Czy religia ma swój termin „przydatności do spożycia”? Co zrobić ze świątyniami, które już nie mają swoich wiernych? Europa Zachodnia ma z tym ewidentnie problem. A my mamy problem próbując wytłumaczyć dziecku, że kościół, na który patrzy i bezbłędnie rozpoznaje, to właściwie nie jest to, co widzi…
Jedna z najpiękniejszych księgarni, jaką widziałem to zdesakralizowany gotycki kościół w Maastricht. Przy kamiennym ołtarzu z wyciętym w marmurowym blacie krzyżem, siedzą studenci z pobliskiego uniwersytetu. Piją kawę z papierowych kubków i przeglądają książki, na które im szkoda wydawać kasy. W narteksie i bocznych nawach stoją półki z literaturą faktu, a we wnęce dawnej zakrystii znajdziemy książki dla dzieci. Na drugim piętrze, niemal pod żebrowanym sklepieniem, stoją poradniki o uprawianiu jogi, potędze kontroli umysłu, psychologii islamu i drodze do buddyjskiej nirwany. Uwielbiam księgarnie, ale ta wywołuje u mnie silne przygnębienie.
Na pewno jeszcze gorzej czuję się patrząc na tabliczkę „FOR SALE” na neogotyckim, mocno podupadłym kościółku w dzielnicy Anfield, kilka przecznic od wypasionego stadionu FC Liverpool. Zresztą w mieście, w którym mieszkamy, takich budynków jest sporo. I to nie tylko protestanckich. Nawet spora Polonia nie ma tu swojego kościoła, bo choć pustych, ładnych świątyń jest masa, to utrzymanie ich kosztuje krocie. A kurii z pewnością bardziej opłaca się sprzedanie budynku. Choć to nie jest proste, bo stare kościoły zazwyczaj są otoczone dawnymi grobami. A to niezbyt smaczny kąsek dla potencjalnych deweloperów. Tam, gdzie się to udało jakoś ogarnąć, w kościołach są apartamenty, kluby i hotele. Brytyjska prasa odnotowuje każdy przypadek oddania pustych kościołów na meczety. To mocno bulwersuje opinię publiczną. Ale prawda jest taka, że gdyby wszyscy ci, których to oburza, chodzili regularnie na msze i dawali parę funtów na „tacę”, to tego problemu by nie było.
Jest mi po ludzku przykro. I mówię to jako ojciec czterolatka, którego z Magdą nauczyliśmy, by wchodził do każdego kościoła na naszej drodze. Wili uwielbia atmosferę starych świątyń. Po wejściu do kruchty natychmiast rozgląda się za stoiskiem ze świeczkami. Nauczył się tego w „laickiej Francji”, gdzie ciężką ciemność gotyckich katedr rozświetlają wotywne świece. Wyjazdy do Izraela, Gruzji, Armenii, Rumunii i Serbii utwierdziły go w przekonaniu, że tak właśnie powinno wyglądać zwiedzanie kościoła: najpierw nuda, bo mama i tata chodzą od obrazu do obrazu, od rzeźby do rzeźby. A potem można zapalać świeczki i jest fajnie.
Ale w Holandii i w Anglii najczęściej odbijamy się od zamkniętych wrót. Albo charakterystyczna wieża dzwonnicy wznosi się nad klubem, czy – w wersji light – salą koncertową.
Bahajowie wierzą, że każda religia ma swój naturalny cykl jak Słońce, które nieuchronnie zmierza od świtu do zmierzchu. Od narodzin do śmierci. Najdłużej wierzono w bogów Egiptu: słonecznemu dyskowi Ra oddawano cześć przez trzy i pół tysiąca lat. Ozyrys, który zmartwychwstał, żeby rządzić królestwem cieni, to też jeden z najdłużej adorowanych bogów. A jego małżonka – Izyda, trzymająca na kolanach małego Horusa, to starsza o dwa tysiące lat siostra naszej Madonny z Dzieciątkiem. Tamtych bogów już nie ma. Ich świątynie zasypał piasek, albo zamieniono je na kościoły, a potem na meczety. Chyba tylko żydowski Jahwe dobija do wieku Amona-Ra. Jeśli liczyć od Mojżesza, który wyprowadził Izraelitów z Egiptu prawdopodobnie za czasów faraona Amenhotepa II, to mielibyśmy tak jakoś 3400 lat nieprzerwanego kultu. Choć przez większość tego czasu Świątynia jest zburzona…
Pod pewnym względem sytuacja kościołów chrześcijańskich w Europie Zachodniej przypomina żydowskie synagogi w powojennej Polsce. Holocaust, a potem fale antysemityzmu w 1946 i 1968 sprawiły, że Polska stała się krajem bez Żydów. Bożnice które przetrwały, stały puste z braku wiernych. Zamieniano je na sklepy, magazyny, a w najlepszym razie na biblioteki i domy kultury.
No ale to w jakimś sensie jest zrozumiałe. Skoro nie było „starszych braci w wierze”, to te puste budynki trzeba było jakoś zagospodarować. Ale dlaczego w Europie Zachodniej chrześcijanie odwrócili się od swojej wiary i porzucili kościoły? To sprawa skomplikowana i długotrwały proces, którego początku trzeba szukać pięćset lat temu, kiedy augustiański mnich i akademik Marcin Luter postanowił zreformować kościół. Patrząc z dzisiejszej perspektywy – miał rację, bo to co go w tamtym kościele tak bardzo bulwersowało, z pewnością oburzałoby dziś najbardziej ortodoksyjnych katolików. No bo handlowanie odpustami za grzechy popełnione i te, które dopiero zamierzamy popełnić to było ewidentne przegięcie. Tak samo chyba zgodzimy się dziś wszyscy, że zakaz publikacji Biblii w językach narodowych był czymś złym. Sprawy doktrynalne były do dogadania. Gdyby zamiast potępiać Lutra, zaczęto poważny dialog, nie doszłoby do tragicznego w skutkach podziału chrześcijan, ani jednej z najgorszych wojen europejskich – wojny trzydziestoletniej.
Gdy przelano rzekę krwi, żaden dialog już nie był możliwy.
A proces reformacji nie był, niestety, jednorazowym posunięciem. Gdy kościół się rozpadł, natychmiast po stronie „reformatorów” pojawiły się kolejne podziały. A potem kolejne. Katolicka kontrreformacja też brała zawsze kurs na zderzenie. Po paru wiekach bratobójczych konfliktów, których paroksyzmy trwały do lat ’90 XX wieku, Europejczycy z Zachodu są już zmęczeni. Zarówno protestanci, jak i katolicy mają pustki w kościołach. Nominalnie wciąż Holendrzy, Brytyjczycy, czy Francuzi są chrześcijanami. W praktyce – mają swoją religijność w głębokim poważaniu. Dlatego ich kościoły są puste. A puste kościoły to chyba jeszcze smutniejszy widok, niż chrześcijańska świątynia zamieniona na księgarnię.
1 comment
Normalna kolej rzeczy , religie umierają na całym świecie , dlatego świątynie pustoszeją .
Moim zdaniem świat idzie w dobrym kierunku , pozbywając się religii .