Chcemy, by nasz syn jak najszybciej zaczął dobrze mówić po angielsku. Pragniemy też, by nie „zgubił” języka polskiego. Co trzeba zrobić, by dziecko było native speakerem w dwóch językach?
– Tato… Jak się nazywa chmurka?
– Cloud.
– A jak się nazywa domek?
– House.
– A jak się nazywa samochód?
– Car.
– A jak się nazywa śmieciara?
– Nie mam pojęcia. Ale może ty mi powiesz jak po angielsku będzie: „jestem chłopcem”?
– Jak się nazywa śmieciara?
– Sprawdzę to, ale ty mi powiedz jak jest po angielsku „chłopiec”.
– …
– „A boy”. A dziewczynka to „a girl”. Jak jest „chłopiec”?
– A jak się nazywa śmieciara?
Do szkoły mamy piętnaście minut szybkim marszem. Sporo. O wiele mniejszy dystans pokonuje się tu zazwyczaj samochodem. Ale póki jest ładna pogoda, brak auta nam nie doskwiera. Jest czas, żeby pooglądać chmury, policzyć samoloty na niebie (blisko są dwa międzynarodowe lotniska, więc niebo nigdy nie jest puste), czy poćwiczyć angielskie słówka. Zresztą to Wili zazwyczaj inicjuje tą zabawę. Idziemy chodnikiem i staramy się nazywać wszystko co widzimy. On – po polsku, a ja, jak potrafię, podrzucam angielskie słówka, choć co i raz się na czymś wykładam, jak na tej nieszczęsnej śmieciarze. Wychowawca mojego syna prosił, by jak najwięcej mówić do niego po angielsku, więc się staram. A właściwie starałem. Do wczoraj.
Pani Aleksandra uczy w naszej szkole dzieci z pierwszych klas Primary School. Na prośbę wychowawcy naszego syna, wpadła do Nursery, żeby sprawdzić jak Wili mówi w swoim ojczystym języku. Co zrozumiałe – jego angielski jest jeszcze mocno ograniczony i trudno go oceniać na podstawie tych kilkunastu słów i zwrotów, które teraz zna. Oczywiście nikt tu nie zamierza wystawiać mu stopni, ale dla nauczycieli ważne jest, by wiedzieć dobrze na jakim etapie rozwoju jest każde dziecko, i czy przypadkiem nie potrzeba mu jakiejś pomocy.
Polska nauczycielka w angielskiej szkole to nie jest jeszcze standard, choć w dzielnicy, w której mieszkamy, na pewno jest bardzo potrzebna. Jeżeli nie dla dzieci, które pewno szybko łapią język i radzą sobie w nowej rzeczywistości, to dla rodziców.
Z tego samego założenia wyszedł pewno Mr. Graham, bo gdy przyszedłem odebrać syna po zajęciach, pani Aleksandra już na mnie czekała.
– Wszystko w porządku – uspokoiła mnie, zanim zdążyłem zadać pierwsze pytanie. – Wilhelm prawidłowo się rozwija, jest inteligentny, mówi po polsku pełnymi zdaniami, proszę się o nic nie martwić.
– Ale..?
Uśmiechnęła się i poprawiła okulary.
– Mówi pan do niego dużo po polsku?
– Niestety tak… – spuściłem głowę. – Wiem, że powinienem z nim rozmawiać jak najwięcej po angielsku, ale zwykle o tym zapominam.
Pokręciła głową z dezaprobatą.
– Niech pan mówi do niego tylko po polsku, bo zrobi mu pan krzywdę.
Uniosłem brwi.
– Ale pan Graham…
Machnęła ręką, jakby chciała odgonić natrętną muchę.
– Pana żona jest Polką? No to w domu rozmawiajcie po polsku. Bo inaczej dziecko nie będzie dwujęzyczne. Angielskiego i tak się tu szybko nauczy. Ja wiem, że teraz to może być irytujące, że mały Wilhelm nie mówi po angielsku, ale to nie znaczy, że się nie uczy. Nazywamy to etapem „silent face”. Wydaje nam się, że dziecko niewiele rozumie, nie odpowiada na pytania, nie reaguje na polecenia. Ale to pozory, za kilka miesięcy, a może tygodni, przełamie się i zacznie mówić płynnie. Język szkoły i kolegów będzie dla niego ważniejszy i łatwiejszy niż ten w domu. A poza tym, mówiąc do niego po angielsku możecie mu nieświadomie zaszkodzić…
Spojrzała na mnie z lekką dezaprobatą.
