Naprawdę chcielibyście wiedzieć, co się dzieje z waszymi dziećmi po tym, jak odprowadzacie kochane maleństwo do przedszkola?
Myśleliśmy, że to my nie mieliśmy szczęścia do żłobka i przedszkola. Niestety, złe traktowanie dzieci w polskich placówkach, to chyba jednak praktyka bardziej powszechna niż nam się wydawało. Po naszym wczorajszym wpisie na blogu pojawiło się od Was wiele komentarzy, zarówno ze słowami wsparcia, jak i z komentarzem, że przesadzamy. Dostaliśmy także list od dziewczyny, którą znamy od wielu lat. Pracowała jako nauczycielka przedszkolna. Za jej zgodą publikujemy obszerny fragment bolesnego wyznania.
Szczerze mówiąc, nie wiemy co na to poradzić. Ale chyba lepiej wiedzieć, niż łudzić się, że jest świetnie.
I pewno warto byłoby podawać za wzór jakieś fajne placówki nad Wisłą. Przedszkola, w których dzieci są traktowane jak ludzie, a nie jak balast. Może też warto popatrzeć jak to robią w Anglii, Niemczech czy Hiszpanii i coś przeszczepić na nasz grunt. Do cholery, od końca PRL-u minęło już wystarczająco dużo czasu, by przestać zasłaniać się dziedzictwem komunizmu! A najbardziej przerażające jest to, że złe wzorce są wciąż powielane i replikują się w kolejnych pokoleniach.
Ale od początku…
„Pracuję w szkole ale od 20-lat dorabiam w przedszkolach… Przez tyle lat miałam styczność z kilkudziesięcioma, więc wiem, o czym piszę. Uchylam rąbka tajemnicy. Jak to wygląda od wewnątrz w przedszkolach państwowych:
Generalnie w dupie ma się rodziców. Przytakiwanie i zapewnienia, służą tylko temu, żeby się rodzić odpie…ił i nie poleciał „wyżej” ze skargą. Latanie wyżej skutkuje odebraniem dyrektorce przyznawanej corocznie „nagrody dyrektora” (parę „tysi”) i dodatków motywacyjnych nauczycielom (200-600 zł). Plus kontrola, która wywraca przedszkole do góry nogami i wprowadza atmosferę piekła na ziemi.
W dupie ma się dzieci. Niestety. Ich potrzeby (indywidualne zwłaszcza), nie są brane pod uwagę. Są „ramy” i dzieci mają nie wystawać poza obrazek…
NAJWAŻNIEJSZE to porządek w papierach. Dzienniki, plany, programy, „tony papierów, tony analiz”, spisywanie godzin wejścia i wyjścia z przedszkola, zliczanie frekwencji, arkusze obserwacji. Jednym słowem biuro. Jest ramowy plan dnia, jest gotowiec scenariusza z przewodnika metodycznego, przeprowadza się zajęcie, wychodzi na dwór, wraca je obiad (tu następuje wymiana nauczycieli, których kompletnie nie interesuje, co kto zrobił, osiągnął, no chyba że dzieciak rozbił głowę drugiemu i jest widmo afery…), są zajęcia dodatkowe, u małych leżakowanie, podwieczorek i upragniona chwila – przebieranie nogami, żeby wyjść jak najszybciej.
Oraz zakłady, który „cholerny tatuś znowu wpadnie pięć minut przed zamknięciem”. W opinii nauczycieli, dzieci powinny być odbierane zaraz po podwieczorku tj ok 14.30…
Dziecko generalnie jest zbędnym balastem, „drącym się”, „latającym jak oszalałe” albo „niedojdą”, która „rozwala pracę grupy”. Panie, tak jak opisała Magda, to przeważnie pokrzykujące, wiecznie rozjuszone i niezadowolone osóbki, z objawami klimakterium już od 25 roku życia. Potrafią szarpać, wyzywać, drą się takim charakterystycznym „bazarowym” głosem. Tak to wygląda od środka.
