„OK. Paryż, i co jeszcze?” – pytali się nasi znajomi, gdy mówiliśmy im, że jedziemy na miesiąc do Francji. No cóż… Paryż na pewno wart jest tego, żeby go co najmniej raz w życiu odwiedzić. Albo, jak mówi Magda: „Trzy razy – pierwszy, ostatni, i o jeden raz za dużo”.
Każde z nas (z wyjątkiem Chruczka, ale on to z pewnością kiedyś sobie z nawiązką odbije), było już w stolicy Francji kilkakrotnie, więc tym razem nie braliśmy jej nawet w naszym napiętym planie podróży pod uwagę. I bez Paryża spędziliśmy nad Sekwaną, Loarą i Rodanem bardzo intensywny miesiąc, odkrywając przy tym wiele miejsc znacznie od niego ciekawszych. Jednym z naszych największych „odkryć” było Amiens.
Ręka do góry, kto słyszał wcześniej o stolicy Pikardii?
Poza specami od układania krzyżówek, oczywiście.
Na trasie naszej podróży Amiens znalazło się, bo w 1220 roku zaczęto tu budowę pięknej gotyckiej katedry. I ukończono ją po zaledwie 50 latach (większość wielkich kościołów budowano przez stulecia). Ale gdy już tam dojechaliśmy, to okazało się, że Amiens to rewelacyjne miejsce, bardzo przyjazne dla rodzin z dziećmi, bo znaleźliśmy tu mnóstwo atrakcji, które były ciekawe dla nas i dla naszego synka.
Ale do rzeczy! Spróbujmy to opowiedzieć w punktach:
Po pierwsze: katedra
Już sobie wyobrażam Wasze miny. Jak można zainteresować małego dzieciaka gotycką katedrą? Też się tego obawialiśmy. W końcu nasz Chruczek ma zaledwie piętnaście miesięcy i choć podobno dzieci rozumieją dużo więcej, niż nam – dorosłym się wydaje, to raczej mało prawdopodobne, by należycie docenił dzieło genialnych XIII-wiecznych budowniczych. Wybraliśmy się jednak na wieczorny pokaz światło–dźwięk, mimo, że była godzina 21:45, a mały już poziewywał. Szybko się pozbierał i rozochocił, gdy zobaczył kataryniarza na przykatedralnym placu. A potem przez 45 minut doskonale się bawił patrząc na zmieniające się kolory na kamiennej fasadzie. Niezwykłe widowisko, które pozwoliło nam wyobrazić sobie jak barwne były w Średniowieczu wspaniałe, pełne figur portale katedry, zakończyło się zabawnie, o czym pisaliśmy już TUTAJ. Wnętrze katedry również może się okazać przestrzenią do fantastycznej przygody w stylu Indiany Jonesa dla dzieciaków, które są nieco starsze i lubią śledzić mroczne tajemnice. Na pewno spodoba im się poszukiwanie dobrze zachowanej czaszki Jana Chrzciciela. Lub szukanie odpowiedzi na tę wierszowaną zagadkę:
„Na skrzyżowaniu transeptu i nawy
odnajdzie drogę pielgrzym ciekawy
wprowadzi go ona w sekrety Świątyni
Idź po czarnych polach i zważ, by nie dotknąć białej linii”.
I już można bawić się w odkrywanie tajemniczego labiryntu, który pielgrzymi przez wieki przemierzali na kolanach. I nie szkodzi, że dzieciaki nie będą wiedziały co to „nawa” i „transept”. Od tego są rodzice. No i Wikipedia. Ważne, że znajdą labirynt, który doprowadzi ich do naprawdę ciekawego rozwiązania zagadki. A co jest w sercu labiryntu? Rzućcie okiem TUTAJ.
