W kościele w starej Jerozolimie ochrzciliśmy naszego synka. Ale i bez tego wizyta w Świętym Mieście trzech wielkich religii monoteistycznych jest niezwykłym przeżyciem. Zaczynamy od wizyty pod Ścianą Płaczu.
[wpgmza id=”1″]
Śniadanie – pitę z hummusem – zjedliśmy na tarasie na dachu naszego hotelu. Mieszkamy w liczącym jakieś 700 lat budynku, który pamięta czasy Krzyżowców. Pokoje są skromne, ale stylowe, a kamienne ściany dają chłód. Ale najwspanialszy jest taras. Trzeba wspiąć się po wąskich, kamiennych schodach i przecisnąć między ścianą a kopułami na dachu, nagrodą jest śniadanie z widokiem na stare miasto – złotą Kopułę Skały, Bazylikę Grobu Bożego, dziesiątki kościołów i Górę Oliwną.
Ruszyliśmy w stronę Ściany Płaczu. W końcu jesteśmy w mieście trzech wielkich religii monoteistycznych. Idziemy po bruku labiryntem uliczek Starej Jerozolimy. Małe sklepiki z pamiątkami są po obu stronach, handlarze zapraszają do środka, krzyczą za przechodniami. Wychodzimy na przestronny plac. Jeszcze tylko szybka kontrola bezpieczeństwa (jak we wszystkich miejscach publicznych w Izraelu) i stajemy przed jedynym ocalałym murem Świątyni Jerozolimskiej, Ścianą Zachodnią, Ścianą Płaczu, Ha-Kotel.
Szybko spisujemy na karteczkach nasze prośby do Boga. Jeżeli włożymy karteczkę w szczelinę między wielkimi kamieniami w Ścianie Płaczu, dotrą one prosto do Niego. W końcu mówi się, że w Jerozolimie do Nieba nie trzeba wybierać numeru kierunkowego… Potem rozdzielamy się. Panowie, z jarmułkami na głowach, idą na większą część męską. Panie, okryte chustami – na część kobiecą. Chruczek przez chwilę się zastanawia, ale zaraz rusza za ukochaną babcią. Zaraz zresztą znajduje sobie koleżankę, małą Żydówkę, która przyszła tu z mamą. Doskonale bawią się i ganiają po całym placu.
Przed Ścianą Płaczu mogłabym stać godzinami. To wyjątkowe miejsce, inne o każdej porze dnia. Można się tu pomodlić, poczytać Talmud, popatrzeć na modlące się Żydówki, a także wejść na stołeczek i zajrzeć na męską stronę. Mężczyźni modlą się głośno, śpiewają i tańczą. Czasem pod Ścianą Płaczu odbywają się bar-micwy. Podczas tej tradycyjnej uroczystości chłopiec żydowski staje się mężczyzną. Bar-micwa odbywa się kiedy chłopiec skończy 13 lat i jeden dzień. Podczas obrządku młodzieńcy wzywani są po raz pierwszy do odczytania fragmentu świętej księgi – Tory oraz wygłoszenia do niej komentarza. Chłopcu zakłada się tefilin – dwa czarne skórzane pudełeczka wykonane z jednego kawałka skóry koszernego zwierzęcia, w których znajdują się cztery ustępy Tory z Księgi Wyjścia oraz Księgi Powtórzonego Prawa, ręcznie przepisane w języku hebrajskim. Jedno z pudełeczek przymocowuje się rzemieniami na czole, a drugie na lewym ramieniu. Ten na ramieniu umieszczany jest w pobliżu serca, tefilin na głowie służy skierowaniu myśli na Torę. Kobiety mogą patrzeć na tę radosną uroczystość z oddalenia, a młodego mężczyznę obrzucają cukierkami, które mają symbolizować słodycz Tory.
Ściana Płaczu po hebrajsku nazywana jest Ha-Kotel. Kotel oznacza mur, a rodzajnik określony sprawia, że Ha-Kotel oznacza TEN, jedyny, wyjątkowy mur. Od samego rana do późnej nocy w to miejsce przychodzi mnóstwo ludzi. To barwny tłum turystów, grupy dziewczynek, które wyszły z tradycyjnej szkoły, żołnierze, Żydzi ortodoksyjni, całe rodziny z dziećmi.
Teraz ruszamy w stronę Drogi Krzyżowej. Przejście Via Dolorosa to obowiązkowy punkt naszych rodzinnych wypraw, za każdym razem, kiedy jesteśmy w Jerozolimie. Ostatnio docieraliśmy do niej podziemnym korytarzem, który zaczyna się pod Ścianą Płaczu. Tym razem poszliśmy przez uliczki Starego Miasta. Po drodze kupiliśmy miejscowego red bulla – świeży sok wyciskany z granatów. Można go tu kupić na każdym rogu za kilkanaście szekli. Jest bardzo orzeźwiający i świetnie gasi pragnienie. Jeśli dodamy do niego imbiru – daje niesamowitą energię.
Na drugie śniadanie kupujemy tradycyjnego bajgla jerozolimskiego posypanego sezamem. Do niego w kawałku papierka sprzedawca podaje nam hyzop – biblijne zioło. Bajgla łamie się w rękach i zanurza w soczyście zielonym hyzopie.
Chruczek, jak zawsze nie jest głodny, więc odbiega od nas w boczną uliczkę. Po chwili znajdujemy go, jak rozmawia o czymś – nie wiem w jakim języku – z żołnierzem izraelskim, który trzyma karabin dwa razy większy od naszego synka. Czujemy się trochę nieswojo, ale żołnierz nie wygląda na zniecierpliwionego, przeciwnie, szeroko uśmiecha się do blondwłosego łobuza.
Chłopaki przybijają piątkę i wreszcie możemy ruszać na Drogę Krzyżową. Ale o tym w następnym wpisie.
W czasie naszych rodzinnych wyjazdów korzystamy z ubezpieczenia oferowanego przez Twoja Karta Podróże. Możesz je kupić TUTAJ. Polecamy!
3 komentarze
Uwielbiam czytać Wasze wpisy z Izraela, w przyszłym roku wybieramy się na bar-micwę, więc wiem co będzie moimi obowiązkowymi punktami wyprawy ? pozdrawiam z Londynu ?
Przesympatyczny reportaz. Bylem tam w przeszlosci x-razy. Piekne przekazanie tej atmosfery tamtych miejsc. Dziekuje !!!
Dziękujemy i my! Staramy się pisać rzetelnie i ciekawie.