość i jest pewny swoich przekonań. Nie musi nikomu niczego udowadniać.
Dzieci polityków, to zazwyczaj ludzie nieszczęśliwi, a od polityki trzymają się z daleka (znów – dynastia Bushów, czy Kennedych, to wyjątki). Bo rodzina, gdy kończy się kampania wyborcza, to dla polityka tylko kłopot. Traci prawo do prywatności, nie dostając nic w zamian. A rodzinny VIP ma zawsze ważniejsze sprawy „wagi państwowej” niż przewijanie pieluszek, czy czytanie bajek. Wspólne podróże z tatą, to co najwyżej krótkie wypady do pilnie strzeżonych, zamkniętych rządowych ośrodków.
A dziewięciolatek jest już na tyle duży, by pokazywać mu świat, fantastycznie zróżnicowany, podzielony w jednych sprawach, ale i zjednoczony w innych. Przecież możliwość towarzyszeniu ojcu, który tworzy historię, to wspaniała szkoła życia. Tak się kształtuje lidera, który w przyszłości będzie w stanie podejmować samodzielne decyzje, bo widział jak to robi jego ojciec. Bo wie, że nawet najwięksi światowi przywódcy, to tylko ludzie, tacy jak my, a nie półbogowie.
Paradoksalnie, to powrót do polityki „rodzinnej” prowadzonej na świecie od tysiącleci. Tylko, że dziś, aby zostać premierem, czy prezydentem, nie wystarczy się „dobrze” urodzić. Trzeba wygrać wybory.
Ale… Powiedzcie szczerze. Czy nie głosowalibyście na fajnego człowieka, który miał mądrego ojca, od dzieciństwa poznawał tajniki polityki, może się pochwalić światowym obyciem i odwagą?
W powiedzeniu „Jaki ojciec – taki syn” jest sporo prawdy.
Pomyślmy o tym, gdy następnym razem będziemy planować wyjazd na wakacje i kusi nas podrzucenie dzieciaków do babci.
49 komentarzy
Piekny tekst Sergiusz dzieki
Świetny artykuł! I mądre przesłanie.
Bardzo przyjemnie się czyta, mimo że do rodzicielstwa bardzo mi daleko.
Hej, wszystko pięknie, naprawdę fajny tekst :). Jedno zdanie mnie tylko uderzyło – to o synu rasisty (coś groźnego, poważnego) i o córce kobiety bojącej się pająków (coś śmiesznego, absurdalnego). Rzeczy poważne dzieją się tak w perspektywie mężczyzn, jak i kobiet, a kobiety nie są histeryczkami, co to tylko pająków i myszy się boją. Nie sprowadzajmy ich do śmieszności. Proszę. Piszmy teksty pełne parytetowych przykładów – jak rząd Trudeau, a nie polityka czasów Thatcher. Dzięki 🙂
Słuszna uwaga. Choć oba przykłady są z życia i – naszego najbliższego otoczenia – wzięte.
Parytety, parytety, to dopiero zaklinanie rzeczywistości…
a co w tym takiego dziwnego????
Juz tak ne reklamujcie rodziny bo Jarek bedzie przychodzil z kotem
Dziekuje za zainteresowanie z naszym premierem (w Kanadzie), pan Sergiusz. Ale jesli moge dodac: jesli uda mi sie wyjasnic tylko jedno, ze pan napisal, ze Justin jest radykalna lewica. Ale w rzeczywistosci, on z centrowej partii politycznej, a jego poglade odzwierciedlaja glowny (nurt pogladow w Kanadzie. Polityka nowego rzadu nie sa (nawet nieco) radykalne w Kanadzie.
Dziękuję za sprostowanie, choć napisałem coś innego. W Polsce poglądy Justina Trudeau są odbierane jako radykalnie lewicowe i tak kojarzone. Dlatego napisałem używając „”: Jest lewicowym radykałem” – orzekają jedni.
hahaha, dobre! 🙂
Małe pytanko – Czy osoba wychowana w katolickiej rodzinie i nadal głęboko wierzący ale nie popierająca „małżeństw” homoseksualnych, zwolennik ograniczenia aborcji, krytyk genderyzmu i liberalnej demokracji, przeciwnik nieograniczonego przyjmowania imigrantów zwłaszcza z krajów muzułmańskich i antylewak jest zakompleksionym bucem?
