Home Atrakcje Park Miniatur Inwałd: Świat jest malutki

Park Miniatur Inwałd: Świat jest malutki

by Sergiusz Pinkwart

Czy małe naprawdę jest piękne? Do Inwałdu, gdzie można zobaczyć najważniejsze budowle i pomniki świata w skali 1:25 jechaliśmy nastawieni raczej sceptycznie. Ale miejsce okazało się super!

Na pojemnym (i darmowym!) parkingu przed wejściem do Parku Miniatur, stały zaparkowane samochody głównie ze Śląska. Ale rejestracje wskazywały też na liczną reprezentację gości z Krakowa, Warszawy, Dolnego Śląska, a nawet z Elbląga. Co ściąga ludzi z całej Polski do niewielkiego Inwałdu, pomiędzy Bielsko-Białą a papiesko-kremówkowymi Wadowicami? Czy Inwałd jest rzeczywiście polskim Disneylandem? No więc – jest. Choć w alejkach widzimy tłumy zachwyconych turystów fotografujących się na tle kolejnych atrakcji, nas park miniatur na początku lekko odpycha. Trzeba wejść w konwencję. „Wolę oryginały” – wyrokuje po minucie Magda. Ale potem na dłuższą chwilę zastyga przy podobiznach amerykańskich prezydentów wykutych w Mount Rushmore. No tak, jeszcze nas tam nie było. Musimy pojechać.

Mount Rushmor. Kiedyś pojedziemy do Południowej Dakoty.
Mount Rushmor. Kiedyś pojedziemy do Południowej Dakoty.

Zaczynamy się bawić. Rozpoznajemy znajome budynki i symbole, ale ciekawią nas te, których nigdy nie widzieliśmy. Szybko robimy listę „must see” na najbliższe lata. Nie wiedzieliśmy nawet, że oboje, choć Egipt dobrze znamy, tak bardzo marzymy o zobaczeniu Abu Simbel. Albo Stambułu. Mostu w Mostarze. Chińskiego muru… Odkryciem jest cykl „Polska w miniaturze”. Wspaniałe dolnośląskie zamki, nieco mniej udane Tatry, czy pałac w Łańcucie… Po obejrzeniu tej części parku widzimy, że Polska nie ma się czego wstydzić. Nasz kraj zjeździliśmy wzdłuż i wszerz, ale wciąż mamy tyle do zobaczenia!

Polskie zamki nie ustępują tym z nad Loary.
Polskie zamki nie ustępują tym z nad Loary.

Co cieszy – nie ma tandety. Makiety są wykonane solidnie, ze szczegółami, wokół nich zaaranżowany jest teren – egzotyczne rośliny przy Wielkim Murze Chińskim, w Wenecji – prawdziwe kanały. Patrzymy na spacerujące rodziny z dziećmi. Podchodzą do tabliczek z opisami przedstawionych zabytków, czytają, głośno komentują. Może tak jak i nam, zaczyna gdzieś kiełkować myśl o konieczności odbycia swoistego Grand Tour, niczym Lord Byron, by zobaczyć na własne oczy te cuda świata, które karmią tu w Inwałdzie naszą wyobraźnię.

Mostar. Mieliśmy tam być w lipcu...
Mostar. Mieliśmy tam być w lipcu. Plany pokrzyżowała strata paszportów na początku wyprawy, więc wciąż jest na naszej liście.

Ale Park Miniatur, to tylko fragment małopolskiego „Disneylandu”. Dla zabawy wchodzimy w zielony labirynt. Czujemy się niczym Harry Potter w czasie Turnieju Trójmagicznego. To niby tylko wąskie alejki z dwumetrowymi tujkami po obu stronach, ale po kilku minutach i kilkudziesięciu ostrych zakrętach i rozwidleniach, decydujemy się zawrócić. Trzymając się wciąż prawej ściany dochodzimy do wejścia i wchodzimy po schodkach na drewnianą platformę, żeby spojrzeć na labirynt z góry. Po chwili gratuluję sobie decyzji, bo z trzech metrów nad ziemią widzimy jak rozległy jest labirynt i jak łatwo tam się zgubić. Świetna zabawa dla nastolatków, ale z rocznym Chruczem raczej nie powinniśmy się zbyt daleko zapuszczać.

Labirynt z góry a w tle – wiadomo – Egipt.
Labirynt z góry a w tle – wiadomo – Egipt.

Nie pójdziemy z nim też na spływ rwącą, górską rzeką. I to nie tylko dlatego, że kosztuje 12 zł od osoby, ale przede wszystkim można tam wybrać się ze starszymi dziećmi. Chrucz jest za mały. Za mały jest także, żeby wejść do Gabinetu Strachu Egipt Horror Show. Więc Sergiusz wchodzi tam sam. No cóż… Mumie ożywające z histerycznym śmiechem, wyłaniające się ze ściany krokodyle, czy gumowe pająki, które w stroboskopowym świetle wydają się być „niemal” żywe, z pewnością zachwyciłyby dwunastolatka. Dla dorosłych to strata czasu. Za to „po sąsiedzku” wystawa skarbów znalezionych przez Howarda Cartera w grobowcu Tutanchamona, jest naprawdę imponująca. Chyba nikt nie spodziewa się, że zobaczy oryginały przechowywane w Muzeum w Kairze, ale kopie przygotowano z ogromną starannością, a towarzyszące im opisy są porządne.

