Do połowy XV wieku sama nazwa tego sympatycznego dziś miasteczka, budziła grozę. A przecież Marienburg (nieudolnie spolszczony na Malbork) – czyli „gród Marii” powinien budzić podniosłe i religijne skojarzenia. Budził inne. Ze zrozumiałych względów, bo Krzyżaków, mimo wspaniałej patronki, lubić się nie dało. Ale historia kołem się toczy i tak jeden z najpotężniejszych europejskich zamków znalazł się w Polsce. A skoro tak, to jedziemy go zobaczyć!
Gdy jedziemy z Warszawy krajową siódemką, zawsze próbuję zgadywać jaka była historia widzianej z okien samochodów krainy. Czy jesteśmy na „odwiecznych” polskich ziemiach? A kiedy miniemy granicę zaborów? Czy w 1939 roku tu była jeszcze Polska, czy już III Rzesza? A czy tędy szedł Jagiełło na Grunwald w 1410? Mijamy miasteczka i leśne zagajniki, a ja męczę Magdę, żeby sprawdzała mi różne fakty w wiezionych przez nas przewodnikach. Nasz Ford Galaxy jest stworzony do takich zadań i założę się, że zaprojektował go ktoś, kto też lubił mieć książki pod ręką. Bardzo praktyczny schowek na przewodnik jest na przykład na samym środku deski rozdzielczej.
– A Elbląg? – zapytałem mijając kolejny drogowskaz. – Skąd się w ogóle wziął?
Magda z westchnieniem sięgnęła po książkę.
– Najniżej położone miasto w Polsce. A przy okazji jedno z najstarszych. Krzyżacy założyli je w 1240 roku.
No tak. Krzyżacy… Można się było tego spodziewać. To swoją drogą imponujące, jak intencje Konrada Mazowieckiego, który zaprosił niemieckich mnichów-rycerzy, rozminęły się z rzeczywistością. Sprytny Konrad liczył na to, że jak sprowadzi bogobojnych obrońców pielgrzymów, którzy ponad sto lat walczyli z muzułmanami w Ziemi Świętej, to waleczni Krzyżacy będą strzegli jego granic przed nękającymi Mazowsze pogańskimi Prusami. A jeśli jakieś plemiona dadzą się nawrócić, to przyłączy się ich ziemie do posiadłości dobroczyńcy zakonników – czyli Konrada właśnie i jego potomków.
Tylko, że jedną z pierwszych rzeczy, o które Krzyżacy się zatroszczyli, było przekonanie papieża, żeby „oswobodzone z pogaństwa” tereny między Wisłą a Niemnem, przypadły Krzyżakom, a nie zapraszających ich Polakom.
Po załatwieniu tej sprawy, Krzyżacy wzięli się do roboty. Oczywiście o głoszeniu Ewangelii pośród pogan nie było mowy. Znacznie skuteczniejszą metodą „nawracania” było palenie, zabijanie i porywanie w niewolę. Mniej więcej to samo, co z podobnym skutkiem zrobią Europejczycy w Ameryce Północnej z Indianami.
Elbląg założono jako warownię, która miała „wykończyć” pobliskie spore pruskie miasto – Truso, które jeszcze w XIII wieku całkiem udanie konkurowało z polskim Gdańskiem. Gdzie było to Truso? Dziś nie wiemy. Zapewne w pobliżu jeziora Druzno, bo po mieszkańcach, którzy tu żyli przed przyjściem Krzyżaków, pozostały jedynie nazwy.
– Chyba nigdy nie byłem w Elblągu. – Wyznałem Magdzie, gdy skończyła swoją opowieść.
– Ja byłam bardzo dawno temu. To co, zatrzymamy się tam na chwilę?
– I tak Chruczkowi należy się przerwa.
To jest właśnie świetne w podróżowaniu samochodem. Można zawsze skręcić do najbliższego miejsca, które nas zainteresuje. A potem, jak gdyby nigdy nic, pojechać dalej.
Przejechaliśmy przez rynek i zaczęliśmy z asystentem szukać miejsca do parkowania.
No jasne, że z asystentem! Ford Galaxy ma coś w rodzaju radaru, który w trybie parkowania analizuje wolną przestrzeń na poboczu i gdy znajdzie odpowiednie miejsce, podpowiada jak daleko podjechać, gdzie skręcić koła i czuwa, żebyśmy nie zawadzili zderzakiem o inne, zaparkowane auta.