Cóż… Obawiam się, że taką postawę – nie popieranie „małżeństw” homoseksualnych, ograniczenie aborcji, krytyka genderyzmu i liberalnej demokracji, veto wobec nieograniczonego przyjmowania imigrantów zwłaszcza z krajów muzułmańskich i antylewactwo – znakomita większość społeczeństwa nazwałaby patriotyzmem i prawdziwą chrześcijańską miłością.
To nie jest odpowiedź na moje pytanie.
to ja może odpowiem za autora tekstu: tak, jesteś bucem 😉
W dziejszym globalnym zliberalizowanym swiecie. zdecydowanie tak. Ja rowniez jestem wychowany w rodzinie katolickiej ale jako osoba potrafiaca samodzielnie ocenic otaczajacy nas swiat i podejmowac niezalezne decuzje niepotrzebuje rozglosni radia Maria czy telewizji Trwam zeby mi mowic jak zyc. Mieszkam w ojczyznie premiera Trudeau i nie do konca sie zgadzam z pogladami gloszonymi przez obecny rzad liberalny jak na przyklad edukacja seksualna dzieci od grade 2 czy sprowadzanie emigrantow z Syri bez odpowiedniego sprawdzenia ich background ale ksenofobia i katolicki fundamentalizm propagowany przez PIS odnosi skutek odwrotny do zamiezonego i powoduje ze coraz wiecej ludzi odwraca sie od tradycyjnych polskich wartosci katolickich.
Tak, zgadza się. Często powtarzam, że bycie Chrześcijaninem nie zwalnia z myślenia ale jednak model promowany przez PiS i wspierany przez Polskich hierarchów kościelnych jednak dąży do bezrefleksyjnego wyznawania wiary. Ja również myślę samodzielnie i można mnie nazwać Chrześcijaninem – antyklerykałem ale jednocześnie nie jestem też liberałem na miarę premiera Trudeau i przedstawianie Jego osoby w superlatywach jako młody, przystojny, fajny i jednocześnie zaznaczanie iż jest zwolennikiem gender, przyjmowanie imigrantów, LGBT itd itp przy sugerowaniu, że osoby o innych poglądach są zakompleksionymi bucami uważam za propagandę i manipulację. Na dłuższą skalę może to wywołać ostracyzm społeczny osób nastawionych konserwatywnie.
Tak
Dlaczego?
Nie, nie musi. Natomiast z pewnością pan Trudeau nie jest katolikiem – taki z niego katolik jak i islamista.
Wyglada na to, ze tak…
Chyba bym nie chciał, by dzieci obecnych liderów (o ile mają) brały z nich przykład. Zwłaszcza z tych z najwyższych szczebli…
Świetny tekst o świetnym mądrym Człowieku Premierze Tacie !!!!
Znakomity GOŚĆ !!
Może się czepiam, ale „czemu” to się można dziwić, pytanie powinno brzmieć „dlaczego”!
Piękny, mądry i pozytywny tekst ( premier Kanady też 🙂 ) Prawda o tym , że czego Jaś się nie nauczy, tego Jan nie będzie umiał: nie tylko profesji, stylu życia, relacji z innymi, obyczajów itp, ale też patrzenia na świat, okoliczności, na ludzi i sposoby przekuwania słów w czyny. Tego dziecko uczy się nie z książek, ale od rodziców 🙂 Może więc zacząć już dziś wprowadzać dzieci do polityki, żeby za jakiś czas mieć lepsze rządy – może to przepis na sukces ..? 🙂
Postawa ojcowska godna naśladowania. Natomiast postawa moralna zasadniczo niespójna. Analogicznie: jestem zadeklarowaną wegetarianką ale jem mięso, ogłaszając dumnie o tym światu.
w tym wypadku analogia chyba jest błędna i zakłamuje obraz sytuacji. Premiera Kanady, za pomocy Pani przykładu porównałbym do: jestem wegetarianinem, ale nie przeszkadza mi, że inni jedzą mięso.