– Chodzi o to, że źle mówię po angielsku? – domyśliłem się.
– Skądże znowu… – pokręciła głową, ale jej mowa ciała wyrażała co innego. – Ale słyszałam jak pan mówi i… no cóż… Co ciekawe, nie słychać może typowego polskiego akcentu, ale większość słów wymawia pan po amerykańsku, a nie po brytyjsku…
Cholerne Hollywood i CNN… Wiem, że nie mam wymowy brytyjskiej, a zwłaszcza nie jestem w stanie powtórzyć lokalnego koszmarnego dialektu Scouse który jest pokłosiem akcentu irlandzkich emigrantów z XIX wieku. Ale nie potrafię się przemóc, żeby na „poniedziałek” zamiast „Mandej” mówić „Mundaj”.
– Proszę się nie przejmować – uśmiechnęła się zimno. – Większość Polaków mówi tu jeszcze gorzej, a wydaje im się, że są mistrzami świata. W każdym razie lepiej niech państwo zostawią naukę angielskiego szkole…
Wracałem do domu z mieszanymi uczuciami.
Wili szczęśliwy, w lekko umorusanym mundurku, pokazał na fioletowy plastikowy pojemnik, który tarasował chodnik.
– Tato, a jak to się nazywa?
– Kosz na śmieci. Przyjedzie po niego śmieciara.
– A jak się nazywa śmieciara?
– Śmieciara. Po polsku. A po angielsku, to ty mi powiesz. Za jakiś czas…
10 komentarzy
hahaha GENIALNIE to ujales ! Pozdrawiamy cala Trojeczke !
Aniu, to Wy jesteście w tym temacie ekspertami! 🙂
Mieszkam w Polsce ale jestem nauczycielem angielskiego. Moje 3-letnie dziecko uczy sie angielskiego. Mowie do niego,czytamy książki i ogladamy bajki po angielsku. Efekt jest. Syn doskonale wychwytuje obce słowa i je powtarza. W tym wieku osluchanie jest istotne.
No właśnie. Jeśli mama jest nauczycielem angielskiego, to dziecko ma prawdziwe szczęście 🙂
Moj synek Oskar wlasnie zaczyna przygodę w nursery( w wieku Chruczka) i dokładnie usłyszeliśmy to samo. Zgadzam się z tą metodą, ponieważ będąc tu juz kilka lat zauważyłam jak dzieci niektórych polskojęzycznych par zatracaja płynność i poprawność wymowy polskiej wlasnie przez uzywanie w domu języka angielskiego… Niechciała bym do tego dopuścic w przypadku moich chłopców – miejmy nadzieję że się to uda- efekty zobaczymy za parę lat?
No to jak będziecie mieć jakieś fajne patenty, to dajcie znać. My tu wciąż się czemuś dziwimy 🙂
Pozdrowienia dla Oskara!
proste, tylko co zrobic gdy rodzice sa dwoch narodowosci? jak to rozgraniczyc, ja mowie do dziecka po polsku, ale jak jestesmy wszyscy to mowimy juz w obcym dla mnie jezyku, a i moj akcent idealny nie jest.. a moja corka nadal rozmawia z tata po polsku, chociaz on rozumie tylko kilka slow, myli jej sie, tez kojarzy ze w domu jest inny jezyk, ale nie bardzo wierzy, ze tata nie kuma..
Ja mam chrzesnika co ma 3 języki do nauki i tylko 2 latka ?
No lekko nie jest… Wszystko przez tą wieżę Babel 🙂
Nauczycielka ma rację, my mieszkamy w PL, nasza czteroletnia córka mówi do mojego partnera po angielsku (jest Walijczykiem) a ja (i w sumie wszyscy wokół) mówią po polsku i ona do nich też. Mamy przewagę, więc mała po polsku więcej potrafi powiedzieć, ale myślę, że sobie poradzi.
Pozdrawiam 🙂
PS. tam chyba miało być „silent phase” – tak mi się wydaje 🙂