Chruczek na Piazza San Marco.
Chruczek na Piazza San Marco.

Wyszliśmy na moment z Parku Miniatur, żeby zobaczyć potężną warownię na szczycie wzgórza. Średniowieczny zamek stoi tu od dwóch lat. Tak, to nie pomyłka. Z zewnątrz wygląda imponująco, ale trochę zraziły nas wnętrza, które ewidentnie nie dają satysfakcji obcowania z królewskim majestatem.

Dramatyczne niebo nad całkiem nową średniowieczną warownią z 2012 roku.
Dramatyczne niebo nad całkiem nową średniowieczną warownią z 2012 roku.

Zamiast średniowiecznych cegieł, które Pudzian musiałby podnosić dwiema rękami, czy idealnie do siebie dopasowanych kamiennych bloków – cementowe tynki. Wokół coś w rodzaju skansenu. Ale – uczciwie musimy powiedzieć – zaczęło tak lać, że nie odwiedziliśmy ani pieczary smoka, który co godzinę straszy dzieci, ani nie odwiedziliśmy ponoć świetnie wyposażonej izby tortur. Może następnym razem…

Uciekamy przed deszczem.
Uciekamy przed deszczem.

Za to schroniliśmy się w kolorowym jak wioska smurfów zameczku z obiecującym szyldem „Gastronomia”. No i tu, niestety, skucha. Bar szybkiej obsługi ewidentnie nastawił się na zbiorowe żywienie wycieczek. Przynajmniej jeśli chodzi o jakość posiłków. Pływające w tłuszczu flakowate (za to zimne) frytki z kawałkiem kury i szczyptą sałatki – 25 zł. Ale jak na bar „szybkiej” obsługi pół godziny w kolejce, to zdecydowanie zbyt długo. Zwłaszcza, że Chrucz zaczął z nudów wariować. Nie było co z nim zrobić. Ani kącika zabaw dla dzieci, ani jakiejkolwiek przestrzeni, na którą można byłoby swobodnie wypuścić raczkującego malucha. W końcu dorwał się do leżącej na niskim parapecie sterty ulotek reklamujących bar z tanią wódką i zakąskami w Wadowicach. Kilka minut spokoju – bezcenne. A rozrzucone ulotki potem posprzątaliśmy. Naprawdę.

Pałacu kultury nie ma, ale stadion...
Pałacu kultury nie ma, ale stadion…

Kilka informacji praktycznych: Dojazd samochodem z Krakowa „siódemką” na Myślenice. Za Mogilanami skręcamy w prawo na Bielsko-Białą. Przejeżdżamy przez Wadowice i trasą nr 52 dojeżdżamy do Inwałdu. Po prawej jest Park Miniatur, a po lewej stronie szosy – parking. Bilet rodzinny 2+2 na oba parki (miniatur+warownia) – 135 zł; dwoje rodziców i trójka dzieci – 165 zł. Pojedyncze bilety dla dorosłych 30 zł (park miniatur) i 20 zł (warownia). Dzieci do lat 3 – gratis, a młodzież szkolna (z ważną legitymacją) 25 zł za wejście do parku miniatur i 15 zł – warownia. Bilety łączone – park miniatur i warowania są nieco tańsze. Park jest czynny w wakacje 9-19 (dni powszednie) i 9-20 (soboty, niedziele i święta). Potem nieco krócej. Szczegóły na stronie http://parkminiatur.com

Szybko mijamy Wyspę Wielkanocną.
Szybko mijamy Wyspę Wielkanocną.
Polska w miniaturze. Hit Parku Miniatur.
Polska w miniaturze. Hit Parku Miniatur.

Related Articles

3 komentarze

Karolina Łukasz 19 sierpnia 2014 - 09:10

lepsze niż leżenie plackiem na plaży byliśmy w tym roku zwiedziliśmy wszystkie parki w okolicy Wadowic syn zachwycony

Reply
Dziecko w drodze 19 sierpnia 2014 - 10:38

A no właśnie, warto dodać, że w pobliżu są także dwa parki dinozaurów i energylandia. w tych okolicach faktycznie powstało sporo atrakcji dla dzieci

Reply
Pierwszy ROK Dziecka w Drodze 3 stycznia 2015 - 18:01

[…] Gdy wszyscy odpoczywali, my pracowaliśmy nad kilkoma ważnymi projektami książkowymi (szczegóły – mamy nadzieję – będziemy mogli podać już za kilka tygodni). Wyskoczyliśmy tylko na kilka dni do Krakowa i odwiedziliśmy niezwykły Park Miniatur w Inwałdzie. […]

Reply

Leave a Comment