Home Podróże po świecieEuropaNiemcy Majówka w Dolnej Saksonii

Majówka w Dolnej Saksonii

by Sergiusz Pinkwart

To kraina baśni i wrzosów. Poza tym mają świetne ścieżki rowerowe. I mnóstwo parków rozrywki – słyszeliśmy o Dolnej Saksonii. Postanowiliśmy to sprawdzić.

W podróży z dzieckiem najważniejsze jest dobre planowanie i duży margines czasowy. Nie ma innych uniwersalnych zasad, które pasują do wszystkich. Bo każde dziecko jest inne. Jedne uwielbiają podróże samochodem i same z ochotą wspinają się na fotelik i zapinają pasy. Inne trzeba do tego zmuszać i co pięć minut kontrolować, czy się nie wyswobodziły z pięciopunktowych pasów. Inaczej się podróżuje z dzieckiem półrocznym, które lubi spać słuchając pomruku silnika, inaczej z żywym, ciekawskim trzylatkiem, a inaczej z siedmiolatkiem. Zapewne uważamy, że sami najlepiej wiemy, jakim typem podróżnika jest nasze dziecko. Ale nigdy się tego nie dowiemy „na sucho”, siedząc w domu, przed telewizorem. Trzeba się ruszyć z kanapy.

Chruczek ma nastrój na jazdę w bagażniku.

Chruczek ma nastrój na jazdę w bagażniku.

My na długi weekend majowy postanowiliśmy wybrać się do Dolnej Saksonii. Drugi co do wielkości land w Niemczech jest jednocześnie najbardziej zróżnicowanym. Tylko tu są i góry i morze, to w tym miejscu znajdziecie miasteczka jak cukiereczki, z zabytkowymi domami w konstrukcji szachulcowej, tajemnicze zamki i pałace, a także przejdziecie  bajkową trasą śladami baśni Braci Grimm. Możecie także poszwędać się szlakiem Szczurołapa, który pewnej nocy, z braku zapłaty, wyprowadził z miasteczka ponad setkę dzieci, których już nigdy nie odnaleziono… Podobno na uliczce, którą wychodził, trzeba uważać, gdy dziecko za bardzo się oddala. Nasz Chrucz nie tylko w mieście Szczurołapa leci na oślep w przeciwnym kierunku niż my, więc takie atrakcje mamy na co dzień… A przy tym jest tu wiele parków rozrywki, w tym słynny Heidepark, czy rezerwaty pełne egzotycznych zwierząt z różnych części świata. To niezwykłe miejsce jest 1000 kilometrów od Warszawy, więc podróż z dzieckiem trzeba dobrze zaplanować.

Nasz syn podróżuje od pierwszych dni życia, ale to wcale nie znaczy, że jest nam dużo łatwiej. Owszem – lubi podróże, hotele i obserwowanie zmieniającego się świata, ale czasem doprowadza nas do szału swoimi zachciankami.

– Mleczko. Chcę mleczko. MLECZKO! CHCĘ! TERAZ!!!

Przygotowanie mleczka w jadącym autostradą samochodzie nie należy do najprostszych zadań. A to dopiero początek.

– Chcę oglądać Tayo!

Wytłumacz trzylatkowi, że jesteśmy w Niemczech i nasz mobilny internet tu nie działa i nie da się włączyć na YouTube ulubionej bajki.

– Chcę siku!

Zatrzymujemy się w małej zatoczce. Oczywiście to „fałszywy alarm” i chodziło tylko o mały sabotaż.

Jedziemy dalej.

– Chcę zobaczyć niebo!

Odsłaniamy szyberdach.

– O samolot!

– O ptaszki!

– Mamo, potrzymaj mnie za rączkę.

– Chcę soczek!

– Chcę wysiadać!

– Chcę do hotelu!

– Chcę do restauracji!

– Chcę kaszkę!

– Nie, nie chcę bułeczki!

– Nie chcę serka!

– Nie chcę paróweczki!

– Chcę kaszkę!

Trzeba mieć nieskończone pokłady cierpliwości. Odróżniać potrzeby rzeczywiste, od prób manipulacji i sabotażu. A jednocześnie pamiętać, że ta podróż powinna być dla małego odkrywcy przyjemnością. Przecież chcemy, żeby był otwarty, pogodny, z radością przeżywał tę wyprawę i miał ochotę na następne wyjazdy. Jeśli będziemy na siłę wtłaczali go w swój własny świat, to jesteśmy na najlepszej drodze do tego, by podarować dziecku traumę i zniechęcić go do podróży na całe życie.

Nasz Chruczek uwielbia hotele. I dlatego, żeby spowodować, że podróż była dla dziecka bardziej komfortowa, no i żeby sprawić mu przyjemność, w drodze do Dolnej Saksonii zatrzymaliśmy się na nocleg w połowie drogi. Dziś rano obudził się w Zajeździe „Chrobry” w Torzymiu pod niemiecką granicą i był naprawdę szczęśliwy. W restauracji na parterze od rana spory ruch. Nie taki, jaki pamiętamy z przed wybudowania autostrady. Przy starej drodze na Świecko „Chrobry” był lokalem kultowym.

