Trasa Transfogarska, ekstremalna przeprawa osiągająca w najwyższym punkcie ponad dwa tysiące metrów, jest uważana za najpiękniejszą drogę Europy.
Trasa Transfogarska powstała na początku lat siedemdziesiątych na polecenie Nicolae Ceaușescu. Po radzieckiej interwencji w Czechosłowacji w 1968 roku dyktator obawiał się podobnego ataku na Rumunię. Potrzebował więc szybkiej przeprawy na północ kraju, którą w razie zagrożenia można byłoby przetransportować czołgi i artylerię w okolice Sibiu w Siedmogrodzie. Tyle, że przez środek kraju przebiega łuk niebosiężnych Karpat… Ale dyktator miał wizję, by ujarzmić część Południowych Karpat – Góry Fogarskie, najwyższe pasmo w Rumunii. W przeprawę zainwestowano miliardy, z pomocą kilku milionów kilogramów dynamitu wysadzono w powietrze surowe granity, tworząc na skalnych półkach wąskie przejazdy, długie tunele i wiadukty nad ziejącymi kilkusetmetrową pustką przepaściami. Ponadstukilometrową przecinkę przez 2,5-tysięczniki budowały tysiące żołnierzy, spośród których wielu zginęło.
Szczyt pasma przebity jest najdłuższym w Rumunii, niemal kilometrowej długości surowym tunelem o nieociosanych ścianach, oświetlonych mdłym światłem. Szerokim tak, by mogła nim z rykiem silników przejechać kolumna czołgów. Niedaleko znajdowała się jedna z twierdz Ceaușescu, który miał w Rumunii kilkanaście pałaców, a o jego bogactwie chodziły legendy. Podczas gdy rumuńska wieś cierpiała straszliwy głód i biedę, jego psy jadały cielęcinę sprowadzaną prosto z Włoch. Od razu przypomina mi się inny dyktator sprzed wieków. Wład Drakula [PRZECZYTAJ: RUMUNIA SZLAKIEM DRAKULI], którego zamek Poienari stoi u wylotu Trasy Transfogarskiej.
To wszystko przebiegło mi przez głowę kiedy stanęliśmy przy skręcie z drogi numer 1 przy znaku Transfăgărășan. Trasa jest czynna od końca maja do września. Na przejazd trzeba poświęcić 3-4 godziny. Na trasie jest mnóstwo zakrętów i trzeba jechać bardzo powoli. Przyjechaliśmy do Rumunii z rocznym synkiem. Wyruszyliśmy o 10 rano z przygranicznej Oradei kierując się do odległego o ponad 600 kilometrów Bukaresztu. Jeszcze tego ranka nie myśleliśmy o Drodze Transfogarskiej, bo i tak zamierzona przez nas trasa była wyczerpująca dla małego dziecka, chcieliśmy tylko nadłożyć nieco drogi i obejrzeć ruiny zamku Drakuli w Poenari – tego prawdziwego, bo ten turystyczny, w Bran, mieliśmy już zaliczony.
TRASA TRANSFOGARSKA:
Długość: 151 km (właściwy, górski odcinek DN7C liczy 90,2 km długości)
Czas przejazdu: ok. 3-4 godziny
Najwyższy punkt: 2042 metry n.p.m.
Otwarta: w zależności od pogody, przeważnie od końca maja do września
Położenie: pomiędzy Curtea de Argeș a Sibiu
Dojazd z Bukaresztu: ok. 2 godzin
Atrakcje: jezioro Bâlea, jezioro Vidraru, zamek Drakuli w Poenari
Droga z Oradei do Devy ciągnęła się przez niewysokie góry. Drogi w fatalnym stanie albo miały wielkie dziury, albo były rozkopane. Znaki z ostrzeżeniem DRUM IN LUCRU (droga w budowie) pojawiały się co chwilę. Ruch wahadłowy regulowany światłami, jazda jednym pasem, bo z drugiego zerwano asfalt nie wiadomo jak dawno, bo nie widać tu żywego ducha, potem kilka serpentyn i znów roboty drogowe. Niecałe dwieście kilometrów przejechaliśmy w ponad trzy godziny. Wreszcie – autostrada do Sibiu. Poczuliśmy się jakbyśmy z drabiniastego wozu przeskoczyli do rakiety i szybko zaczęliśmy łykać kolejne kilometry.
