Nasz synek, podobnie jak George ze Świnki Peppy, jest na etapie fascynacji dinozaurami. A gdzie w Polsce są najfajniejsze dinozaury? Oczywiście w Bałtowie. Szybka decyzja, dwie godziny drogi i spełniamy wielkie marzenie naszego Chruczka.

Skąd się wzięły dinozaury w Bałtowie? Wszystko zaczęło się od Czarciej Stopki. Przez wieki mieszkańcy sądzili, że odcisk trójpalczastej stopy w wapiennej skale, to ślad diabła. Według legendy Czart założył się z Aniołem o panowanie nad krainą. Miał je objąć ten, kto przeskoczy rzekę Kamienną. Uskrzydlonemu Aniołowi udało się to bez problemu. Diabeł musiał mocno wybić się z brzegu, aż zostawił w kamieniu ślad. A i tak wpadł do rzeki Kamiennej i z władania Bałtowem nic nie wyszło. Dopiero na początku tego tysiąclecia, w 2001 roku dr. Gerard Gierliński odkrył, że „czarcia stopka” to nic innego, jak ślad Allozaura. I zaczęło się. Od tej pory to nie anioły ani diabły, ale właśnie dinozaury zapanowały w Bałtowie.

W JuraParku, najstarszym w Polsce tematycznym parku dinozaurów, jest ponad 100 modeli prehistorycznych stworzeń – wszystkie naturalnej wielkości. Naprawdę robią wrażenie, a to dlatego, że konsultantami przy tworzeniu prehistorycznych gadów są znawcy dinozaurów oraz odkrywcy ich tropów, a także uczeni, którzy zajmują się rekonstrukcją prehistorycznego świata. Park zwiedzamy spacerując po ścieżce dydaktycznej, podzielonej na okresy geologiczne. Dinozaury można obserwować z bezpiecznej odległości, ale są też takie, do których mały Chruczek może podejść, by je pogłaskać i przytulić. Na końcu jest bardzo ciekawe dla nas Muzeum Jurajskie i bardzo ciekawy dla Chruczka plac zabaw. Wchodził na huśtawki, karuzele i zjeżdżalnie, a od pani przewodniczki dowiedzieliśmy się, że mali paleontolodzy mogą odkopać ukryty w piasku szkielet straszliwego tyranozaura. Jest na to jednak za zimno, więc szybko fotografujemy Chruczka w paszczy dinozaura i ruszamy do Świętego Mikołaja.

Głaskanie dinozaura.

Nawet wielki diplodok nie jest straszny, jak tata jest w pobliżu.

Nawet wielki diplodok nie jest straszny, jak tata jest w pobliżu.

W paszczy dinozaura.

W paszczy dinozaura.

T-Rex.

T-Rex.

W Bałtowie święta jeszcze się nie skończyły, bo Mikołaj zostanie tu do końca zimy. Jest tu cała wioska św. Mikołaja z saniami zaprzężonymi w renifery, bałwankami i chatkami elfów. Zziębnięci wchodzimy do chaty Mikołaja i zamawiamy gorącą herbatę z miodem, a do tego pyszną szarlotkę. Chruczek nie chce jeść, bo zaciekawił go Mikołaj w czerwonym stroju z długą białą brodą. Nie boi się wcale, tylko chętnie rozmawia z Mikołajem, który okazuje się być bardzo sympatyczny i rozczula nas tym, że rozgrzewa naszemu synkowi zmarznięte rączki. Taki Mikołaj, to ja rozumiem! Potem Chruczek dostaje magiczne cukierki, przy kominku pisze ze Śnieżynką list w sprawie prezentu i rysuje. W zasadzie moglibyśmy tu zostać jeszcze długo. Ale musimy lecieć, bo przed nami kolejne atrakcje.

Na kolanach u Mikołaja.

Na kolanach u Mikołaja.

Chruczek pisze listy w sprawie prezentów.

Chruczek pisze listy w sprawie prezentów.

W wiosce św. Mikołaja.

W wiosce św. Mikołaja.

Przejście z dwuipółlatkiem przez Bajkowy Park Rozrywki w Bałtowie to prawdziwe wyzwanie. W zasięgu wzroku mnóstwo rzeczy, które nasz synek chce NATYCHMIAST wypróbować.

– Mama! Chcę płynąć statkiem!