Chruczek przed kultowym Zajazdem Chrobry w połowie drogi do Dolnej Saksonii.

Chruczek przed kultowym Zajazdem Chrobry w połowie drogi do Dolnej Saksonii.

Ale i teraz tirowcy lubią tu z samego rana wpaść na kotleta, rosół, czy bigos. My zamówiliśmy trzy zestawy śniadaniowe. I to był duży błąd. Jajecznica dla Magdy była niezjadliwa (poprosiła o mocno ściętą, bo się brzydzi „glutami” z białka i oczywiście dostała półpłynne „niewiadomoco”). Parówki Chruczka były jakieś spuchnięte i bardzo niesmaczne. Na szczęście prawie ich nie tknął, bo zainteresował się fajnym – to trzeba przyznać – kącikiem zabaw. Choć po piętnastu minutach przeniósł się do sali „dla palących”, w której stały błyskające światełkami maszyny do uprawiania hazardu. Korzystając z dobrego łącza internetowego, przy śniadaniu wypełniliśmy PIT-y. A potem ruszyliśmy samochodem w stronę Hannoveru.

Mkniemy autostradą w stronę Dolnej Saksonii. Z postojem to 2 razy po 4 godziny.

Mkniemy autostradą w stronę Dolnej Saksonii. Z postojem to 2 razy po 4 godziny.

Cztery godziny z hakiem jazdy wieczorem i cztery godziny rano to jak na rodzinną wycieczkę niewielkie odległości. Zwłaszcza, że przez legendarne niemieckie autostrady płynie się szybko, gładko, a kilometry mijają nie wiadomo kiedy. Małe dziecko zniosło podróż bez problemu i kiedy wczesnym popołudniem popołudniem dotarliśmy do celu – sielskiej miejscowości Schneverdingen, był w znakomitym humorze.

Chruczek z tatą pokonuje mosty linowe na miejskim placu zabaw.

Chruczek z tatą pokonuje mosty linowe na miejskim placu zabaw.

Od razu ruszył na wielki plac zabaw w Walter-Peters-Park. Tam razem z dolnosaksońskimi łobuzami zjeżdżał z wielkich zjeżdżalni, wspinał się po linach i huśtał na huśtawce, która jednocześnie obracała się w kółko, w górę i w dół. Siłą trzeba go było zabierać do parku Hopen-Heidegarten, słynącego z niezwykłej hodowli wrzosów.

Choć byliśmy poza sezonem kwitnienia wrzosów i tak było wspaniale. Z tej platformy widokowej we wrześniu można podziwiać niezwykły wrzosowy spektakl.

Choć byliśmy poza sezonem kwitnienia wrzosów i tak było wspaniale. Z tej platformy widokowej we wrześniu można podziwiać niezwykły wrzosowy spektakl.

Te niezwykłe kwiaty, których jest tam 130 gatunków i 120 tysięcy sadzonek tworzą tu piękne, wymyślne wzory. A dzieci mogą obserwować owieczki, albo… robale mieszkające w specjalnych domkach. Są także stylizowane przewijaki, więc można tu przyjechać nawet z niemowlęciem.

Stylizowana altana z przewijakiem tuż przy wrzosowych polach na Hopen-Heidegarten.

Stylizowana altana z przewijakiem tuż przy wrzosowych polach na Hopen-Heidegarten.

Po pierwszych wrażeniach dotarliśmy na nasz camping. Po miesiącu we Francji, który spędziliśmy na tamtejszych campingach w Dolinie Loary czy Alzacji, mieliśmy wiele obaw. Jednak pięciogwiazdkowy Camping-Park Luneburger Heide okazał się niezwykle przyjazny, czysty, elegancki a zarazem idealny dla dzieci. Chruczek nie wiedział, czy biec najpierw do miłych sąsiadów z przyczepy obok, na plac zabaw, nad jezioro czy do zagrody kózek.

Kózki w zagrodzie na campingu.

Kózki w zagrodzie na campingu.

Tak wygląda nasz taras na campingu. Mamy własne jezioro!

Tak wygląda nasz taras na campingu. Mamy własne jezioro!

Ciągnęło go także do kotków czy do ogrodu motyli, ale ostatecznie w pierwszy wieczór poprzestał na kózkach. A my w ciepłej, komfortowej przyczepie, z ogrzewaniem (bo majowy weekend w Dolnej Saksonii jest równie zdradliwy jak w Polsce), z kuchnią, gdzie mogliśmy przygotować smaczną kolację, którą potem zjedliśmy z widokiem na jezioro, cieszyliśmy się na kolejny dzień.

Wnętrze naszego campera jest niesamowicie przestronne i ustawne. Chruczek uwielbia swój "wagon" do spania. Żałuje tylko, że nie jedzie...

Wnętrze naszego campera jest niesamowicie przestronne i ustawne. Chruczek uwielbia swój „wagon” do spania. Żałuje tylko, że nie jedzie…

Jutro idziemy na rowery. Bo Dolna Saksonia słynie z doskonałych, niezwykle malowniczych i doskonale przygotowanych ścieżek rowerowych.

Related Articles

Leave a Comment