Nareszcie wiosna! Szkoda czasu na siedzenie w domu, zwłaszcza, że kalendarz sprzyja. Przed nami Święta Wielkanocne i długi majowy weekend. Pora pakować walizki i wyjeżdżać. Choć na kilka dni.
Nie wiem jak Wy, ale ja kiedyś patrząc w kalendarz widziałem tylko ferie i wakacje. Martwiłem się, że na podróżowanie zostało tak mało czasu. A od paru lat kalendarz mruga do nas zachęcająco, nawet wtedy, gdy w tygodniu trzeba chodzić do pracy, a dziecko od poniedziałku do piątku spędza czas w szkole. Wystarczy policzyć: w roku mamy 52 tygodnie, więc 52 niedziele i 52 soboty. Jeśli da się wyjechać w piątek po południu, to już w ogóle możemy przeznaczyć na wyjazdy ponad 150 dni w roku. Mało? Pewnie, że chciałoby się więcej, ale patrząc na to z innej perspektywy, to jeśli pięćdziesiąt dwa razy w roku wyskoczylibyśmy na dwa i pół dnia za każdym razem do innego kraju, to w niecałe cztery lata mielibyśmy zaliczony cały świat.
To oczywiście tylko zabawa matematyką. W rzeczywistości nie da się weekendowo zwiedzić całego świata. Ale są miejsca, gdzie warto wyskoczyć na dwa dni, choćby po to, żeby sprawdzić, czy mielibyśmy ochotę pojechać tam na dłuższy urlop. Pogoda sprzyja, więc proponujemy Wam dziś miejsca, które nas wiosną zachwyciły.
I jeszcze jedno. Rzecz bardzo ważna podczas zagranicznych wyjazdów. Ubezpieczenie. Nigdzie się bez niego nie ruszamy, bo parę razy zdarzyło nam się pójść za granicą do lekarza, a nawet na szpitalny ostry dyżur. I gdyby nie wykupione wcześniej ubezpieczenie, mielibyśmy poważną wyrwę w budżecie. Do niedawna za każdym razem przed wyjazdem kupowaliśmy ubezpieczenie podróżne. Ale gdy po raz drugi z rzędu przypomnieliśmy sobie o tym dopiero na lotnisku, a raz kompletnie o nim zapomnieliśmy, postanowiliśmy załatwić sprawę raz a dobrze.
Podjęliśmy współpracę z Twoja Karta Podróże i mamy wykupione na rok ubezpieczenie na wszystkie kraje świata. Przez najbliższe 365 dni nie musimy się już o nie martwić, a warunki Twoja Karta Podróże Classic (Magda i Sergiusz) i Twoja Karta Podróże Student (Wilhelm, choć ma niespełna 4 lata, to załapuje się na kartę studencką) są takie jak trzeba. Szerzej napiszemy o tym w osobnym wpisie. Jeżeli też chcecie kupić taką kartę i zapomnieć na rok o każdorazowym ubezpieczaniu się przed podróżami, możecie wejść bezpośrednio na stronę firmy, lub zrobić nam przyjemność i kliknąć TEN LINK, by przejść bezpośrednio z naszego bloga na stronę ubezpieczyciela April.
No to zaczynamy nasz wiosenny ranking!
5. Serfaus-Fiss-Ladis
Są tacy, którzy po prostu lubią zimę, wiosnę i lato w jednym. Jeżeli do nich należysz, to ten austriacki kurort nieopodal szwajcarskiej granicy Ci się spodoba. Właśnie teraz, do 18 kwietnia, można tam szaleć na nartach (czynne jest ponad 90 tras narciarskich!). W dolinach jest już absolutna, szalona wiosna z letnimi temperaturami pod dwadzieścia stopni. Dzień można zacząć wcześnie rano na stoku, gdy śnieg jest jeszcze zmrożony. Dzieciaki oddajemy do szkółki narciarskiej i sami walczymy na czarnych i czerwonych trasach. Potem odbieramy wybawioną młodzież i na górskiej hali, w alpejskiej restauracji zjadamy tradycyjne spaetzle z owczym serem. Po południu jeździmy na rowerach po świetnych dróżkach wśród zielonych łąk i idziemy na wieczorny koncert na Apres Ski, bo na koniec sezonu Austriacy wymyślają całą masę atrakcji.
Jak dotrzeć na miejsce? własnym samochodem (ok 12h, 1380 km) lub samolotem do Monachium i potem busem (250 km)
4. Budapeszt
Jedno z naszych ulubionych miast. Idealne dla Chruczka, który nie wyobraża sobie wyjazdu bez kąpieli w basenie. A w Budapeszcie basenów (a także w wersji upgrade – czyli term) jest bez liku. Wieczorem warto wybrać się do Term Rudas, u podnóża Wzgórza Gellerta. Kompleks basenów i łaźni znajduje się niemal nad samym brzegiem Dunaju. Największą atrakcją jest jednak, naszym zdaniem, niewielki basen z ciepłą wodą, umieszczony na dachu budynku. Nie ma piękniejszego miejsca, na podziwianie świateł wielkiego miasta i płynących po Dunaju, rozświetlonych statków.
Gdy obrócimy się w drugą stronę, zobaczymy surowe, skaliste zbocze, z którego w XI wieku zrzucono w drewnianej beczce biskupa Gellerta. To kara za zapał ewangelizacyjny mnicha, który nie spodobał się ówczesnym Madziarom. Na wierzchołku wzgórza ustawiono budapesztańską Statuę Wolności. A nad kamienną figurą migocze rozgwieżdżone niebo. Nocą w piątki i soboty termy są czynne od 22 do czwartej rano. Jeśli chcemy połączyć przyjemne z pożytecznym, można wybrać się na zakupy do centrum handlowego Campona, gdzie znajduje się Tropicarium – wielkie akwarium słonowodne z rekinami i innymi morskimi stworzeniami, które można podglądać z bliska, zagłębiając się w dwunastometrowy szklany tunel przecinający basen o powierzchni 3000 m2.
