W Warszawie za przejście na czerwonym świetle dostaniemy mandat. W Nowym Jorku fala przechodniów kompletnie ignoruje sygnalizację świetlną, jakby to była jedynie opinia paru kolesi. A w UK?
Chruczek miał dziś w nursery zajęcia z bezpieczeństwa ruchu drogowego. Na podłodze rozłożono „zebrę” i postawiono sygnalizator świetlny. Dzieci uczyły się co to znaczy, gdy ludzik jest czerwony, a co, jak maszeruje podświetlony zielonym światłem. Przed „zebrą” musiały się złapać za ręce i przechodzić spokojnym krokiem, bez biegania.
Syn wrócił z przedszkola i wręczył mi przeznaczoną dla rodziców ulotkę ze wstrząsającymi statystykami. Na drogach zginęło w ubiegłym roku prawie 1800 osób. To daje pięć osób dziennie. Jedna z tych pięciu osób zginęła zabita przez kierowcę, który był pod wpływem alkoholu, ale mieścił się w dozwolonym przez prawo limicie. Ten akurat parametr trudno porównać do Polski, bo w UK (poza Szkocją) limit alkoholu we krwi uniemożliwiający już siedzenie za kółkiem ustawiono na poziomie cztery razy wyższym niż w Polsce – 0,8 promila we krwi. Ale inne liczby – przygnębiają. W UK podnoszą larum z powodu uśmiercenia 1800 osób, a u nas policja chwali się w tym czasie najniższą w historii liczbą zabitych na drogach – 2904, co daje „zaledwie” 8 osób dziennie. Nad Wisłą jest więc w bezwzględnych liczbach tylko trochę gorzej niż w UK. Ale gdy weźmiemy pod uwagę liczbę ludności – Polska – 37 milionów, UK – 63 miliony, to statystyki się jeszcze bardziej rozjeżdżają.
Jest jeszcze jedna rzecz, której już kilkakrotnie doświadczyłem osobiście. Gdy podchodzę do przejścia dla pieszych, to samochody PRAWIE zawsze się zatrzymują. Słowo „prawie” jest oczywiście kluczowe. Dwa razy mam podejrzenia graniczące z pewnością, że o mały włos nie rozjechali mnie nasi rodacy (charakterystyczny szalik warszawskiego klubu dumnie zasłaniający tylną szybę, a za drugim razem mocno stuningowana beemka obklejona napisami „turbo” i „castrol”). Po latach mieszkania w Europie Środkowo-Wschodniej mam bardzo ograniczone zaufanie do kierowców i pewno trudniej mnie zaskoczyć na pasach niż statystycznego Anglika. Ale jak milion Polaków przeniosło swoje standardy z kraju rodzinnego do sielskiej Anglii, to wzrost statystyk wypadków wcale nie dziwi.
Dziwi za to co innego. Czerwone światło dla pieszych to „tylko opinia, a nie wiążący akt prawny”. O ile samochody karnie stoją pod czerwonymi światłami nawet w środku nocy, to piesi, po rzuceniu kontrolnego spojrzenia w prawo, lewo i jeszcze raz w prawo – szybkim krokiem przemykają przez ulicę. Nie jest to może tak ostentacyjne, jak na nowojorskim Manhattanie, gdzie kierowcy muszą posiadać umiejętność torowania sobie drogi w niesłabnącym ani na moment tłumie, dla którego sygnalizacja mogłaby nie istnieć, ale jednak…
Czy przechodzenie na czerwonym to jedynie „ułańska fantazja”? Chyba nie, sądząc po tym, jak skrupulatnie są tutaj przestrzegane przepisy przez kierowców. Ot, kolejna tajemnica psychologii Wyspiarzy. Pewno Chruczek mi to kiedyś wyjaśni.