Home POLSKAPodróże po Polsce Rodzinne weekendy z Fordem: Dolina Bugu

Rodzinne weekendy z Fordem: Dolina Bugu

by Magda Pinkwart

Ściana Wschodnia często jest omijana przez turystów. Niesłusznie. Dla nas Dolina Bugu to jedna z ulubionych tras na weekendowe wypady. Z Warszawy jedzie się szybko, a różnorodność tego co można tu zobaczyć i pokazać dziecku jest niesamowita.

Milion euro, to całkiem zwyczajna cena za dobrze rokującą klacz rasy arabskiej. Co roku na aukcję do Janowa Podlaskiego przybywali z całego świata milionerzy i bajecznie bogaci szejkowie z Bliskiego Wschodu. Jak będzie tym razem? Przekonamy się podczas aukcji już w sierpniu. My nie czekamy na Pride of Poland, bo i tak nie możemy sobie pozwolić na kupienie pięknego konia czystej krwi, za to przynajmniej całkiem za darmo możemy się do niego przytulić. I ruszyć dalej w drogę.

Zaledwie kilka kilometrów dzieli Janów od Bugu – rzeki oddzielającej na tym odcinku Polskę od Białorusi. Krajobraz jest tu bukoliczny. Obsypane złotem pola, zielone dąbrowy i błękitna wstęga rzeki. Niełatwo do niej dotrzeć, bo asfaltowa szosa zamienia się w polną ścieżkę a ta w pokaźne wertepy. Ale nasz samochód radzi sobie z coraz trudniejszym podłożem bez mrugnięcia światłem i sunie przez kamienie i fale błota tak, że Chruczek nawet się nie obudził. Otwieramy okna naszego Forda Tourneo i słyszymy śpiew skowronków.

Dojeżdżamy do przeprawy promowej na Bugu. Niby prom jest czynny, ale jakoś nie pływa, a wokół miejscowi wylegują się na kocach a kilku śmiałków nawet kąpie się w Bugu. My patrzymy w mętny, pełny wirów nurt i zamiast wskakiwać do wody, wolimy poopalać się na brzegu, mocząc co najwyżej stopy w ciepłej wodzie. Przełom Bugu to miejsce, od którego właśnie na rzece biegnie granica z Białorusią, a następnie z Ukrainą. Ruszamy więc wzdłuż niej na południe.

Zaglądamy jeszcze do sanktuarium na Świętej Górze Grabarce. Trzeba nieco zboczyć z głównej drogi, ale warto nadłożyć te kilka kilometrów. Do Grabarki każdego roku, szczególnie 18 i 19 sierpnia w święto Przemienienia Pańskiego przyjeżdżają tysiące pielgrzymów niosąc ze sobą krzyże wotywne. Pozostawionych na górze krzyży jest już ponad 10 tysięcy. U stóp góry bije uzdrawiające źródełko. Ponoć ci, którzy pili z niego wodę, przetrwali epidemię zarazy. Do dziś turyści przyjeżdżają tu napić się wody, lub nabrać jej do butelek. My też szybko napełniamy swoje i ruszamy dalej.
Święta Góra Grabarka. Tu bije cudowne źródełko.

Święta Góra Grabarka. Tu bije cudowne źródełko.

Kraina położona na naszej „Ścianie Wschodniej” to mieszanka tradycji i kultur. Dlatego na kolejny dzień stawiamy sobie ambitny cel: kościoły trzech wyznań w 60 minut. Taki był nasz plan, kiedy spojrzeliśmy na mapę i zobaczyliśmy, że świątynie, które chcemy zobaczyć są w odległości zaledwie dwudziestu kilometrów, na jednej, prostej trasie wzdłuż malowniczych rozlewisk Bugu. Jednak – a może na szczęście – spędziliśmy tu całe popołudnie. I bardzo dobrze, bo zarówno same zabytkowe budynki, jak i tajemnice, które w sobie kryją, a także zagmatwana historia, której były świadkami, zasługują na to, by poświęcić im znacznie więcej czasu.
Rodzinna wycieczka Fordem Grand Tourneo Connect.

Rodzinna wycieczka Fordem Grand Tourneo Connect.