– Kaczka! Chcę do kaczki!

– Mama! Pociąg! Chcę jechać ciuch-ciuch!

– Łowić łyby!!! – mówi z prędkością karabinu Chruczek, kiedy jego wzrok spoczywa na coraz to nowych atrakcjach. Wreszcie dopada do Wioski Eskimosów, gdzie przed igloo są przeręble z rybkami.

– Łowić łyby! – mówi do Eskimosa i żąda wędki. Kolejne pół godziny spędzamy nad przeręblem, z którego Chruczek metodycznie wędką z magnesem wyciąga plastikowe, kolorowe rybki z magnesami w pyszczkach.

"Łowić łyby!"

„Łowić łyby!”

– Po tobie odziedziczył zamiłowanie do wędkarstwa – mówi znudzony Sergiusz, który kompletnie nie rozumie idei siedzenia nad wodą i czekania na branie. Ja rozumiem, więc z dumą obserwuję synka, który doskonale sobie radzi i głośnym „Łowić łyby!” co chwilę pogania Eskimosa, żeby nasypywał mu nowe rybki do wody. Ale po kolejnym kwadransie postanawiamy, że idziemy dalej. Chrucz oczywiście nie chce, tak jak nie chciał wychodzić od Mikołaja. Ale przed nami kolejne miejsce do zabawy. W dużym, ogrzewanym namiocie jest Park Rozrywki z basenem pełnym kolorowych piłeczek, zjeżdżalniami, dmuchanym zamkiem, samochodami, klockami… Oczywiście stąd też Chruczek nie zamierza wyjść, więc zostajemy na dłużej. Jest ciepło, więc dajemy mu się wyszaleć. Wreszcie kusimy go nowymi przygodami i idziemy do Krainy Królowej Śniegu. To atrakcja dla nieco starszych dzieci, przechodzimy przez lodowy labirynt na ścianach którego są obrazki z baśni o Królowej Śniegu i opowiadanie przybliżające tę piękną baśń Andersena. Na końcu korytarza, w lodowej komnacie, siedzi najprawdziwsza Królowa Śniegu. W przeciwieństwie do Mikołaja, któremu Chruczek pchał się na kolana, wobec zimnej piękności zachowuje rezerwę. Nie chce na kolanka, ani zdjęcia, skusił się tylko na magicznego cukierka…

Dzień kończymy w gospodarstwie agroturystycznym U Zosi w Skarbce Dolnej, dwie minuty drogi od JuraParku. Trafiamy na pieczenie domowego chleba w najprawdziwszym piecu chlebowym. Chruczek, choć zmęczony wieloma przeżyciami jeszcze ostatkiem sił bawi się z pieskami i biegnie oglądać najprawdziwsze „kłóliczki”, a po kolacji zapada w zdrowy sen. Rano jemy na śniadanie doskonały chleb upieczony poprzedniego wieczora, do tego ekologiczne produkty z okolicznych gospodarstw – miód, sery i warzywa. Wszystko świeże i doskonałe, według zasady „zero kilometrów”, czyli wszystkie składniki muszą pochodzić z regionu w którym jesteśmy.

Pieczenie domowego chleba w gospodarstwie agroturystycznym "U Zosi".

Pieczenie domowego chleba w gospodarstwie agroturystycznym „U Zosi”.

Następny dzień spędzany na stoku narciarskim. W Szwajcarii Bałtowskiej są łagodne trasy niebieskie (jedna z nich na ostatnim odcinku oznaczona jest jako czerwona), idealne do nauki jazdy dla dzieci. Zresztą w tutejszej szkółce narciarskiej Amigo ski instruktorzy są przygotowani do uczenia najmłodszych. Sam szef wyszkolenia ma dziesięciomiesięczną córeczkę, która już samodzielnie stoi na snowboardzie (nie mogliśmy w to uwierzyć, ale widzieliśmy zdjęcie). Uczą tu pierwszych szusów nawet dwuipółlatki! My póki co zabieramy Chruczka na sanki, a potem pozwalamy mu poślizgać się dla zabawy na nartach mamy. I choć rwie się do nauki i chciałby już sam pojechać na górę krzesełkiem, dajemy mu jeszcze trochę czasu. Na razie niech obserwuje rodziców na nartach. Na stoku ścigamy się ze zjeżdżającym na sankach Chruczkiem, który jest tymi wyścigami zachwycony.