Katedra w Amiens
30 Place Notre Dame, Amiens
cathedrale-amiens.monuments-nationaux.fr/fr/
wstęp wolny; wizyta z przewodnikiem: dorośli 5,50 EUR, dzieci 4 EUR
rezerwacje na 48 godzin przed zwiedzaniem: +33 (0)3 22 80 03 41
Po drugie: dom Juliusza Verne’a
„Dzieci kapitana Granta”, „W 80 dni dookoła świata”, „200 tysięcy mil podmorskiej żeglugi”, „Tajemnicza Wyspa” (dwa tomy!), „Podróż do wnętrza ziemi”, „Dwa lata wakacji”, „Michał Strogow” i wiele, wiele innych fantastycznych powieści, o których dzisiejsze dzieciaki… nie mają pojęcia. No dobrze – dziewczyny też raczej Verne’a nie czytały, bo to był autor „chłopackich” książek, które rozbudzały wyobraźnię i sprawiały, że szara rzeczywistość robiła się do zniesienia. Ale dla nas świat jego książek to był inny, niezwykły świat.
Przez ostatnie lata życia autor mieszkał w Amiens, skąd pochodziła jego żona – Honorine. Jego dom zamieniono w muzeum, które było dla mnie jak powrót do krainy dzieciństwa. Sporo można się tu dowiedzieć nie tylko o życiu Verne’a, ale o świecie drugiej połowy XIX wieku. Okazuje się, że pisarz, który żył w wielkiej przyjaźni ze swoim wieloletnim wydawcą, poza dziesiątkami książek pisał także setki listów do przyjaciół. Pracował codziennie od 4 do 10 rano, o 12 zjadał wczesny obiad, następnie pracował w bibliotece a po południu uczestniczył w sesjach rady miasta w której zasiadał. Dowiedzieliśmy się także, że Verne, który w swoich książkach pisał o odległych lądach i morzach, całe ustępy dotyczące charakterystyki geograficznej krajów czy wysp, przepisywał z dostępnych naukowych źródeł, a zapożyczone teksty kazał wypowiadać swoim bohaterom. Podejście do praw autorskich było wówczas nieco inne niż dziś.
Ze spaceru po pokojach w jego rezydencji dowiedzieliśmy się także jaka moda panowała w XIX wieku, co kolekcjonowano, gdzie jeżdżono na wakacje oraz jakie książki czytano. I jak wydawca wpływał na autora bestsellerów a jakie stosowano tricki marketingowe, żeby zwiększyć sprzedaż książek.
Jedno piętro zamieniono na sterówkę ulubionego jachtu pisarza, który pływając po kanale La Manche (ledwie kilka godzin drogi od Amiens) napisał swoją słynną powieść o kapitanie Nemo (w pierwszej wersji miał być Polakiem, walczącym o wyzwolenie ojczyzny. Dopiero interwencja wydawcy, który miał sporo interesów w Rosji, sprawiła, że „został” Hindusem, przeciwnikiem brytyjskiej okupacji).
W kolorowym, położonym na kilku poziomach muzeum (z kilkoma salonami, ogrodem i słonecznym tarasem) wszyscy bawiliśmy się świetnie – i ja – wielbiciel Verne’a, i Magda i mały odkrywca i podróżnik Chruczek, który wszystkiego chciał dotknąć i spróbować.
Maison de Jules Verne
2 Rue Charles Dubois, Amiens
maisondejulesverne.amiens.fr
wstęp: dorośli 7,50 EUR, dzieci (6-17 lat) 4 EUR
bilet rodzinny: dwoje dorosłych+dwoje dzieci 19 EUR
Po trzecie: Pływające ogrody Hortillonnages
Jak to często we Francji bywa, wszystko zaczęło się od Rzymian. To oni odkryli, że gąszcz wysepek na rzece Sommie to świetne, bardzo żyzne miejsce do uprawiania warzyw. No i od dwóch tysięcy lat to działa. Mieszkańcy Amiens mają tu swoje ogródki działkowe, a dopływają do nich łódkami. Ogrody Hortillonnages można też zwiedzać, niczym Wenecję – pływając gondolą. No… może nie całkiem gondolą, tylko zwykłą łódką, ale prawie godzinny rejs ubarwiony opowieściami kierującego łódką flisaka w języku frangielskim ( w jego wykonaniu do końca nie byliśmy pewni, czy był to angielski z francuskim akcentem, czy odwrotnie), to zabawna i kolorowa przygoda. A warzywa i owoce z tego niezwykłego miejsca można kupić w weekend na targu warzywnym w centrum miasta.