Od Białej Podlaskiej jedziemy na Terespol w kolumnie TIR-ów zdążających do przejścia granicznego. W radio trzeszczy stacja białoruska, a potężne maszyny z szacunkiem ustępują drogi naszemu Fordowi Tourneo. Nic dziwnego. Przyspieszenie ma jak zwinne, sportowe auto, a gabaryty budzą szacunek nawet wśród „królów szos”.
– Tata, chcę piciu, piciu, piciu!!!  – alarmuje nagle Chruczek z tylnego fotela.
Sergiusz, jednocześnie zbierając się do wyprzedzania białoruskiego TIR-a i nie odrywając ręki od kierownicy, drugą ręką sięga po buteleczkę z soczkiem umieszczoną w poręcznym, głębokim schowku w podłokietniku. Na szczęście automatyczna dźwignia zmiany biegów Powershift nie wymaga nerwowego przekładania i dostosowywania odpowiednich obrotów przed każdym manewrem. Ford Tourneo martwi się o to sam. A my dzięki temu możemy być dla naszego syna rodzicami wielozadaniowymi.
Dźwignia zmiany biegów Powershift. Raz ustawiamy bieg, i dopóki nie dojedziemy do celu, mamy święty spokój.

Dźwignia zmiany biegów Powershift. Raz ustawiamy bieg, i dopóki nie dojedziemy do celu, mamy święty spokój.

Tuż przed Terespolem zjeżdżamy z drogi prowadzącej do przejścia granicznego z Białorusią. Wąska jednopasmówka pustoszeje i wije się przez lasy i spokojne wsie. Naszym celem jest zagubiona z dala od głównej drogi maleńka parafia neounicka.
Przy cerkwi neounickiej w Kostomłotach. Nasze auto pięknie komponuje się ze złotem kopuł.

Przy cerkwi neounickiej w Kostomłotach. Nasze auto pięknie komponuje się ze złotem kopuł.

Proboszcz cerkwii św. Nikity Męczennika w Kostomłotach, z dumą mówi nam od progu: „Trafiliście do wyjątkowego miejsca. To jedyna tego rodzaju cerkiew unicka w Polsce!”. Miejsce jest kameralne. Maleńka, jednonawowa drewniana konstrukcja, niewielki ikonostas, sceny z życia świętego Nikity. Do parafii należy nieco ponad stu wiernych, ale i tak mały budynek w czasie nabożeństw wypełnia się po brzegi.

Unici? Ale kto to? Ten odłam chrześcijaństwa kojarzy nam się jedynie z lekcjami historii o XVI wieku. Wtedy właśnie, w 1596 roku, na mocy Unii Brzeskiej połączono katolicką wierność papieżowi z bizantyjskim obrządkiem. Kościołów tego rodzaju w Polsce jest jak na lekarstwo. Neounici powstali przy próbie odnowienia na terenach dawnego zaboru rosyjskiego kościoła unickiego, zlikwidowanego przez władze carskie w 1875 roku. W czasie II wojny tutejsza plebania służyła za kwaterę żołnierzy niemieckich. Dziś jest celem wycieczek turystów, pragnących zobaczyć miejsce jedyne w swoim rodzaju.

Unici zgodnie łączą papieży i prawosławnych patriarchów.

Unici zgodnie łączą papieży i prawosławnych patriarchów.

Ruszamy dalej. Przed nami Kodeń. Sanktuarium Matki Bożej Kodeńskiej – Królowej Podlasia. To najcenniejsze miejsce regionu i jedno z najważniejszych sanktuariów Polski. Cudowny obraz został przywieziony z Rzymu przez Mikołaja Sapiehę. Zaraz, zaraz! Powiedzieć „przywieziony” to jak nic nie powiedzieć! Nasz kresowy magnat po prostu ukradł święty obraz papieżowi Urbanowi VIII z jego prywatnej kaplicy w Watykanie. Ponoć Matka Boska Gregoriańska uzdrowiła Sapiehę podczas pielgrzymki. Ten, gdy odzyskał życiowe moce stwierdził, że chce zabrać obraz do domu. Ale że papieżowi nie spodobał się ten pomysł, postanowił sam załatwić sprawę. Przekupił zakrystiana papieskiego obiecując mu 500 złotych dukatów, a ten w nocy zabrał obraz z kaplicy i wręczył go księciu. Sapieha uciekając do Polski ukrywał się, więc nie dopadł go pościg, za to dosięgła papieska ekskomunika. Ojciec św. Urban VIII, ukarał księcia, rzucając na niego klątwę kościelną (zakaz wstępu do świątyni, zakaz uczestniczenia we mszy, zakaz przystępowania do spowiedzi i komunii). Książę bardzo boleśnie przeżył tę karę kościelną, ale nie oddał „swojej” uzdrowicielki. Obraz jest w Kodniu do dziś.