– Za niecałą godzinę będziemy w Sibiu – rzucił Sergiusz mijając tablicę z napisem „Sibiu 100” i docisnął pedał gazu. – To może przejedziemy Trasą Transfogarską?
– Z dzieckiem? – wskazałam na kręcącego się w foteliku synka. – On już ma dosyć jazdy na dziś, a tam trzeba poświęcić trzy-cztery godziny. Poza tym w czerwcu często zamykają drogę, bo osuwają się na nią zwały topniejącego śniegu niszcząc barierki i spadając w przepaść – snułam ponurą wizję, bo nie wyobrażałam sobie rocznego dziecka na ekstremalnej trasie dla dyktatorskich czołgów, wijącej się pod szczytami dwu i pół tysięczników. Ale kusiło mnie strasznie.
– Chcemy zobaczyć zamek Drakuli. Jeśli pojedziemy doliną Olt, którą już znamy, trzeba będzie nadrobić koło 80 kilometrów wjeżdżając w Transfogarską od południa. A jak nią przejedziemy, to zamek będzie po drodze.
– Dobra, to podjedźmy na stację benzynową. Zatankujemy do pełna, sprawdzimy ciśnienie w oponach, nakarmimy Chrucza i spróbujemy.
Po raz pierwszy pożałowałam swojej decyzji kiedy na horyzoncie dostrzegłam tonące w sinych chmurach ośnieżone górskie szczyty.
– To my mamy TAM pojechać? Na samą górę? – zwątpiłam.
Wtedy Chrucz zaczął się nudzić. Ciskał butelką z soczkiem, wyrzucał grzechotki i wrzeszczał zirytowany. Wtedy wyjęliśmy awaryjne pianinko, które Chruczek dostał na pierwsze urodziny. Wieźliśmy je na czarną godzinę, która właśnie nadeszła. Chruczka zachwyciła możliwość włączania niezliczonych melodyjek z głosami zwierząt. W takt puszczanego w kółko szczekania, miauczenia, kwakania i minęliśmy Sibiu, przejechaliśmy jeszcze kilkadziesiąt kilometrów i stanęliśmy u stóp gór. Pogoda gwałtownie się zepsuła. Wysiedliśmy, żeby przewinąć synka na tylnej kanapie auta i poczuliśmy, jak ze słonecznego popołudnia trafiliśmy w górski chłód. Otuliliśmy go w foteliku i na szczęście w sekundę zasnął, robiąc nam najlepszy prezent na ten odcinek trasy. A potem zaczęliśmy się wspinać. Serpentyna za serpentyną coraz ostrzejsze zakręty kołysały naszego synka do snu. Mijaliśmy zjeżdżające z góry samochody, wspinając się przez gęsty las. Nagle wjechaliśmy w sam środek wioski. To ostatni przystanek przed wyjechaniem w wyższą część gór, gdzie między skałami rośnie kosodrzewina, potem są już tylko hale i granitowe turnie. Rozłożyli się tu ze stoiskami górale sprzedający w środku lata futrzane czapy i gotowane kolby kukurydzy. Przed wjazdem na dalszą część trasy stały znaki zakaz wjazdu i ostrzegawcze napisy po rumuńsku.
– To koniec – pomyślałam patrząc na parking pełen samochodów. – Pewnie osuwiska lodowe zablokowały trasę.
Tymczasem minął nas rumuński samochód i nie zważając na znaki ruszył w górę. Za nim jeszcze jeden. Wiemy, że to, że rumuńscy kierowcy jeżdżą brawurowo, to mało powiedziane. Ale żeby tak ryzykować? A my? Z małym dzieckiem? Jechać czy zawracać? Dla pewności Sergiusz poszedł jeszcze zapytać o trasę miejscowego sprzedawcę owczych serków.
– Można jechać, mówi, że jest bezpiecznie – krzyknął.
– A znaki?
– Daj spokój. Jesteśmy w Rumunii! – uśmiechnął się zawadiacko i nacisnął gaz.