Les hortillonnages d’ Amiens
54 Boulevard de Beauville, Amiens
hortillonnages-amiens.fr
rejs łódką (od kwietnia do października): dorośli 5,90 EUR, dzieci (11-16 lat) 5,20 EUR, dzieci (4-10 lat) 4,10 EUR, dzieci do 4 lat za darmo
ogrody można zwiedzać za darmo pieszo lub na rowerze
Po czwarte: cyrk
Od razu przyznamy się, że nie jesteśmy zagorzałymi pasjonatami sztuki cyrkowej, zwłaszcza nie lubimy treserów i pogromców zwierząt. Ale po pierwsze dla dzieciaków to fajna zabawa a po drugie cyrk w Amiens jest naprawdę wyjątkowy. Widać to już na pierwszy rzut oka, bo wygląda jak… opera. No i coś w tym jest, bo to nie żaden „jakiśtam namiot”, tylko solidny budynek, którego projekt nadzorował sam Charles Garnier, projektant paryskiej opery. Dzieło sztuki Belle Epoque. Patronem cyrku jest Juliusz Verne, który jako rajca miejski uczestniczył w otwarciu budynku w 1889 roku. Warto obejść okrągłą bryłę dookoła. Przy wejściu dla artystów sterczy wielki komin, budzący nieprzyjemne skojarzenia. A tymczasem to pamiątka po systemie centralnego ogrzewania z przed stu trzydziestu lat. Przedstawienia w cyrku odbywają się regularnie, a gwiazdą jest tu linoskoczek Benoit Bellville. Cyrk można także zwiedzać albo wybrać się na jeden ze spektakli (aktualny repertuar znajdziecie na stronie).
Jules Verne Circus
Place Longueville, Amiens
www.cirquejulesverne.fr
bilety na przedstawienia: dorośli 16,00 EUR, dzieci 9,00 EUR
rezerwacje i informacja o spektaklach: +33 3 60 01 02 40
Po piąte: kolacja w Małym Amsterdamie
To nie jest oficjalna nazwa dzielnicy oddzielonej od katedralnego wzgórza niebieską wstęgą Sommy, ale mieliśmy z Magdą to samo skojarzenie. Wieczorem, gdy ostatnie promienie słońca liżą gotyckie mury katedralnych wież, w dziesiątkach małych restauracji usytuowanych nad rzeką, zachęcająco pobrzękują sztućce, a wokół roznoszą się kuszące zapachy. Knajpki nie są drogie, ani nastawione na łupienie turystów, bo – powiedzmy to szczerze – Amiens ma świadomość, że nie leży na głównym turystycznym trakcie. I bardzo dobrze, bo dzięki temu oferta kulinarna nastawiona jest na dopieszczanie stałych klientów, a my możemy tylko na tym zyskać. Jest też sympatyczniej, atmosfera luźniejsza, a wina naprawdę dobre i w umiarkowanej cenie. W większości restauracji są krzesełka dla najmłodszych gości, więc nawet z małym, żwawym Chruczkiem spędziliśmy tu uroczy wieczór. Lokali o lepszym i gorszym standardzie jest tu mnóstwo, my wybraliśmy się do eleganckiej restauracji z tradycyjną lokalną kuchnią i europejskimi kulinarnymi evergreenami – Le Quai.
Le Quai
13-15 Quai Bélu, Amiens
rodzinna kolacja: ok. 40-60 euro
rezerwacje: +33 3 22 72 10 80
A na deser specjalności Pikardii. Sklepiki z regionalnymi przysmakami znajdują się na starówce. Warto je odwiedzić, skosztować tradycyjnych ciasteczek lub kupić kulinarną pamiątkę, która po powrocie do domu przypomni nam zapachy i smaki Amiens.
Kiedy będziecie planować wycieczkę skontaktujcie się z centrum informacji i promocji regionu: Office de Tourisme d’Amiens, które pomoże ułożyć najlepszy program i najlepszą trasę zwiedzania dla rodziny z dziećmi, poleci miejsca warte odwiedzenia i przewodników. Przetestowaliśmy to na Chruczu.