Starówka w Elblągu jest jeszcze młodsza od tej w Warszawie. A właściwie to można by powiedzieć, że starówka z Elbląga jest w Warszawie. W ramach powojennej akcji „cały naród buduje swoją stolicę”, rozebrano mury średniowiecznych kamieniczek i przewieziono do Warszawy. Chciano w ten symboliczny sposób zatrzeć ślady niemieckiego Elbląga i napisać historię miasta od nowa. Ale na szczęście ktoś się zorientował, że tamten Elbląg był po prostu ładny i skrojony na ludzką miarę. A socjalistyczne blokowiska w samym centrum nie nadadzą miastu „polskiego” charakteru, tylko sprawią, że stanie się „radziecki”. No i kompromisowo część kamieniczek, w latach osiemdziesiątych odbudowano. I bardzo dobrze!
Wracamy do samochodu, ale Chruczek jest pierwszy. Bez namysłu wskakuje za kierownicę i przez piętnaście minut bawi się, że jest mamusią, która kieruje i równocześnie się maluje. Cóż… Trzylatek obserwuje nas cały czas i wie już do czego niektórym z nas potrzebne jest prawo jazdy…
Jedziemy dalej, piękną drogą numer 22. Kiedyś, gdy była jeszcze zwykłym gościńcem, łączyła Elbląg ze stolicą. Oczywiście – stolicą Państwa Krzyżackiego. Pobocze wysadzone topolami ocienia drogę, ale też trochę zasłania widok na okoliczne pola.
Wydaje nam się, że Malbork jest na tyle mały, i nie ma w nim nic poza zamkiem, że trafimy bez mapy. I szybko się gubimy. Niby wszystkie drogowskazy prowadzą do zamku, ale otaczają go osiedla mieszkaniowe. Jeden moment zawahania i przegapiamy skręt na parking, lądując pod PRL-owskimi blokami. Włączmy nawigację w komputerze pokładowym, szybko naprawiamy swój błąd i po chwili jesteśmy w Średniowieczu.
Otaczają nas rycerze i hoże dziewoje w lnianych giezłach. Na podzamczu odbywa się rycerski piknik połączony z pokazami walk na miecze i topory. A nad nami wznoszą się mury największego na świecie ceglanego zamku.
Dewiza Malborka: „Ex luto Marienburg” – czyli „z błota gród Marii” nawiązuje właśnie do tych milionów glinianych cegieł, użytych do budowy fortecy. Nie było tu innego budulca, oprócz drzewa i błota. Krzyżacy naprawdę się postarali. Kunszt XIV-wiecznych budowniczych zadziwia do dziś. Gdy zwiedzamy zamek z przewodnikiem, zwraca uwagę system ogrzewania podłogowego, dzięki któremu – jak wykazały doświadczenia archeologów, nawet w srogie zimy można było w zamkowych komnatach utrzymywać miłą temperaturę ok. 18 stopni Celsjusza. Studnie z czystą wodą były w kuchni – to logiczne. A posiłki do wielkiego refektarza, w którym bracia zakonni i ich goście z całej Europy, raczyli się dziczyzną, chlebem i owocami – docierały z kuchni za pomocą systemu wind.
Moment grozy podczas zwiedzania, przeżyliśmy w zamkowej… toalecie. Do tego celu służyła osobna wieża, zwana „gdanisko”. Zbieżność nazw – nieprzypadkowa. Rycerze, siadając na drewnianych toaletach i podcierając się liśćmi kapusty, wypinali zadki na północ – w stronę znienawidzonego Gdańska, który długo nie chciał uznać krzyżackiej zwierzchności, a potem szybko się mnichów-rycerzy pozbył. Dziś te toalety, wznoszące się bezpośrednio nad fosą, są turystyczną atrakcją. Od zwiedzających drewniane komórki oddzielają szyby z pleksiglasu. Ale przy podłodze jest mała szczelina. Akurat taka, by przeczołgał się przez nią pełen dzikich pomysłów trzylatek.
– Chruczek, nie!!!
Mogłem sięgnąć po aparat i zrobić zdjęcie, jak mój synek znika w krzyżackiej latrynie, albo podbiec i złapać go za nogę (główka i tułów już były po drugiej stronie pleksi).
Wybaczcie, zdjęcie zrobiłem dopiero po całej akcji…
Zamek w Malborku, w XIV i XV wieku był nie do zdobycia. Perfekcyjnie zaprojektowano mury obronne. Miał zapasy na kilka lat oblężenia, a nie było chyba w całej Europie armii, która mogłaby sobie pozwolić na tak długie sterczenie pod zamkniętymi bramami twierdzy.
Dlatego, gdy w pamiętnym 1410 roku król Jagiełło, rozgromiwszy Krzyżaków pod Grunwaldem, dotarł (po dwóch tygodniach) pod Malbork, nie miał tu w zasadzie nic do roboty. Bramy były zamknięte, mosty podniesione, a na murach obrońcy, zdeterminowani, by bronić się do końca.