Dumą Tropicarium jest wielki, sześciometrowej długości rekin tygrysi. W podwodnym Zoo znajdują się też rekiny brązowe i płaszczki gitarowe. Obok są baseny z aligatorami i innymi egzotycznymi gadami. Za dodatkową opłatą śmiałkowie mogą podobno popływać wśród drapieżników, ale uczciwie przyznajemy, że tego nie próbowaliśmy.
Jak dotrzeć na miejsce? najkrócej (i najtaniej) węgierskimi liniami lotniczymi Wizzair.
3. Langwedocja
Kraina pomiędzy Pirenejami z jednej, Masywem Centralnym z drugiej strony, a Morzem Śródziemnym od południa, bardzo się stara odróżnić od innych regionów Francji. Zielone o tej porze roku winnice i majestatyczne średniowieczne zamki, takie jak Carcassonne, to wystarczający powód, by zachwycić się tutejszą przyrodą i historią. To raj dla dzieciaków, które uwielbiają mroczne legendy o Templariuszach, potępionych heretykach, czy wielkich bitwach. Nieco starsi chętnie odwiedzą rzymskie ruiny Orange i Narbonne, słynny akwedukt Pont du Gard, czy perełkę architektoniczną z czasów wypraw krzyżowych – Aigues-Mortes w delcie Rodanu.
Jak dotrzeć na miejsce? Tanimi liniami lotniczymi do Tuluzy lub Carcassonne.
2. Wenecja
Stara Dama, jak mówili o Wenecji romantycy, to latem nieznośnie turystyczne miejsce, gdzie o kulkę wodnistych lodów, czy drogi jak nieszczęście kawałek zimnej pizzy walczą jak weneckie lwy, tysiące zdesperowanych turystów. Tymczasem wiosną pogoda jest już – z naszej perspektywy – letnia, a zimowe atrakcje, takie jak regularne powodzie, też nam nie grożą. No i nie ma tłumów. Można spokojnie wejść do katedry Św. Marka, ozdobionej posągami ze złupionego przez Krzyżowców Konstantynopola.
Z dzieciakami możemy odwiedzić muzeum dawnych instrumentów, żeby choćby opowiedzieć o dwóch Antoniach: Stradivarim (najsłynniejszym budowniczym skrzypiec) i Vivaldim (weneckim kompozytorze). Jeśli nie chcemy wydawać 80 euro na przejażdżkę gondolą, wybierzmy vaporetto, czyli wodny tramwaj. Bilet nie jest drogi, kosztuje 7 euro. Żeglując po Canale Grande można się poczuć jak na romantycznej przejażdżce gondolą, minus świdrujący uszy tenor natarczywego gondoliera. No i pływając po kanałach omijamy składające się głównie ze schodów mostki, co w przypadku spaceru z dzieckiem bywa upierdliwe. Reszta to same plusy.
Jak dotrzeć na miejsce? Tanimi liniami do lotniska Mediolan-Bergamo, a dalej pociągiem.
1. Belgrad
O stolicy Serbii piszemy w kwietniowym, wiosennym numerze National Geographic Traveler. Belgrad o tej porze roku tonie w kwiatach, a turystów jest jak na lekarstwo. Jeśli chcemy poczuć puls miasta i spróbować zrozumieć bliską nam (językowo i mentalnie) nację, o której poza paroma stereotypami nie wiemy zbyt wiele, to weekend w Belgradzie to jest to!
Tylko nie nastawiajcie się na dietę. Bo w Serbii jest pyszne jedzenie. Na każdym rogu kusi piekarnia z dziesiątkami rodzajów bułeczek (Chrucz w ciągu kilku godzin uzależnił się od niedużych parówek zawijanych w ciepłe kruche ciasto francuskie). Magda twardo walczyła o swój wegetarianizm – i rzeczywiście wszędzie zamawiała genialną sałatkę bałkańską. Cóż z tego, skoro przy każdej okazji udawało mi się ją namówić do skosztowania z mojego talerza soczystej pljeskawicy – grillowanego kotleta z mielonego mięsa z piórkami cebuli.
Dla dzieciaków niezwykłym miejscem jest muzeum genialnego wynalazcy Nikoli Tesli (Chcecie poczuć jak przez was przepływa milion volt? No pewnie, że chcecie, tylko boicie się do tego przyznać. A tam możecie tego doświadczyć!) No i Muzeum Lotnictwa, gdzie można osobiście zasiąść za sterami zabytkowych samolotów i helikopterów. Chrucza nie mogliśmy stamtąd wyciągnąć. A jeszcze jest deptak Kniazia Michała – czyli belgradzkie Krupówki. No i twierdza Kalemegdan w widłach Sawy i Dunaju z Muzeum Wojny. No i Skadarlija – dzielnica klimatycznych kafejek i galerii sztuki. To naprawdę może być intensywny weekend.
Jak dotrzeć na miejsce? Loty z Warszawy ma regularna (choć naprawdę tania) linia Air Serbia.
3 komentarze
Do listy dodałabym jeszcze piękną Barcelonę 😀
My też. Bardzo chętnie!
Musimy tam w końcu pojechać 🙂
My też! 🙂