Pierwsze kroki na nartach. Uczymy się łapania równowagi.

Pierwsze kroki na nartach. Uczymy się łapania równowagi.

Po zabawie na śniegu synek jest szczęśliwy i wściekle głodny. Żąda frytek i rybki, więc ruszamy do Zajazdu pod Czarcią Stopką, niedaleko miejsca, w którym odkryto pierwsze tropy dinozaura, które z sennej wsi uczyniły turystyczną perłę regionu. Jest tam duży kącik dla dzieci i sporo maluchów w wieku Chruczka, więc zabawa trwa w najlepsze. Na naszym stoliku, pomiędzy przynoszonymi przez synka plastikowymi i drewnianymi samochodami i ciężarówkami, ląduje rybka z frytkami (dwa paluszki rybne z kid’s menu to dla naszego chłopaka za mało, więc zamówiliśmy mu pełnoprawną, „dorosłą” porcję i z talerza zniknęło wszystko), a dla nas regionalne przysmaki z Bałtowa – kluchy bałtuchy, czyli rodzaj pyz z mięsem z aromatycznym sosem grzybowym. Na spróbowanie pierogów z kaszanką nie mamy jednak odwagi. Chruczek bawi się doskonale, pięknie i z zapałem gra na gitarze stojącej przy kominku. Panie kelnerki tylko uśmiechają się, kiedy mały rozrabiaka przejeżdża im pod nogami małym samochodzikiem i uważnie słuchają, kiedy idzie do nich i swoim językiem dwuipółlatka zamawia „paczuk”. Potem dumnie wraca za rączkę z panią niosącą miseczkę ketchupu do frytek.

Chruczek gra do kotleta w "Zajeździe pod Czarcią Stopką"

Chruczek gra do kotleta w „Zajeździe pod Czarcią Stopką”.

Po dwóch dniach wyjeżdżamy wypoczęci i z poczuciem dobrze przeżytego weekendu. Chruczek jest szczęśliwy i zanim zaśnie zmęczony w samochodzie, jeszcze długo opowiada, jak głaskał „siu” (dinozaury), jadł „kykki” (frytki), spotkał Mikołaja i bałwana no i rzecz jasna, „łowił łyby”.

Dojazd: z Warszawy do Bałtowa jechaliśmy godzinę drogą ekspresową do Radomia, a potem nieco ponad godzinę bocznymi drogami do celu. Z południa Polski najlepiej jechać przez Kielce i skręcić na Ostrowiec Świętokrzyski.

Ceny: można płacić za każdą rozrywkę indywidualnie, ale najbardziej opłaca się kupić kompleksowy bilet na wszystkie atrakcje (Bilet JuraPark + Pakiet Rozrywka + Pakiet Zwierzyniec). Dla trzyosobowej rodziny to koszt 192 zł, dla czteroosobowej – 232 zł. Sam wstęp do JuraParku kosztuje 30 i 24 zł (ulgowy). Dzieci do 4 lat wchodzą do dinozaurów gratis. W ośrodku narciarskim Szwajcaria Bałtowska karnet dwugodzinny kosztuje 45, a trzygodzinny 60 zł, pojedynczy przejazd kolejką krzesełkową – 3,5 zł. Wypożyczenie kompletu nart – 25 zł za 3 godziny.

Nocleg i jedzenie: Na terenie parku są zarówno domki wypoczynkowe, jak i restauracje – Zapiecek i Przystocze, więc w zasadzie nie trzeba opuszczać kompleksu, wszystko, co potrzeba jest na miejscu. Ale dzięki JuraParkowi w całej miejscowości i okolicach powstało wiele gospodarstw agroturystycznych i restauracji. Jest więc w czym wybierać.

Jeśli wybieracie się do Bałtowa, warto zaplanować wypoczynek nie na jeden dzień, ale na cały weekend. Jest tu mnóstwo atrakcji dla dzieci, więc warto je spokojnie, bez pośpiechu przeżyć.

Related Articles

2 komentarze

Franca Maria Kobenter 14 stycznia 2016 - 20:30

Też tam byłam z moim chrześniaczkiem:)) niezła zabawa.

Reply
Ola Mikołajczak 14 stycznia 2016 - 21:20

Fajny pomysł 🙂

Reply

Leave a Comment