W Warszawie piliśmy kranówkę. Na Islandii też. I w Anglii. Aż Magda zapytała: hej, a czy kranówka na pewno jest zdrowa? Postanowiłem to sprawdzić.
To, czy kranówka jest zdrowa, czy wręcz przeciwnie, okazało się sprawą, która dzieli nas nie mniej, niż polityka. Ale godne uznania jest to, ilu mamy w tej dziedzinie fachowców. W ciągu godziny dowiedzieliśmy się o jakości wody w kranie więcej, niż przez całe dotychczasowe życie.
Ale od początku.
Jakość wody w naszym kranie jest monitorowana przez specjalistę z urzędu miasta. To znaczy odwiedził nas raz jakiś fachowiec. Wziął próbkę wody z kuchennego kranu, wlał do jakiegoś urządzenia, które zarzęziło i zamigotało ciekłokrystalicznym ekranem, na którym pojawił się szereg cyfr.
– It’s OK – mruknął fachowiec i sobie poszedł.
Jeśli chodzi o mnie, to poczułem się uspokojony. Ale Magdzie zaufanie do ludzi nie przychodzi tak łatwo jak mnie.
Na szczęście w Wielkiej Brytanii pewne rzeczy są bardzo sformalizowane. Można na przykład na stronie dostawcy wody wpisać kod pocztowy, który tu jest najważniejszą częścią adresu i uzyskać dokładne dane co do zawartości wszystkiego ponad H2O.
Magda sprawdziła, poklikała jeszcze kilka bardziej szczegółowych wykresów i doszła do wniosku, że wie niewiele więcej, niż przedtem. Bo o ile cieszy zerowa wartość wykrytych bakterii ecoli, no to jeśli calcium, czyli wapno, jest na poziomie 30.8, a kolor to <0.954 to znaczy, że jest dobrze, czy źle? A poziom aluminium <8.87 powinien wzbudzać zadowolenie, czy panikę?
– Kochanie! – Magda wstała od komputera – pójdę zrobić herbatę, a ty może dowiedz się coś o tej wodzie. Czy można ją pić, czy nie?
Mógłbym oczywiście pójść na zaoczne studia chemiczne i już po czterech latach swobodnie bym to ogarnął, ale ponieważ jestem z natury leniwy, postanowiłem pójść na skróty i popytać fachowców w Internecie.
Wrzuciłem pytanie na forum o życiu w UK i już po kilku sekundach zaczęły wyskakiwać odpowiedzi. Dziesiątki, potem setki odpowiedzi.
Część znawców, bez wgłębiania się zbytnio w temat, uspokoiło mnie, że woda w kranie jest OK, bo ludzie piją ją od lat i żyją. Przynajmniej ci co żyją, to nie umarli od wody. A ci co umarli, to nic nie piszą. Więc generalnie jest spoko.
Znów – żelazna logika tego wywodu mnie uspokoiła zupełnie. A uznałem, że Magda może wciąż mieć wątpliwości.
Na szczęście całkiem sporo osób podzielało tę nieufność i miało dla nas złote rady. Tyle że – jak to nasi rodacy – jedni fachowcy coś nam radzili, a inni w tym czasie stanowczo to samo odradzali.
Najszybciej zostało rozbite w pył stronnictwo wygodnickich, którzy kupili w TESCO dzbanek z wymiennym filtrem Brita lub Aqua Optima i uważają, że dzięki temu piją już zdrową wodę.
„Nie usuniesz fosforu z tej wody filtrami kupionymi do czajnika a problem jest dość spory bo dużo fosforu w organizmie wpływa na psychikę… warto poczytać” – upomniał minimalistkę specjalista.
Wtórował mu inny fachowiec: „Ta woda z UK ma w cholerę fluoru i chloru. Wiadomo, że picie jej nie zabije, ale szyszynka np. wapnieje”. I na poparcie swojej tezy dołączył link z YouTube’a.
Natychmiast doczekał się riposty.
„Nie dodają tu ani chloru ani fluoru. To, że znalazłeś filmik jakiegoś szamana od teorii spiskowych nic nie znaczy”.
Kilka sekund później wątek podjął inny fachowiec: „Woda jest ok ale ma bardzo dużo fosforu i gdyby nie ten fosfor byłaby wodą destylowaną, która nie posiada zupełnie żadnych minerałów. Trzeba się suplementować przy piciu tej wody ponieważ ona działa trochę jak gąbka, wypłukuje nam z organizmu minerały. Poczytajcie sobie dlaczego nie wolno pić wody destylowanej. Kto się zna na chemii będzie wiedział oczym piszę” – zakończył groźnie.
Temat wody destylowanej wyraźnie „chwycił”.
„Piję destylowaną, a do tego dodaję sól himalajską. Pozwala to na uzupełnienie minerałów, które zostały wytrącone podczas destylacji” – pochwalił się kolejny rozmówca. Słyszałem o błogosławionych właściwościach soli himalajskiej, więc ucieszyłem się, ale po chwili Internet wyrzucił kolejną radę, która mój entuzjazm nieco ostudziła.