No to pojechaliśmy. Przekroczyliśmy przeciekający żelbetowy wiadukt i przed przednią szybą otworzyła się przestrzeń górskiej doliny. Takie widoki można oglądać w Tatrach po kilku godzinach wspinaczki stromą ścieżką. Z jednej strony skały, z drugiej przepaście, a pomiędzy nimi serpentyna drogi zabezpieczona gdzieniegdzie wątłą barierką. Asfalt w zadziwiająco dobrym stanie, więc samochód doskonale trzymał się drogi. Dziecko spało wdychając górskie powietrze, Sergiusz zachwycony widokami robił zdjęcia, a ja starałam się prowadzić nie patrząc w dół. Trasa Transfogarska to nie miejsce dla osób z lękiem wysokości.
Przy drodze znajduje się wiele zatoczek, w których zatrzymują się samochody. Trasa Transfogarska jest absolutnie zachwycająca. Widoki są takie, że nie można się powstrzymać. Więc i my zatrzymujemy się co chwilę robiąc zdjęcia. Mijamy nie tylko jadące ostrożnie samochody i motocykle, ale i rowerzystów wspinających się z wysiłkiem na dwa tysiące metrów, jak i maszerujących z kijkami wspinaczy objuczonych plecakami z przypiętą z karimatą. Jęzory lodu schodzą do samego asfaltu, a szczyt spowijają chmury, w które za chwilę wjedziemy. Jeszcze kilka ostrych zakrętów i jesteśmy pod szczytem. Ubrani w futrzane czapy i puchowe kurtki górale sprzedają gorące oscypki i herbatę. Gra rumuńska muzyka. Na górze jest atmosfera pikniku. Nie wjedziemy wyżej. Przez szczyt przebijemy się niemal kilometrowej długości tunelem, na końcu którego otwiera się widok na przepastną dolinę po południowej stronie Gór Fogarskich.
Teraz prowadzi wychowany w Zakopanem Sergiusz. Łagodnie bierze zakręty, z dużą swobodą przebija się przez stada owiec i oblicza wysokość.
– To piętro hal, więc jesteśmy mniej więcej na wysokości 2000 metrów. Wjeżdżamy w kosodrzewinę, czyli 1800. A teraz piętro lasu – 1500.
Kolejne kilometry serpentyn przez wydają nam się kaszką z mleczkiem. Wijąca się droga przecina las i obejmuje długie jezioro Vidraru leżące na wysokości ponad 800 metrów. Przy drodze stoją drewniane ławy i stoły na których całe rodziny urządzają sobie pikniki i rozstawiają grille. Trasa Transfogarska okazała się być popularnym miejscem turystycznych wypadów, a nie przerażającym mrocznym pomnikiem Ceaușescu. Wreszcie dojeżdżamy do gigantycznej zapory z lat 60-tych. Ma 116 metrów wysokości i robi niezwykłe wrażenie. Wreszcie budzi się Chruczek i możemy wyjść z nim, żeby odpoczął po pokonaniu górskiej przełęczy. Kilka zakrętów dalej na szczycie wzgórza wyrastają ruiny zamku Drakuli w Poenari. Prowadzi do niego 1440 schodów, przy wejściu jest tabliczka ostrzegająca przed niedźwiedziami, ale z tego wszystkiego najgorsze są komary. Przed nami już prosta droga, a od Pitești autostrada, na którą wjeżdżamy po półgodzinie jazdy. I po niecałej godzinie lądujemy w Bukareszcie. Chrucz nawet nie zauważył, że pokonał legendarną Trasę Transfogarską, więc będzie nam musiał uwierzyć na słowo. Albo jeszcze tu kiedyś wrócić.
25 komentarzy
A my z 4 miesięcznym i 4 letnim synkiem jedziemy samochodem do Chorwacji 🙂 To będzie nie lada wyzwanie 😉
A ja z 6 miesięczną córką, dwulatką i ośmiolatkiem do Macedoni hehe…
My tam będziemy w podróży poślubnej po weselu w Bukareszcie, za kilka dni. może się spotkamy 🙂
czyli warto było upychać w samochodzie ulubione „grajło” Wiliego 🙂
warto było. przydało się w kluczowym momencie
Jakub Chojnacki zachaczymy???
