Mieliśmy tu przyjechać na weekend. W ostatniej chwili, zdecydowaliśmy się rozciągnąć dwa dni do czterech. A i tak okazało się, że to co najmniej o miesiąc za mało. Lądek Zdrój, a właściwie cała Kotlina Kłodzka to tak niesamowity kawałek Polski, że spokojnie można tu spędzać każde wakacje i co roku podziwiać zupełnie inne turystyczne perełki.
Powiedzmy sobie szczerze, pod względem liczby zabytków historia specjalnie nas nie pieściła. Jak nie Szwedzi, czy Niemcy, to Rosjanie. Albo kilka mocarstw naraz. Grabili, palili, wywozili do Sztokholmu, Berlina albo do Petersburga. Po przejściach wielkich armii pozostawały same zgliszcza. W końcu, jakby naprawdę nie wystarczyło „potopu” i zaborów, przyszła II Wojna Światowa, która skończyła się apokalipsą. A potem historia znów zagrała z losem w kości. Związek Radziecki połknął nam kresy wschodnie i w ramach rekompensaty podarował solidny kawałek Niemiec, który wprawdzie tysiąc lat temu należał do Polski, ale potem przez całe wieki gospodarowali na nim Niemcy. Jako wisienkę na torcie, Józef Wissarionowicz Stalin dorzucił nam jeszcze Hrabstwo Kłodzkie na południowym zachodzie.
Oczywiście w PRL-owskiej szkole, do której chodziłem, słyszałem co roku o ziemiach zachodnich „powracających do macierzy”, ale nikt NIGDY nie zająknął się słowem o tym, że chytry Gruzin podarował Polakom stare czeskie ziemie. Ojcowiznę Świętego Wojciecha, tereny związane z XV-wiecznym czeskim królem: Jerzym z Podiebradów. Na dodatek potraktowane w miarę miłosiernie przez walec Armii Czerwonej. Po prostu fuks. Dlatego choć to dziś oficjalnie Dolny Śląsk, wjeżdżając w granice dawnego Hrabstwa Kłodzkiego, czujemy że to zupełnie inna bajka.
Uzdrowisko
Barokowa kopuła niczym nad toskańskim kościołem, to autentyczny dach przykrywający zabytkowe baseny z termalnymi, leczniczymi wodami źródła Wojciech. Chyba każdy, kto po raz pierwszy przyjeżdża do Lądka Zdroju, na widok tego rozbuchanego baroku, przeciera oczy ze zdumienia. Ale jak to? Naprawdę? I to nie był kościół, tylko od razu basen? Jakoś trudno uwierzyć, że już w XVII wieku zażywano tu leczniczych kąpieli.
Błąd.
Lądek Zdrój, to najstarsze uzdrowisko w Polsce, a może i w tej części Europy. Wiemy o tym z kronik, w których zapisano, że mongolskie zagony, które oblegały Legnicę w 1241 roku i pozbawiły głowy piastowskiego księcia Henryka Pobożnego, zniszczyły kąpielisko w Lądku, a właściwie w Landku – jak z czeska brzmi nazwa naszego dzisiejszego kurortu. Nazwa zdroju „Wojciech” też nie wzięła się znikąd. To z tych stron pochodzi nasz pierwszy czesko-polski święty.
Pławimy się w basenie wystylizowanym na otomańską łaźnię. Zdrojowa woda o temperaturze ok. 40 stopni rozgrzewa ciało i duszę. Gdzieś pod kopułą rozchodzą się dźwięki Arii Jana Sebastiana Bacha granej na skrzypcach przez ukraińskiego wirtuoza – Oresta, a my czujemy, jakby z każdą minutą nasze troski i zmartwienia odpływały w siną dal. Po kąpieli idziemy na taras kawiarni, z widokiem na cały park zdrojowy. Dziś odbywa się koncert muzyki operetkowej. Kuracjusze rozsiedli się na ławkach i króciutko wystrzyżonych trawnikach. My jemy lody i słuchamy muzyki, która brzmiała tu tak samo sto lat temu, jak i dziś. Czas stanął w miejscu.
Ale zaraz, gdzie jest nasze dziecko?
Hotel Alhambra
Spokojnie, przecież nie zgubilibyśmy Chruczka… Pewno też nie odpoczęlibyśmy, gdyby był z nami non stop. Na szczęście mieszkamy w hotelu Alhambra, dwieście metrów od term. O „Alhambrze” napiszemy osobno, bo to cudo architektury – rówieśnik warszawskiego „Bristolu”, a przy tym miejsce bardzo przyjazne rodzicom i dzieciom. Ważne jest w tym momencie to, że mogliśmy spokojnie pójść na relaksującą kąpiel w wodach zdrojowych, a nasz czteroletni syn pod opieką cierpliwych, uśmiechniętych dziewczyn z recepcji rozrabiał w Pokoju Zabaw, a potem uczył się grać w bilard.
Gdy po kąpielach termalnych wieczorem wróciliśmy do hotelu, był niemile zaskoczony, że to JUŻ tak szybko. I ani myślał iść z nami do pokoju.
Góry, jaskinie i wino
Jak wiecie, od tego roku zaczęliśmy szturmować Koronę Gór Polski. Jako zakopiańczyk, patrzę na to z lekkim dystansem, bo według mnie poza Rysami i Babią Górą, to reszta „Korony” jest bardziej jakimiś pagórkami, niż górami. Ale uczciwie muszę przyznać, że nawet mnie zatkało, jak zobaczyłem, że wokół niewielkiej Kotliny Kłodzkiej jest aż OSIEM szczytów zaliczanych do „Korony”. Choćby z tego powodu warto tu przyjechać i pochodzić po… hmmm… pagórkach. Tym razem zdobyliśmy z Chruczkiem Kowadło, zaliczany do „Korony” szczyt w Górach Złotych. Po pozostałe trofea musimy wrócić. A nawet jazda samochodem po tutejszych serpentynach dostarcza dużo emocji. Można się poczuć jak Marek Hłasko, który tutejsze wioski i drogi opisał w kultowej powieści „Następny do raju”.
