Pojechaliśmy szlakiem najwspanialszych we Francji gotyckich katedr, wielkich dzieł architektonicznych oszałamiających nie tylko kiedy powstały – w XIII wieku, ale i dziś. Pamiętających Ryszarda Lwie Serce, Joannę d’Arc i wielkich francuskich królów.
Podczas trwającej wiele dni podróży po rozsianych po całym kraju obiektach – od katedry do katedry, dzielnie towarzyszył nam nieco ponad roczny Chrucz. I choć sądziliśmy, że zwiedzanie jedna po drugiej kilkunastu imponujących gotyckich budowli to dla tak małego dziecka będzie prawdziwy koszmar, okazało się, że pomyliliśmy się. To znaczy nie, to był koszmar, ale głównie dla rodziców. Chrucz świetnie się bawił. Jest na szczęście w wieku, gdy zabawy atrakcyjne dla nieco starszych dzieci (wesołe miasteczko, delfinarium, karuzela, zoo) jeszcze kompletnie go nie interesują. Za to doskonale odnajduje się w atrakcjach „dla dorosłych”. Tyle, że gdy my studiujemy portale, ołtarze i zachwycamy się witrażami, jego zajmuje coś zupełnie innego. Żeby nie zanudzać Was na raz historią wszystkich niezwykłych katedr i przygodami Chrucza w każdej z nich, podzieliliśmy opowieść na trzy części. Zaczynamy łagodnie – w końcu dzieciątko dopiero przyzwyczaja się do zwiedzania tak niezwykłych obiektów. A potem jest tylko gorzej.
Katedra w Strasburgu
Pierwsza katedra na naszej trasie, tuż za niemiecką granicą. Europejsko-studenckie miasto o starożytnych korzeniach na nas zrobiło ogromne wrażenie, podziwialiśmy uliczki przy których stłoczyły się kolorowe kamieniczki, brukowane uliczki, sklepy z tradycyjnym fois gras działające od dwóch wieków, ulice w miejscu starożytnych traktów, które biegły tu już przed naszą erą. Błądziliśmy tymi uliczkami i zastanawialiśmy się jakie wrażenie na przyjezdnych kupcach, którzy przybywali tu od końca XIII wieku robiła Katedra Notre Dame. Katedra, spoglądając na którą nawet my, współcześni, mamy ściśnięte gardło. Od czasu ukończenia budowy do 1874 roku jej 124-metrowa wieża była najwyższym budynkiem na świecie. Do dziś jest to najwyższa zachowana średniowieczna budowla. Katedra jest widoczna ze szczytów Wogezów a także zza niemieckiej granicy na Renie. Zwłaszcza, kiedy różowy piaskowiec z Wogezów, z którego jest zbudowana, połyskuje w słońcu przy dobrej pogodzie.
Rozmawialiśmy mniej więcej o tym, kiedy z lekkim strachem wjeżdżaliśmy wózkiem wypełnionym Chruczem do naszej pierwszej katedry. Z lekkim strachem, bo nie raz w Czechach czy w Gruzji wypędzono nas z kościoła, „bo z wózkiem nie wolno”. Tutaj – nic podobnego. Nie dość, że do tych najdoskonalszych zabytków średniowiecza wstęp jest darmowy (kilka euro kosztują tylko dodatkowe atrakcje jak krypty czy wejście na wieżę widokową), to jeszcze nikt nie goni zwiedzających z dziećmi. Wkrótce poczuliśmy się pewnie wśród wypasionych mercedesów wśród wózków, które pchały przed sobą niemieckie małżeństwa. Tyle, że ich dzieci chciały siedzieć w tych wózkach, a nasz Chrucz wił się, żeby go wypuścić. No to go wypuściliśmy. Natychmiast padł na kolana i niczym najbardziej wprawny pielgrzym ruszył środkiem nawy głównej w stronę ołtarza. Rączki i spodenki na wysokości kolan natychmiast zrobiły się czarne od wiekowej posadzki. Ale my patrzyliśmy tylko z przestrachem, czy naszego dziecka-kamikadze nie zadepcze jedna z kilkunastu wycieczek krążących po wnętrzu. Na szczęście mały budził ciepłe uczucia, więc był uważnie omijany, za co chętnie uśmiechał się do pań z hiszpańskich i niemieckich wycieczek i pokrzykiwał wesoło. No właśnie, wtedy odkrył jak doskonałą akustykę mają gotyckie katedry i od tej pory wykorzystywał ją z całą mocą swoich małych płucek, popiskując radośnie. Niestety, zobaczył też oddzielającą ołtarz od części dostępnej dla turystów balustradę z metalowych słupków i łączących je pluszowych linek (czy koś wie jak to się fachowo nazywa?) i raczkując sprawnie przeleciał pod nią jak pocisk. Cóż było robić. Wtargnęliśmy na zagrodzony teren i schwyciliśmy małego uciekiniera. Po czym ze wstydem opuściliśmy świątynię.
Kilka zdjęć ze Strasburga:
Katedra w Metz
W Strasburgu tylko to podejrzewaliśmy, ale teraz już wiemy. W małego Chruczka w katedrach wstępował mały diabełek. Krzyczał (nie płakał, nie wył, ale piszczał albo pokrzykiwał z radości). W tamtejszej katedrze świętego Szczepana, górującej nad miastem swoją imponującą gotycką bryłą z – co doceniliśmy z bliska – detalami w doskonałym stanie, Chruczek czuł się już pewnie. Biegał wśród zwiedzających na czworaczka, podnosił się opierając się o ławki, uśmiechał się do babć z niemieckich wycieczek, które zamiast słuchać przewodniczki nachylały się nad malcem o aryjskiej urodzie, śmiejącym się głośno i patrzącym im prosto w oczy (tak, niestety nasz Chrucz zaczepia ludzi i wymusza zainteresowanie). Nie zainteresowały go w najmniejszym stopniu witraże Chagalla, za to drewniane podjazdy dla wózków położone na biegu schodów stały się doskonałym miejscem do wbiegania i zbiegania (i tak 50 razy. Oczywiście za rączkę), więc jak łatwo się domyślić tylko jedno z nas mogło spokojnie kontemplować wnętrze katedry. Drugie uganiało się za Chruczem.
Kilka zdjęć z Metz:
1 comment
„Pozwólcie dzieciom przyjść do mnie” – pewnie, że wypada! 🙂