Na zewnątrz, do szaleńca, który przyjdzie spytać o dziecko, panie silą się na uśmiech i zasłaniając grupą, szybko kończą rozmowę. Aaaa… i najważniejsze, musi być występ, czy dzieci lubią, czy chcą i potrafią – nie ma znaczenia. To się robi „pod rodziców”, jak stoi w półkolu i śpiewa, tańczy, recytuje, to świadczy o tym, że jest to „znakomita placówka”. Im dłuższy występ – tym lepsza.
W przedszkolu prywatnym jest zupełnie inaczej. Panuje atmosfera „snucia” i ogólnej degrengolady. Zatrudnione nauczycielki (żeby obniżyć koszty), to dziewczyny 2-3 rok licencjatu, bez doświadczenia i wiedzy (niestety, obecny program na studiach pedagogicznych, to porażka, praktyki-żenada), owe dziewczątka, jak muchy w smole, z wiecznie przyklejonym uśmiechem do twarzy „przelewają” się, powolne ruchy, dłuuuuugie rozkładanie zabawek, dłuuuugie otwieranie książeczek, nie krzyczą, nie strofują… uśmiechają się. Akceptują każde zachowanie, ale nie mają chyba świadomości, że „podążają za dzieckiem” bo jest taka metoda wychowawcza. Po prostu są miłe i grzeczne bo muszą zarabiać na studia.
Tu chętnie rozmawia się z rodzicem (wymóg odgórny dyrektorki, plus pranie mózgu), nigdy nie ma problemu, zawsze „był grzeczny, zjadł, bawił się, byliśmy na dworze”. Charakterystyczny jest język, jakim się młode panie posługują… niestety, w sporej większości NIE jest to poprawna polszczyzna. Wziełeś, poszłeś, kerownica, ksionszka, bendom, zrobio itp. Jest tez „powiem rodzicĄ” Panuje zasada: rodzic płaci, wszystko ma być super.
Jest zazwyczaj dobre jedzenie, wyposażenie, ładne zabawki, dobrze urządzony plac zabaw, instrumenty perkusyjne z atestem. W państwowych też są, ale rodem z lat 70-tych… połamane, nie działające. Program, który się tu realizuje, to fikcja… Ma być bezproblemowo i bezpiecznie.
Choć te młode damy są o wiele bardziej empatyczne, od rozjuszonych bab z państwowego (mam wrażenie, że te ostatnie pracują za karę) i np. przytulają dzieci, ukoją w płaczu. Pracują ok. 8 godzin, czyli drugie tyle co baby w państwowym. Brak tu zasad, energii, stanowczości, konkretnego programu, ot, taka ciepła przechowalnia na wolnych obrotach.
Dziecko stanowi tu tylko obiekt do pielęgnacji, żeby miało czystą buźkę, suche majty, żeby zjadło… natomiast dzieci „problemowe” są odbierane ciepło, ale bez zrozumienia („wie pani, ten nowy, to taki dziwny, on taki wzrok ma nieobecny i z dziećmi nie chce się bawić”) i zazwyczaj dzieciak, zamiast integracji, idzie z „ciocią” do drugiej salki i tam bezpiecznie zanurza się w swoim świecie, a rodzic otrzymuje informację, że „wszystko było OK”. Nie ma problemu i nie ma psychologa. A w państwowym jest, na jakiejś ułamkowej etatu, ale jest…
To dopiero WSTĘP z powodzeniem mogłabym napisać książkę… Tak na marginesie, czasami woźne mają więcej oleju w głowie i umiejętności wychowawczych, niż nauczycielki. A spróbowałbyś nazwać te panie przedszkolankami… Uuuuuu… żywy byś nie wyszedł z “placówki”. Pozdrawiam i… trzymajcie się swoich planów”.
94 komentarze
Strasznie uogólnione i strasznie krzywdzące.