No jeżeli to prawda gość, że gość dyskryminuje ludzi ze względu na płeć (w tekście jest napisane że członków rządu dobierał pod kątem parytetu płci, a nie kierując się kwestiami merytorycznymi) to niezły z niego buc i raczej nie powinno się kogoś takiego promować.
W rządzie Jastina pracuje tyle samo kobiet i męższczyzn i dobierał ich w zależności od ich wykształcenia i umiejętności. I napewno bucem nie jest i jest wart żeby go promować. Pozdrowienia z Montrealu
Albo się dobiera ludzi wg parytetu albo wg kryterium merytorycznego. On wyraźnie pokazał że kryterium merytoryczne jest dla niego drugorzędne.
Zasadniczo się z Panem zgadzam, ale wszystko zależy od skali. Jeśli mówimy o kraju, który ma 35 milionów mieszkańców (w sumie tylko trochę mniej niż Polska), to można się pokusić o wybranie ministrów zarówno wg kryterium merytorycznego, jak i parytetu. Pełna zgoda, że Trudeau akcentując to zrobił to nieco „pod publiczkę”, ale zdaje się, że wybrał naprawdę mocny skład rady ministrów.
Super tekst, ale „wyjątek potwierdzający regułę” w „Żelazna Dama Margaret Thatcher była wyjątkiem potwierdzającym regułę” nie ma sensu.
http://nevergrowup.pl/2013/08/co-oznacza-wyjatek-potwierdza-regule/
To ten koleś co nic nie robi z gwałtami i morderstwami policji kanadyjskiej na rdzennej ludności? Rzeczywiście świetny przykład kochanego tatusia daliście…
http://metrocafe.pl/metrocafe/1,145523,19655623,tajemnicze-smierci-indianek-w-kanadzie-rusza-sledztwo.html
Moge Cię zapewnić ze robi bo interesuje mnie ta sprawa. Justin jest premierem od 7 miesięcy i naprawdę dużo zrobił. Bardzo jesteśmy z niego dumni. Maria z Montrealu
To jest przyklad dla innych ojców. I bardzo dobrze , zwiedzili Centrum Nauki Kopernik , ciekawe miejsce . Przy okazji takich wypraw zacieśniaja się więzi rodzinne.??❤️?
Coś wspaniałego! Dzięki, że odnotowałeś tę wspaniałą historię. Pozwolę sobie to u siebie udostępnić 🙂
Bardzo dziękuję
Fajny artykuł 🙂 przyszło mi do głowy, że jeszcze Łukaszenka zabiera wszędzie swojego syna, tylko że w mniej miejsc go zapraszają 🙂
Zastanawiałem się, pisząc o Trudeau, nad Łukaszenką i jego forsowaniem na swego następcę i dziedzica synka Nikołaja. I doszedłem do wniosku, że różnica jest w drobiazgach, które w efekcie urastają do Himalajów. Przede wszystkim, bardzo mało wiemy o tym jak mały Nikołaj jest wychowywany. Oprócz tego, że jest oficjalnym członkiem delegacji podczas podróży taty, ubierany jest w takie same garniturki i traktowany jest jak postać nr. 2. To mocna sugestia, że u naszych sąsiadów sukcesja jest przygotowywana w stylu północno koreańskim. Choć tam „nowy” Kim wyskakuje jak diabeł z pudełka po śmierci poprzedniego. Jednak przy Justinie Trudeau nie odnosi się chyba takiego wrażenia, że wyraźnie wskazuje swojego następcę. Raczej stawia na edukację swojego syna i otwiera przed nim możliwości. No i nie robi z Xaviera swojego klona. Nie sądzę też, by Xavier był oficjalnym członkiem delegacji. Ale tego oczywiście nie wiem. Faktem jest, że ten mały Nikołaj towarzyszący Aleksandrowi Łukaszence, to jakaś taka ciekawa ludzka rysa na spiżowym wizerunku wodza. Białoruś jest zresztą krajem bardziej złożonym, nie da się go łatwo zamknąć w jednym zdaniu opinii. Kompletnie nie przystają do niego normy „europejskie”, ale też jest zupełnie inny od Rosji. Ale to inny temat.