Góry, które zaczynają się tuż za granicami miasta, kryją w sobie bardzo ciekawe jaskinie, w których naukowcy odkrywają kości prehistorycznych zwierząt.
Jedną z największych i najciekawszych dostępnych dla turystów jest Jaskinia Radochowska, którą można zwiedzać z przewodnikiem. W jednym z bocznych korytarzy leżą kości niedźwiedzia jaskiniowego, a w oczku wodnym (wygląda jak płytka kałuża, ale idealnie przyjrzysta woda ma niemal dwa metry głębokości) żyją krewetkopodobne studniczki tatrzańskie.
W środku możemy zobaczyć niezwykłe skały marmurowe, po których nieustannie spływają krople wody. Gdy wyprostujemy ramiona, dotkniemy przeciwległej ściany, zbudowanej z suchego jak pieprz piaskowca.
Jeśli od tego przeciskania się ciasnymi skalnymi korytarzami zaschnie nam w gardle, to nieopodal jaskini jest przyjemna winiarnia, którą prowadzą alpinista i pisarz – Zbyszek Piotrowicz oraz jego żona – Natalia, dziennikarka.
Warto do nich wpaść na degustację miejscowych dolnośląskich win, a przy okazji poprosić o autograf na doskonałej książce „Moje pagóry”. Tylko lojalnie ostrzegam, jak zadacie Zbyszkowi pytanie z dziedziny górskiej, albo historycznej (dzieje Kotliny Kłodzkiej i całego Dolnego Śląska ma w małym palcu) – czyli popełnicie ten sam błąd co my – to spokojnie możecie skreślić pozostałe punkty programu na ten dzień. Ten facet to chodząca encyklopedia, a opowiada zajmująco, jak Szeherezada.
Konie
Do Jaskini Radochowskiej dojedziemy z Lądka Zdroju samochodem, autobusem lub konno. W sezonie spod willi „Marianna” codziennie wyjeżdża do jaskini zaprzężona w dwa konie bryczka. Taka wycieczka wraz ze zwiedzaniem jaskini trwa niemal cztery godziny.
W „Mariannie” są też stajnie i można się wybrać na konną przejażdżkę po lesie, a dzieciaki i młodzież mają do dyspozycji cierpliwą nauczycielkę jazdy konnej. I spokojne konie.
Nasz Chruczek wybrał wariant pośredni i z nauczycielką pokłusował na wycieczkę do lasu (tak, wiem… Magda mi to zaraz poprawi, bo to pewno nie był kłus tylko coś innego)
Hej sokoły!
Krzysztof, pasjonat prowadzący schronisko dla zwierząt i firmę „Pod skrzydłami” organizującą pokazy sokolnicze i… sowolnicze, to jedna z najbardziej charakterystycznych postaci Lądka. Jego podopieczni występują w sesjach zdjęciowych, ale przede wszystkim zachwycają małych turystów.
Dzięki Krzysztofowi wiemy już jak po oczach poznać, czy sowa prowadzi dzienny, czy nocny tryb życia (tak! większość sów śpi w nocy a poluje w dzień) i jakie sztuczki potrafi robić jastrząb. Taki pokaz to jeden z najmocniejszych punktów programu całego wyjazdu!
Lody i lalki na mieście
Lądek to nietypowy kurort, bo składa się z dwóch, niezbyt do siebie pasujących części. Zachwycająca, tętniąca życiem część uzdrowiskowa i dość senne miasteczko z wieloma śladami chlubnej przeszłości. Najlepiej wybrać się na spacer z kurortu do miasta, wpadając po drodze do lodziarni „To&owo”.
Pyszne lody pomogą dziecku przetrwać kilometrowy marsz na rynek, gdzie znajduje się jeden z najciekawszych teatrzyków lalkarskich na Dolnym Śląsku. Pracownia artystyczna mieści się w podcieniach, na przeciwko ratusza, a prowadzą ją ujmująco mili ludzie, a pokazy lalek cieszą się dużym powodzeniem.
A to dopiero początek…
Na następny raz zostawiliśmy sobie fenomenalne trasy skałkowe, ciekawy historyczny most, który wygląda jakby był przeniesiony z jednego z zamków nad Loarą. Jest jeszcze XVII-wieczna kaplica świętego Jerzego z ciekawymi freskami, wieża zegarowa. Arboretum (rezerwat drzew), aleja historycznych modrzewi, dom zdrojowy… A zimą stok narciarski.
A przecież, jeżeli potraktujemy Lądek Zdrój jako bazę wypadową do innych atrakcji Kotliny Kłodzkiej po naszej i po odległej o kilka kilometrów czeskiej stronie granicy… Na pewno nie będziemy się tu nudzić!
3 komentarze
Do Lądka-Zdroju jeżdżę kilka razy w roku. Lubię tam wracać 🙂
Piękne zdjęcia, od razu widać, że wyprawa była udana 🙂
[…] hotelu Alhambra jest rzeczywiście rewelacyjna. W samym sercu uzdrowiskowej części Lądka-Zdroju. Na przeciwko basenu rekreacyjnego, zaledwie dwie minuty spacerkiem od barokowego pałacyku […]