Tez takie mam wrazenie
Tez takie mam wrazenie
No cóż trochę niestety prawda … U nas w grupie najbardziej ogarnięta to pomoc przedszkolna. Są dwie Panie nauczycielki … Jedna na wszystko się uśmiecha, potakuje… Druga rozwszeszczana baba. Jak jej po dlugich rozważaniach zwróciłam uwagę to powiedziała, że ona tak żeby dzieci ją słyszały … Ale się trochę opanowała. Teraz mają w planach występy i znowu ją ponosi.
Teoretycznie raz w miesiącu jest możliwość spotkania z Panią nauczycielką. Ja chcialam zapytać jak jej idzie, gdzie popracować… Dla nauczyciela to tylko problem i okazja, żeby zjechać rodzica. Przykre ? czy jest lepiej w prywatnych? Mam wątpliwości ?
mój synek chodzi do przedszkola Kredka w Legnicy. placówka prywatna z dużymi tradycjami. Mam zawsze dobry kontakt z opiekunem i nauczycielką grupy. Poważne podejście zarówno do dziecka jak i do dzieci. Syn wraca do domu i z pasja pokazuje, jakie to niesamowite rzeczy robił i czego nowego się nauczył.
Prawda. Moja córka chodziła do prywatnego przedszkola gdzie jako 5 latka była w grupie z wszystkimi dziećmi od maluchów po 5 latka po obiedzie dopiero grupy się rozdzielaly córka nudziła się. Jedna z 5 latek cały czas siedziała przy Pani a reszta dzieci do 12godziny samowola. Panie mile sympatyczne jak chodziła jak zrezygnowałam z przedszkola Pani chodziła nerwowo szukała nauczycielek. Nie dość że córka chodziła 13 dni i zapłaciłam wpisowe to przy rozwiązywaniu umowy dowiedziałam się że muszę zapłacić za pobyt dziecka za te dni które chodziła. Jednak jest to niezgodne z prawem.
Gosia Dykovska pamiętasz co Ci opowiadałam :((((( Niestety to chyba norma :((( Trzeba bardziej słuchać co maluszki nam opowiadają i dlaczego nie chcą chodzić do przedszkola …
Caly czas mam w glowie to co opowiadalas a ten artykul….ehhh:(
Prawda. Moja córka chodziła do prywatnego przedszkola gdzie jako 5 latka była w grupie z wszystkimi dziećmi od maluchów po 5 latka po obiedzie dopiero grupy się rozdzielaly córka nudziła się. Jedna z 5 latek cały czas siedziała przy Pani a reszta dzieci do 12godziny samowola. Panie mile sympatyczne jak chodziła jak zrezygnowałam z przedszkola Pani chodziła nerwowo szukała nauczycielek. Nie dość że córka chodziła 13 dni i zapłaciłam wpisowe to przy rozwiązywaniu umowy dowiedziałam się że muszę zapłacić za pobyt dziecka za te dni które chodziła. Jednak jest to niezgodne z prawem. C
Niestety część z tego na pewno jest rzeczywistością. Fakt że te panie strasznie głośno mówią, fakt że jak dziecko nie mieści się w ramach to jest problemem. No i u nas Maja najbardziej lubiła dwie wychowawczynie (jednej już nie ma ) i super kochaną panią kucharkę. Dowiedzieć się czegoś o dziecku jest trudno – bo akurat pani dopiero przyszła i zmieniła poprzednią… ale program u nas w państwowym jest realizowany świetnie i wymyślane są różne ciekawe wyjścia i koncerty. No i tak jest że jedne panie są fajne, inne niestety powinny iść na długi urlop…
? nie nie i jeszcze raz nie!!! Moje dzieci chodzą do przedszkola od 6 lat po kolei. W tym czasie opiekowało się nimi 6 pań. Każda z nich, opiekująca się ponad 30 dzieci w grupie jest wspaniała, kreatywna, empatyczna, zaangażowana, przesympatyczna! Jestem w szoku po tym co przeczytałam!!! Ogromne ukłony dla Pań wychowawczyń z przedszkola Jodełka w Tczewie i Pani dyrektor wyjątkowej osobie.