czytam i zazdraszczam :))))))
Trasa transfogarska to super przygoda. Byliśmy z dwóją dzieci i na pewno jeszcze tam wrócimy. Eh! Wspomnienia wróciły 🙂
mieszkamy w Austrii. i odkąd mamy dzieci- najstarszy ma 6lat, potem 3 i 9 miesiecy- jeździmy samochodem do polski 1200km w jedna strone i po austrii i szwajcarii- trasy wysokogórskie też;) nie trzeba sie przejmować dzieckiem- nasze uwielbiaja jazde. kierowca niech uważa na zakrętach 😉
Młoda miała 1,5 roku, niestety zaliczylismy tylko częśc, bo jeszcze leżał śnieg:-(
Zrobiliśmy tę trasę z 6 miesięczną córeczką w czasie naszej dwumiesięcznej podróży po Bałkanach. Było super 🙂
Też tam będziemy za kilka tygodniu:)już odliczamy dni
Piękna trasa, niesamowite wspomnienia. W ogóle jesli ktoś jeszcze nie był to gorąco polecamy Rumunię. Można zacząć od Bukowiny i polskich wiosek 🙂
Ciocia Ola z radością pozbyła się wkurzającego pianinka. Niech teraz raduje inne dzieci i wkurza innych rodziców na górskich serpentynach. Nas ratowało w Alpach i na Bałkanach, Was w Rumunii. Wysłużone pianinko 😉
Przejechalismy tą trasę z 5 miesięczna córką, bez jakiegokolwiek problemu, teraz gdy ma 1,5 roku przejechaliśmy trasę o długości 3200 km, nie bójmy się jeździć z dziećmi 🙂
Brawo! Choć sami na własnej skórze przekonujemy się, że podróż z ponad rocznym dzieckiem, to jednak hardkor. Jak był młodszy, to było łatwiej. A córeczki chyba są też grzeczniejsze…
Byłam< widziałam< ciężka przeprawa zwłaszcza z dwójką dzieci ale warto 🙂
Trasa fajna widokowo i warto się wybrać będąc w pobliżu, a najlepiej zostawić samochód na przełęczy i wybrać się na małą wycieczkę w góry 🙂 Natomiast na pewno nie można jej nazwać ekstremalną 😉 jest szeroka, nie ma z boku przepaści i poradzi z nią sobie spokojnie średnio zaawansowany kierowca 🙂 Po drogach, którymi jeździliśmy na Korsyce, w Słowenii czy Albanii Transfogarska nie zrobiła na nas najmniejszego wrażenia, poza tymi widokowymi oczywiście 😀
wlaśnie zastanawiam się czy lepszy trip tutaj czy do Gruzji, zaraz się biorę za lekturę 🙂
i jedno i drugie wspaniałe. ale rumunia jest absolutnie genialna, różnorodna i dzięki takim atrakcjom – monumentalna.
troche się boję takiej długiej trasy autem, ale przetrwalisy lot do Tajlandi z 2 przesiadkami więc juz chyba gorzej nie moze, mysle ze wybierzemy Rumunie 🙂
My wracamy do Rumunii (i Mołdawii) w tym roku… Przyciąga nas ten kraj… oj przyciąga! http://leoleablog.com/2014/10/08/trasa-transfogarska-transalpina/
My z mężem wybieramy się w 2017 roku kamperem , mało się pisze o takim środku lokomocji.
zastanawiam się czy sobie poradzimy.
Trasa Transfogarska? Raczej Transfogaraska. Zachęcam do skorzystania ze słownika aby nie powielać tego błędu, który w PL się zagościł od jakiegoś czasu https://translate.google.pl/#ro/pl/Transf%C4%83g%C4%83r%C4%83%C8%99an
Jako absolwentka filologii polskiej bardzo się cieszę, gdy znajdzie się wśród Czytelników purysta językowy. Tyle, że w tym przypadku obie formy są uznawane za poprawne, a forma transfogarska jest znacznie częściej używana niż transfogaraska. I to właśnie na nią decydujemy się, chcąc, by Czytelnicy mogli skutecznie wyszukać nasz artykuł w wyszukiwarce. Wszak sam google, stosujący również kryteria uzusu językowego, gdy wpiszesz w wyszukiwarkę: transfogaraska, poprawia, pytając czy chodziło o transfogarską. Także dzięki za zachętę do używania słownika, ale jest to pozycja, która towarzyszy nam w pracy na co dzień.
Ach, jeszcze jedno. Ja, podobnie jak Ty, jestem purystką językową. Zatem pozwolę sobie zwrócić Ci uwagę, że nie ma takiej formy, jak „zagościł się”, której użyłaś w swoim komentarzu. Mówimy po prostu: zagościł.