Bardzo rozsądne odpowiedzi w reakcjach na dobry artykuł. To się niestety rzadko zdarza autorom, że potrafią zachować spokój wobec agresywnych wypowiedzi. Większości komentarzy po prostu nie da się czytać, tak zieją pogardą i nienawiścią. Podzielam krytycyzm wobec obecnej ekipy, widzę mechanizmy prowadzące do autorytaryzmu, boję się tego, bo przeżyłam PRL i pamiętam jak dochodziło do hitleryzmu i stalinizmu. Ale u nas zbyt wiele osób wyżywa się (niby w dobrym celu) w pluciu na potępiane osoby. Sami się degradują używając ohydnego słownictwa. Rosną mury między Polakami. Co możemy na to poradzić?
Zgadzam sie calkowicie z Pania „wizimirska” i gratuluje Panu Sergiuszowi wspanialego artykulu.
W Polsce powołaliby komisje śledczą
bardzo mądre spostrzeżenia, ciekawa dla mnie informacja i pocieszająca jakoś, bo moje dziecko, dziś mężczyzna, od małego towarzyszyło nam przy każdym wyjeździe, przy wielu rozmowach, było otwarte i tylko te skrzydła łamała mu tradycyjna, polska grupa zawodowa, zwana czynnikiem dydaktycznym: żadnej otwartości, poskramianie uczuć, porządność i schludność po polsku, przede wszystkim. Dla mnie, zwłaszcza, że trudnię się przedsięwzięciami artystycznymi, żałosne.
Jest tylko jeden problem: o ile Trudeau-ojciec był wybitnym politykiem, o tyle Trudeau-syn jest wydmuszką, która nie ma swojemu krajowi nic do zaoferowania poza ładną buzią i nazwiskiem. Strach myśleć co będzie z Trudeau-wnukiem
Coś wspaniałego ? Dziecko na szczycie psychopatycznych militarystów ? A czy premier pośle swojego syna na wojnę czy tylko przyucza jak wysyłać na nią innych, którzy nie mieli szczęścia urodzić się w odpowiednim kręgu ? Hipokryzja elit, niereflektowana przez społeczeństwo, zapatrzone od zawsze w idoli, mylące bajki , a obecnie także seriale z życiem..
Super wpis :).
jako osoba urodzona w polsce i mieszkająca w kanadzie od ponad 30 lat, mam pytanie dotyczące coraz częściej używanego słowa „gender” w polskich pismach. czyżbyśmy nie mieli w naszym ojczystym języku odpowiednika? na przykład płeć (tak podpowiada mi słownik angielsko-polski). musze przyznać ze mam problem z coraz częstszym używaniem wyrazów angielskich w miejscach gdzie nawet ja, stara emigrantka która w polsce skończyła tylko dwie pierwsze klasy podstawówki, jestem w stanie od razu wyrazić to samo po polsku. po pierwsze, wydaje mi się to leniwe, a po drugie, po niejednej historycznej próbie wybicia języka polskiego przez obcych, przykro mi patrzeć jak robimy to sami.
Pani Agnieszko, w Polsce słowa „gender” używa się w nieco innym znaczeniu, niż po prostu „płeć”. To słowo jest dla środowisk prawicowych obelgą, a dla lewicowych tarczą i maczugą jednocześnie.
„gender” w naukach humanistycznych i studiach feministycznych oznacza płeć ale w znaczeniu płeć kulturowa jako odróżnienie od tzw płci biologicznej, która po angielsku częściej określana jest pojęciem „sex”. Od lat 70. XX wieku kształtuje się nurt badań nad kształtowaniem się płci poprzez czynniki kulturowe, jak płeć była postrzegana na przestrzeni różnych okresów historycznych czyli tzw. gender studies, po polsku studia gender, teoria gender. W związku z tym w języku polskim nie wykształciliśmy sobie takiego rozróżnienia, jak w angielskim sex/gender. Poza tym studia gender weszły do obiegu szerokiej humanistyki i tak funkcjonują w wielu krajach, tak jak określenia postmodernizm, hermenautyka itp. Akurat gender w tym sensie nie traktowałabym jako bezmyślnego zapożyczenia z angielskiego.