Ależ mnie wkurzył ten wpis. Mam nieodparte wrażenie, że autorka tekstu wymaga porządnej terapii. Sądząc po jej wypowiedzi również edukacji w obszarze komunikowania się i języka polskiego oraz koniecznie kultury osobistej. Sposób wypowiadania się skłania mnie do refleksji: ta osoba ma na pewno wypalenie zawodowe i co ona do cholery robi w edukacji!!!!
To jest niestety rzeczywistość i pracując na zlecenie w wielu przedszkolach mam podobną opinię i spostrzeżenia. Obecnie pracując w panstwowym przedszkolu myślę, że jest podobnie. Tu nie chodzi o wypalenie zawodowe a on otwarty umysł i dobrą spostrzegawczość. Niestety
Podzielam wyraz w komentarzu Pani Katarzyny Wajszczyk. Wypowiedź w autorki tekstu nie ma żadnych podstaw jedynie własny osąd na podstawie odczuć osobistych czy obserwacji. Nie wzięto pod uwagę licznych grup, dyspozycji nauczycieli, pomocy nauczyciela. Uważam iż kadra w całej swej okazałości powinna mieć przygotowanie pedagogiczne, winna również realizować program i założenia przedszkola zarówno w prywatnej jak i państwowej placówce. Plan dnia jest ustalony by wprowadzić dziecko w jego strukturę. Zachodzi wówczas szereg zmian w małej osóbce od socjalizacji po wyraz twórczy. Proponuję by mamy miały możliwość własnej analizy i przejścia praktyki w zakresie wychowania i kształcenia swoich pociech. Jak to możliwe, że nauczyciel potrafi poradzić sobie z grupą 28 osobową, a rodzic ma trudności w wychowaniu z jednym dzieckiem?. Nim zaczniemy generalizować i palić na stosie proszę pomyśleć o tym jak długą drogę trzeba przejść by tym nauczycielem zostać. Oczywiście nauczyciel nauczycielowi równy nie jest zarówno w podejściu jak i w przekazie werbalnym czy niewerbalnym. Współpraca drogie panie i zdrowa ocena sytuacji. To element istotny. Mogę zgodzić się co do podejścia placówek w kwestii kultury osobistej, wykształcenia czy występów. One wpisały się na stałe w edukację przedszkolną czy wczesnoszkolną. Jak zawsze nie potrafimy znaleźć złotego środka owych przygotowań dzieci do występu. Cytując im dłuższe tym lepsze przedszkole…to jest brak zdrowego podejścia do dzieci. Zbytnia nadaktywność ich kosztem, a przecież zawsze chodzi o zdobycie kompetencji w rozwoju by stało się Twórczym bytem. Niestety daleko nam do równowagi. Zawsze uderzamy w skrajności. Na szczęście świadomi nauczyciele dokonują właściwych rozwiązań w drodze komunikacji i kształtowania naszych pociech. Pozdrawiam Rodziców i Nauczycieli Wychowania Przedszkolnego.
a mnie się wydaje, że wystarczy obserwować, wsłuchać się i słuchać swoje dziecko, mam na myśli przedszkole, co do żłobka się nie wypowiem, bo nie korzystałam
Ja też znam wiele fajnych przedszkoli. A jeśli chodzi o prywatne to oczywiście polecam przedszkole Wesoły Smok prowadzone przez zupełnie szaloną Ulę Ula Włodarczyk Skrońska na Białołęce. Do dziś mój 16 letni syn dałby wiele, żeby móc tam znowu chodzić ? pozostała dwójka również. Polecam stronę facebookową przedszkola!
Dzięki Ewa Jakowicz-Tabęcka. Akurat dziś usłyszałam, że przedszkole jest okropne a my niekompetentne. Twoja opinia wprowadza wíęc pewną równowagę 🙂
Dzięki Ewa Jakowicz-Tabęcka. Akurat dziś usłyszałam, że przedszkole jest okropne a my niekompetentne. Twoja opinia wprowadza więc pewną równowagę 🙂
Miałam doświadczenie z dwoma prywatnymi przedszkolami.