 Kościół w Kodniu – najważniejsze sanktuarium na Podlasiu i dawna dziedzina Sapiehów.

Kościół w Kodniu – najważniejsze sanktuarium na Podlasiu i dawna dziedzina Sapiehów.

Jednak bardziej niż on, fascynująca jest architektoniczna maestria budowniczych świątyni. Kościół w stylu barokowym, z iluzjonistyczną fasadą, zaskakuje niezwykłymi elementami. A w niszach, w których zazwyczaj stoją figury świętych, patronów lub ewangelistów, znajdujemy… wizerunki Sapiehów.

Wnętrze świątyni to czysty przepych i esencja baroku. Na koniec idziemy do gościnnej jadłodajni prowadzonej przez ojców Oblatów i buszujemy w przyklasztornym sklepiku. Jest tu m.in. Nektar św. Eugeniusza z mniszka lekarskiego. Podobno ma niezwykłe lecznicze właściwości. Uzdrawia mdłe ciało od słabości i krzepi duszę.

Kręta droga prowadzi nas między lasami i szczelnie pokrytymi rzęsą jeziorami. Dojeżdżamy do zagubionego monastyru św. Onufrego w Jabłecznej. Klasztor powstał w miejscu cudownego objawienia się ikony świętego Onufrego, którą właśnie tu wyrzuciły na brzeg fale Bugu. Od XV wieku, jako jedyny na tych terenach, nieprzerwanie działa tu prawosławny klasztor (mnisi nie poddali się unii brzeskiej i wytrwali w prawosławiu, z czego są niezwykle dumni).

Klasztor prawosławny w Jabłecznej.

Klasztor prawosławny w Jabłecznej.

Wracamy w stronę Warszawy. Nagle po prawej stronie widzimy piękny, rokokowy pałac. Sprawdzamy na mapie – to Radzyń Podlaski. W świetle zachodzącego słońca bieli się i złoci pyszny symbol magnackiej fantazji i potęgi. Siedziba rodu Potockich do dziś robi kolosalne wrażenie. Powinny się tu odbywać zjazdy arystokratów, plenery artystyczne, a turyści, gdyby tylko wiedzieli, że coś takiego się tu znajduje, mogliby zjeżdżać z całego świata.

 

Pałac Potockich w Radzyniu Podlaskim.

Pałac Potockich w Radzyniu Podlaskim najpierw podziwiamy z auta.

Czas na przerwę, więc pytamy miejscowych, gdzie tu jest miejsce przyjazne dzieciom. Okazuje się, że całkiem niedaleko pałacu, przy ulicy Warszawskiej, jest uwielbiana przez wszystkich rodziców i maluchy kawiarnia „Kofi&Ti”. To piwnica artystyczna, jakiej nie powstydziłaby się Warszawa, Berlin, czy Nowy Jork. Przy stolikach całe rodziny, a w kąciku dla dzieci mnóstwo książeczek i zabawek. Cały taras jest przeznaczony na to, żeby maluchy mogły rysować sobie tu kredą. Wcinamy domowe ciasto i pijemy pyszne owocowe koktajle. Czas mija błyskawicznie, a nad pałacem zapada zmrok. Ale nie martwimy się. Naszym Fordem śmigniemy do Warszawy szybko i komfortowo, możemy więc spokojnie zamówić jeszcze pyszną kawę. Zwłaszcza, że Chruczek właśnie poznał Zuzię, śliczną córeczkę właścicieli Kofi&Ti. Cóż, może będziemy bywać tu częściej?

Chruczek i Zuzia w kawiarni rodzinnej Kofi&Ti w Radzyniu Podlaskim.

Chruczek i Zuzia w kawiarni rodzinnej Kofi&Ti w Radzyniu Podlaskim.

Related Articles

3 komentarze

Ford Polska 14 lipca 2016 - 10:20

W drogę!

Reply
Ilona Kostecka 14 lipca 2016 - 10:27

Fajne miejsce <3

Reply
Okiem Alexa 14 lipca 2016 - 23:35

Zdjęcie z lusterkiem – super!

Reply

Leave a Comment