„Po destylacji i schłodzeniu wody do temperatury pokojowej przelewam ją do pojemnika z szungitem. Szungit kupiłem na ebay. Wydobywany jest wyłącznie w Rosji i przy zakupie najlepiej zwracać uwagę na kraj pochodzenia.”.
A więc nie sól himalajska jest „kamieniem filozoficznym”, który po destylacji zamieni kranówkę w ożywczy nektar, tylko jakiś rosyjski szungit? A co to w ogóle jest ten szungit? Nie wiem, jak sobie radzili ludzie przed wynalezieniem Internetu. Ale szungit – czyli pewien specyficzny rodzaj węgla, który jest wydobywany na dalekiej rosyjskiej północy, ma podobno niezwykłe właściwości oczyszczające wodę. Czyli jest to rodzaj filtra węglowego. Tylko ponoć lepszy.
Zanim zdążyliśmy doczytać o co w tym tak naprawdę chodzi, znalazł się ktoś, kto połączył szungit z solą himalajską:
„Ja destyluję wodę, później przelewam ją do pojemnika z szungitem i po około 4h woda jest zdatna do picia. Na każdą szklankę wody dodaję pół łyżeczki rozpuszczonej soli himalajskiej, czasem się zdarzy, że trąca lekko mydlinami ale to dlatego, że dodam za dużo soli.”
Literki na ekranie wyskakiwały z szybkością karabinu maszynowego. Dyskusja się rozkręcała:
„Mam filtr z odwróconą osmozą i woda jest jak z górskiego potoku”.
„Tak, tylko że takiej wody nie powinno się pić. Trzeba ją zmineralizować. Poczytaj sobie co grozi ludziom, którzy piją wodę destylowaną, a taką mamy po filtrze ro. Wpisz sobie w Google”.
„Jak chcesz zdrowo i bezpiecznie to kup ozonator. Po tym nie musisz wody przegotowywać”.
„Ozonator nie ma żadnych sprawdzonych właściwości zdrowotnych. To taka sama ściema jak „strukturyzator” Zięby”.
„No to ja mam tak: z PL woda syf i kamień. Tutaj czajnik po 5 latach używania nie ma nawet milimetra kamienia”.
„Ja po roku wywaliłam bo już nawet odkamienianie nie pomagało. Kamień zawalił cały czajnik, że skrobać nie szło. A w PL tak nie miałam”.
„Ja w ogóle nie piję z kranu i nie pozwalam dziecku. Kupuję wodę niegazowaną w sklepie”.
„Ja też piję tylko butelkową i to najlepiej polską. Uważam, że w tej wodzie jest jakiś syf, od którego źle się czuliśmy wszyscy. Dlatego zaczęliśmy kupować butelkowaną i czujemy się lepiej”.
„Robiłem testy różnej wody z UK od kranówki po butelkowaną z marketów, poprzez destylację. Z eksperymentów wynika, że woda z kranu jest najczystsza i pozostaje po niej najmniej syfu, więc jakbym miał sam wybierać, wybrałbym kranówkę”.
– Kochanie? – Magda wróciła z kuchni i usiadła na kanapie, delikatnie trzymając w dłoniach kubek z parującą herbatą. – I co z tą wodą? Dowiedziałeś się czegoś? Możemy pić z kranu?
Zamknąłem komputer.
– W zasadzie… tak.
3 komentarze
Kochanie, Ty sobie robisz żarty, a to naprawdę problem! Powinniśmy pić dużo wody, 2 litry dziennie, i warto, żeby to była dobra woda. No ale nie biegamy do sklepu po evian czy borjomi w szklanej butelce, ta dobra woda musi być pod ręką. Najlepiej właśnie z kranu, może być przez filtr. Ale najlepiej nie przez filtr który kosztuje kilka tysięcy złotych, bo takich reklamują wiele, a nie wiadomo który jest tak naprawdę dobry i czy naprawdę musi tyle kosztować czy to naciąganie naiwnych? Każdy mówi co innego i ja się nadal nic wiążącego nie dowiedziałam, mimo spędzenia wielu godzin nad tematem.
Pani Magda ma dużo racji lecz chcę dodać, że W.A.Mozart komponował w kilka minut lub godzin utwory muzyczne, które dla innych były tak skomplikowane,że nie stworzyliby ich przez długie lata. Temat wody jest prosty.
To ja powiem tak. Odkad pije, piłem wode z butelek plastikowych tych najdrozszych czułem sie zatruty. Substancja ktora wydziela plastik. Po 2 dniach po piciu kranowki przefiltorwanej przestalem miec problemy z żoładkiem. Zauwazyliscie ze woda z kranu lepiej smakuje niz z butelki. Warto sluchac organizmu. Oczywiscie moga sie zdazyc zatruca wodociagow. Pare dni biegunki i po sprawie. Lepsze to niz rak