Pogoda w Anglii jest w rzeczywistości dużo lepsza, niż opisywano w gotyckich powieściach. Ale jak jest zima, to upału nie ma. Tymczasem dzieciaki idą do szkoły ubrane tak samo przy 20, jak i przy 5 stopniach powyżej zera. I wygląda na to, że nikt się nad nimi nie użala. Jestem dość wyluzowany w tych kwestiach, ale gdy patrzę na mojego synka w koszulce polo, bawiącego się na szkolnym podwórku w chłodny, jesienny dzień, zaczynam się niepokoić…
Spróbujcie w Polsce, przy plus pięciu stopniach, przejść dwie przecznice z dzieckiem ubranym w koszulkę polo, cienki sweterek i z gołą głową. Starsze Panie, które mają zdanie na każdy temat, przebiegłyby przez sześciopasmową autostradę i przeskoczyłyby dwumetrowy płot z drutem kolczastym, żeby wam zwrócić uwagę, jak niewłaściwie opiekujecie się swoim potomstwem. Matki, a zwłaszcza Babcie Polki poczytują sobie za punkt honoru, by prowadzić misjonarską działalność wśród nieodpowiedzialnych rodziców, którzy nie otulili swojego „maleństwa” w futro z szynszyli.
W Liverpoolu miałyby wspaniałe pole do popisu, niczym sprzedawca patriotycznych koszulek na Marszu Niepodległości.
W tej części Anglii podobno opady śniegu zdarzają się równie rzadko, jak zwycięstwa w miejskich derbach Evertonu nad FC Liverpool (w ostatniej dekadzie raptem trzy razy). Ale nie da się ukryć, że od początku października upał jakby trochę zelżał. Gdy po ósmej rano startujemy do Nursery, mijamy po drodze tłumy 12-16 letnich panienek, które zdążają do pobliskiej katolickiej szkoły średniej. Gdybym po ich ubraniach musiał zorientować się, jaką mamy pogodę, czy choćby porę roku, to miałbym problem. Bo czy praży słońce, czy siąpi kapuśniaczek a temperatura oscyluje wokół plus pięciu stopni, dziewczyny mają takie same szare mundurki: grube spódnice do łydek zrobione z koca, białe bluzki i żakiety z emblematem szkoły. Na nogach skarpety i pokraczne czarne buty – ni to balerinki, ni chodaki. Dzieciaki w podstawówce naszego Chruczka, noszą się z podobną, nieostentacyjną elegancją. W Nursery i Reception (zerówce) obowiązują polarowe dresy. Ale od pierwszej klasy nie ma przebacz: szare krótkie spodenki (dziewczyny – spódniczki), białe koszule z krawatami i marynarki. W autobiograficznej książce Chrisa Niedenthala – „Zawód fotograf”, przeczytałem, że za czasów młodości autora słynnego zdjęcia skotów pod kinem „Moskwa” z 13 grudnia 1981 roku, jeśli ktoś z przechodniów złapał chłopaka poniżej czternastego roku życia, paradującego bezczelnie w długich spodniach, mógł smarkacza odstawić na policję, a rodzice mieli z tego powodu grube nieprzyjemności. Dziś, chyba, już tak nie jest, ale mimo wszystko uczennic w spodniach tu nie widziałem w ogóle, a chłopaki w krótkich portkach, maszerujące do szkoły w lodowatym deszczu – to norma.
Rozumiem – hartowanie i te sprawy, ale są gdzieś granice. Choć gdy w piątkowe wieczory chodzimy po mieście, efekty tego szkolnego hartowania widać przy każdym pubie. Niezależnie od pogody i temperatury, kobiety i mężczyźni popijają lagera w strojach odpowiednich na garden party w klubie krykieta w Kalkucie.
Ja zapinam szczelniej płaszcz i z niepokojem patrzę na synka, który zaraz po przyjściu do domu ściąga skarpetki i biega po zimnej podłodze na bosaka.
A uwierzcie mi, że w domu jest niewiele cieplej niż na dworze. A czemu tak jest? – to temat na osobną opowieść.
9 komentarzy
Dostaję dreszczy na myśl o gołych stopach maluchów w wózkach ??? w drodze do szkoły mijamy każdego dnia takie przypadki… I te wyciekające „gile” z dziecięcych nosków, ot całe hartowanie..
No też widziałem. Ale (odpukać w niemalowane) nasz mały choruje tu mniej niż w Polsce. Może intuicyjnie czuje, że szkoda czasu… 🙂
To prawda, nie zdarzyło się nam zostać w domu na cały tydzień chorowania, ale niestety gile stają się „przyjacielem” na cały jesienny okres ? mieszkamy w Londynie, więc południe Anglii jest troszeczkę cieplejsze, ale jesień, to jesień obojętnie gdzie ?
Jeszcze trzeba przejść chorowanie dziecka w UK:) Gile do pasa nie są powodem zwolnienia z lekcji. Więc podkolanówki, zimny chów… cos jest na rzeczy
I co najlepsze, rodzice zapominają chusteczek higienicznych włożyć do plecaka/szkolnej torby/lunch box-u…
Nie zapominają tylko nie widzą takiej potrzeby, bo nie mają nawyku wycierania nosów swoich dzieci, Czy to małe czy duże chodzą z wiszącymi czy pozasychanymi gilami aż się czasem ma ochotę wyciągnąć mokrą chusteczkę i przejechać po tej buźce aby schludniej wyglądała.
Kamilla jeszcze wszystko przed nami. Mam nadzieję, że jak najdłużej będziemy z daleka od słynnego Paracetamolu, który tu podają na wszelkie dolegliwości…
W Irl na szczęście jest troszkę inaczej. Chłopcy mają długie spodnie a zimą nawet dziewczynki mogą je nosić, do tego na chłody są swetry i kurtki przeciwdeszczowe. W-f czy zima czy lato jest na dworze a gile, gołe stopy u maluchów i zimny chów identycznie jak w Anglii.
Może to specyfika Liverpoolu, bo w Essex dziewczyny jak najbardziej widywalam w spodniach, z resztą zazwyczaj za długich i przydeptanych.