Sprytny Litwin wiedział jednak swoje. Tam, gdzie nie pomogą tysiące szabel, da radę wypełniona złotem sakiewka. Znalazł wśród Krzyżaków zdrajcę, który zgodził się dać znak, gdy w letnim refektarzu Wysokiego Zamku, zasiądzie do posiłku cała krzyżacka elita. Przepiękny, gotycki refektarz, to cud architektury. Sufit sali opiera się na jednym, cienkim filarze, gdyby udało się go rozbić kamienną kulą wystrzeloną z armaty…
Gdy w oknie refektarza pojawił się znak (czerwona czapka), puszkarz (średniowieczny artylerzysta) wypalił z armaty. Chybił o szerokość dłoni i kula przeleciała obok filaru wbijając się w ścianę. Pozostawiono ją tam na pamiątkę.
A Jagiełło musiał wrócić do Krakowa niepocieszony.
Dopiero pół wieku później, Kazimierz Jagiellończyk po prostu odkupił Malbork, za 660 kilogramów złota, od przywódcy czeskich najemników, Ulryka Czerwonki, któremu Krzyżacy zalegali z żołdem. I potem, aż na trzysta lat, krzyżacka forteca stała się rezydencją polskich królów.
To, co w Malborku widzimy, to w sporej części rekonstrukcja. Podczas nieszczęsnej Drugiej Wojny Światowej Niemcy zdecydowali się bronić w krzyżackiej twierdzy. Czerwonoarmiści zrównali więc miasto i zamek z ziemią. Odbudowa, tak naprawdę trwa do dziś, co widać zwłaszcza w zamkowej kaplicy.
Atrakcji jest tu jednak co niemiara. Dla dzieci organizowane są questy i gry. Jarmark średniowieczny może wyposażyć każdego Małego Rycerza w rynsztunek (odpowiedni dla zamożności i pozycji społecznej rodziców), albo chociażby wykarmić smażoną kiełbasą, frytkami i lodami. Spotkania z żywą historią na pewno pozostawią w dzieciach niezwykłe wspomnienia.
Nasz Mały Rycerz, jednak padł podczas ataku na Wysoki Zamek, więc postanowiliśmy się wycofać.
Zwłaszcza, że Magda chciała jeszcze przed zachodem słońca podjechać nad morze.
Mam takie swoje ulubione miejsce, w którym pierwszy raz zobaczyłem Bałtyk. Miałem pięć lat, gdy mama zabrała mnie na wczasy do Świbna. Mieszkaliśmy w kwaterach prywatnych, gdzie w kuchni naszych gospodarzy, oglądaliśmy wieczorami na czarno-białym telewizorze „Pogodę dla Bogaczy” (ach, ten łotr Falconetti!). Tak, to moje najmocniejsze wspomnienie. Ale pamiętam też, jak chodziliśmy na plażę i na spacery, pod stację promu, który przez Przekop Wisły dowoził na Wyspę Sobieszewską turystów w ich pięknych maluchach, trabantach, syrenkach i warszawach. W tamtych czasach do głowy by mi nie przyszło, że kiedyś będę mógł tu przyjechać Fordem Galaxy, który zgodnie ze swoją nazwą, bardziej przypomina statek kosmiczny, niż dwusuwa z drugiej połowy lat siedemdziesiątych.
Marzenia trzeba spełniać. Pojechaliśmy więc do Świbna. Znalazłem zarośniętą trawą drogę, którą chodziłem z mamą za rękę, żeby pooglądać wyjeżdżające z promu samochody. A potem spojrzałem na granatowy nurt Wisły, która nieco dalej wpływała dostojnie do Morza Bałtyckiego.
Chruczek wciąż spał, na foteliku przypiętym do tylnej kanapy. Magda, znużona moimi wspomnieniami, rozłożyła sobie fotel niemal na płasko, i powiedziała: „tylko sobie chwilę odpocznę z zamkniętymi oczami, dobrze?”. Zanim na dobre skończyła mówić to zdanie, już spała.
A ja wzniosłem się, oczyma duszy, nad tą nadrzeczną łąkę i pomyślałem, że jednak świat jest piękny…
2 komentarze
Nie zapomnijcie odwiedzić Dinoparku -rewelacja ?
A w ten weekend kilka atrakcji w Malborku, szczególnie na uwagę zasługuje Open Air Day w pobliskim Królewie. http://malbork.naszemiasto.pl/artykul/bedzie-sie-dzialo-samoloty-volkswageny-disco-polo-i-sport,3829104,art,t,id,tm.html