Home Emigracja Wybory w Wielkiej Brytanii. Co zmieni się w życiu Polaków na Wyspach?

Wybory w Wielkiej Brytanii. Co zmieni się w życiu Polaków na Wyspach?

by Magda Pinkwart

Dziś cała Wielka Brytania żyła wyborami parlamentarnymi. Właśnie zamknięto lokale wyborcze i podano wstępne wyniki.

a

Liverpool wyglądał dziś inaczej niż zwykle. Na podłodze w autobusach poniewierały się ulotki głoszące, żeby nie głosować na tych „okropnych Torysów”, bo jak wygrają, to zabiorą dzieciom obiady szkolne a starsi ludzie nie będą mieli dodatków na ogrzewanie zimą. Przed niektórymi domami stały wystawione przez aktywnych politycznie sąsiadów bannery zachęcające do głosowania na odpowiednich kandydatów. Nagłówki gazet krzyczały: „The battle for Britain – przez najbliższe pięć lat nie masz prawa narzekać, jeśli dziś nie zagłosujesz!”

Jeszcze niedawno eksperci przyznawali, że konserwatyści są na prostej drodze do zdobycia jeszcze większej przewagi. Dziś, za obstawienie, że Torysi dostaną większość w Parlamencie bukmacherzy płacili 20/1. Pierwsze exit polls wskazują na to, że konserwatyści mają 314 miejsc, czyli o 12 za mało, by rządzić samodzielnie. Do dziś mieli 331 posłów. Najprawdopodobniej mamy więc (po raz trzeci w najnowszej historii Wielkiej Brytanii) zawieszony parlament. Czyli rzadką sytuację, w której żadna z partii nie ma samodzielnej większości. Z właściwym sobie brytyjskim humorem komentatorzy pytali na Twitterze, komu w takim razie Theresa May ma wręczyć swoją rezygnację?

fot.: screen metro.co.uk

Dla nas, Polaków mieszkających na Wyspach, wynik tych wyborów jest ważnym drogowskazem. Rok temu Brytyjczycy niewielką przewagą zagłosowali za Brexitem, co było szokiem dla całej Europy i chyba także dla nich samych. Po 12 miesiącach od tamtych wydarzeń sytuacja miliona emigrantów z Polski jest taka, że w zasadzie nadal nic nie wiemy, a jedyną pewną rzeczą jest niepewność.

Prawdę mówiąc chętnie dowiemy się, jaka będzie nasza sytuacja, czy choćby ile dodatkowych papierów trzeba będzie wypełnić. Nawet nie chodzi o to, że ktoś źle na nas spojrzy na ulicy i każe wracać do domu, ale o to czy nie zdrożeją połączenia telefoniczne i bilety lotnicze.

Kiedy premier Theresa May ogłosiła przedterminowe wybory, liczyła na powiększenie przewagi i najlepszy wynik konserwatystów od czasu sukcesu Margaret Thatcher w 1987 roku. To byłaby legitymacja do tego, by silną ręką przeprowadzić twardy Brexit. Na taki wynik wskazywały sondaże przed kampanią. Tyle, że blef mógł się nie udać, a Torysi ryzykowali, że skończą z jeszcze gorszym wynikiem niż dotychczas. I tak się właśnie stało.

Z drugiej strony po przewadze Labourzystów nie mogliśmy spodziewać się fajerwerków i tego, że „odkręcą” Brexit. Lider partii, Jeremy Corbyn zapowiedział, że będzie szanował wyniki ubiegłorocznego brexitowego referendum. Mogliśmy jedynie liczyć na to, że negocjacje z Unią Europejską będą się odbywać bez przysłowiowego noża w zębach, za to z większa wolą porozumienia.

Tak czy inaczej, znów wiemy, że nic nie wiemy. Obserwacja dzisiejszych wyborów w Wielkiej Brytanii przypomina trochę rozmowę z gazdą z dowcipów. „Jak na świętego Hieronima jest deszcz albo ni ma, to pod koniec listopada pada deszcz albo nie pada”.

A w Anglii w zasadzie chyba tylko tego jednego możemy być pewni. Że jutro znów będzie deszcz.

Related Articles

Leave a Comment