– Brexit to teraz jeden z głównych tematów. Sporo moich znajomych już się spakowało i wróciło – mówi w wywiadzie Wirtualnej Polski Sergiusz Pinkwart, dziennikarz i pisarz, który od półtora roku mieszka w Liverpoolu.
Cały artykuł przeczytasz na portalu Wirtualna Polska.
Brexit to temat, który nurtuje teraz najbardziej Polonię na Wyspach Brytyjskich. Theresa May we wtorkowym przemówieniu próbowała uspokoić emocje, które towarzyszą decyzji o wystąpieniu Wielkiej Brytanii z UE. Przede wszystkim podkreśliła, że planuje jak najszybciej zagwarantować prawa obywateli UE już mieszkających i pracujących na Wyspach. Jakie nastroje panują wśród milionowej społeczności Polonii na Wyspach? Czy rzeczywiście, jak sugerują eksperci, do kraju wróci co trzeci Polak?
Sergiusz Pinkwart zwraca uwagę na to, że o powrocie do Polski w związku z Brexitem myślą przede wszystkim ci, którym z różnych powodów nie powiodło się na Wyspach albo przeżyli rozczarowanie w związku z emigracyjną rzeczywistością.
– Każdy emigrant na początku przeżywa stres związany z obniżeniem poczucia własnej wartości. To normalne, że dyplomy i tytuły naukowe chowa się do szuflady i bierze się pracę grubo poniżej kwalifikacji – tłumaczy. – Ci, którzy w Polsce mieli dobrze, a na Wyspach zamiast pójść w górę, musieli się zniżyć do pracy „przy łopacie”, już spakowali walizki i wracają.
Dziennikarz jest też zdania, że dla tych osób Brexit to szansa powrotu „z twarzą”.
– Mogą spojrzeć w oczy rodzinie i przyjaciołom i powiedzieć: „musiałem wrócić, bo w Anglii nas nie chcą”. Nie muszą tłumaczyć, że w ich wypadku wyjazd od początku był pomyłką – stwierdza.
– Dla mnie ogromnym zaskoczeniem było to, że spora liczba moich znajomych z brytyjskiej Polonii kibicowała kampanii pro-brexitowej, co zakrawało na absurd, ale wiązało się z negatywnym postrzeganiem Unii Europejskiej, a przede wszystkim strachem przed napływem uchodźców – mówi Sergiusz Pinkwart. – To, że Brexit był wymierzony głównie w Polaków, miało wtedy drugorzędne znaczenie.
Według niego było to spowodowane faktem, że Polacy, którzy dotarli na Wyspy stosunkowo niedawno, oglądają głównie polską telewizję. – A w tamtym czasie programy informacyjne codziennie bombardowały nas obrazkami zdziczałych hord podbijających słabą Europę – mówi dziennikarz.
Jego zdaniem stąd właśnie wziął się abstrakcyjny pomysł, że dzięki Brexitowi Wielka Brytania obroni się przed muzułmanami.
– Pamiętam radość niektórych i triumfalnie uniesione kciuki w górę. Udało się pokazać tej złej Unii, że nie ma zgody na multi-kulti – tak Pinkwart wspomina dzień referendum, w którym doszło do przegłosowania Brexitu. – Kilkoro znajomych tak myślących już wróciło do Polski. Inni, jeśli są wystarczająco długo na Wyspach, pocieszają się tym, że może będzie za jakiś czas łatwiej o pracę, bo przestanie płynąć tu nieprzerwany strumień imigrantów i „Angole” na własnej skórze odczują skutki braku rąk do pracy – stwierdza Pinkwart.
Przyznaje też, że „obrona” Wielkiej Brytanii przed falą migrantów odbija się również na mieszkających tam Polakach. – Począwszy od żartów: „jeszcze tu jesteście?”, przez utrudnienia administracyjne, wszystkie sprawy formalne, które jeszcze rok temu można było załatwić w kilka dni, teraz przeciągają się w nieskończoność, aż po otwartą wrogość. Ale to na szczęście przypadki najrzadsze – dodaje Sergiusz Pinkwart.
Jednak dziennikarz jest dobrej myśli co do przyszłości Polonii na Wyspach Brytyjskich.
– Ci, którzy przetrwali pierwszy okres, a potem poszli w górę, nie myślą o powrocie – przekonuje Sergiusz Pinkwart. – Zapuścili korzenie na Wyspach, posłali dzieci do brytyjskich szkół i wierzą, że Brexit ich nie dotknie. Wielu z nich zaczęło swoje emigracyjne życie jeszcze przed 2004 rokiem i mają twardą skórę. Pamiętają czasy wiz i pozwoleń na pracę. Będzie im trudniej, ale znają już język i brytyjskie realia. Przetrwają.
Cały artykuł przeczytasz na portalu Wirtualna Polska.