Z pierwszego zabrałam dziecko, bo wyczułam, że placówka jest nastawiona na kasę, dziewczyny się często zmieniały (widać super atmosfera w pracy), dyrektorka nie ogarniała, no i moje dziecko zwyczajnie nie chciało tam chodzić.
Przeniosłam do innego przedszkola i jest różnica kolosalna: zaangażowane opiekunki, naprawdę REALIZUJĄ program, nie muszę nic z dzieckiem robić a on w 5-latkach czyta i liczy bez problemu. + są kamery w każdej chwili rodzice mogą podejrzeć co robią dzieci.
Ja z kolei mając nienormowany czas w pracy lubię przyprowadzać i odbierać dziecko, kiedy mi pasuje, więc nie znając dnia ani godziny raczej nie zaryzykują jakichś odpałów 😉
Jest psycholożka i logopeda. Dzieci jak to dzieci wiadomo, są różne, łobuzy też, ale dziewczyny jakoś ogarniają 🙂
Generalnie, nie zgodzę się z tezą, że wszystkie przedszkola są złe i w sumie najlepiej to kisić dziecko w domu do osiemnastki (bo szkoły to dopiero!)
Przedszkola są różne i jest ich dużo. Trzeba po prostu dobrze wybrać. Wszystkie mają super strony w internecie itp, ale atmosferę można wyczuć dopiero idąc tam. W ramach podobnego czesnego są przedszkola bardzo dobre jak i bardzo złe. Warto rozmawiać i obserwować dziecko. Jeśli chętnie chodzi do przedszkola- wszystko jest ok!
Słabe.
W mieście gdzie mieszkam miałam do wyboru dla córki przedszkole państwowe lub prywatne. Zdecydowałam się na prywatne. Dlaczego? Ponieważ o tych państwowych u mnie w mieście nie słyszałam dobrych opinii, podobnie jak pisze tutaj autorka tego listu. Szczególnie o jednym, de facto do którego sama chodziłam i byłam jako dziecko z niego zadowolona, ale to było bardzo dawno temu. Z czego te zle opinie wynikają? Wydaje mi się, że przyczyna jest to, że pracują tam Panie które były tam jeszcze „za mojej kadencji” i są juz wypalone i sflustrowane, że jeszcze muszą troche pracować.
Wiec córka poszła do prywatnego. Jestem baaaardzo zadowolona, młoda kadra, córka sie szybko zaklimatyzowala, bardzo chętnie tam chodzi, a co dla mnie (jako matki która wysyła swoje pierwsze dziecko pod opiekę obcych osób) było tez ważne, to mianowicie to ze w przedszkolu jest monitoring i w każdej chwili moge wejść do przedszkola i zobaczyć co moje dziecko w danym momencie robi. Nie dyskutuje o plusach i minusach monitoringu. Dla mnie jako rodzica jest to super sprawa.
Nie mogę się zgodzić że starsze Panie nauczycielki są wypalone, moje dwie córki chodziły do różnych przedszkoli(państwowych), jedna miała Panią z długim stażem pracy a druga Panią ze stażem 5letnim i mogę stwierdzić że ta młodsza była bardziej wypalona i antypatyczna niż ta starsza.
Lubię czytać Wasze wpisy ale ten jest po prostu głupi i krzywdzący! Nie mamy czego uczyć się od Anglii czy Niemiec bo u nas właśnie są dobre przedszkola.My mieszkamy w bardzo małym mieście, a przedszkole wspaniałe i w pełni przystosowane dla maluszków, z cudowną kadrą :-). A ta Pani która pisała ten list nie powinna mieć nigdy styczności z dziećmi, przerażająca i dziwna osoba.
A ja w pełni zgadzam się z tym artykułem 🙂
nie zgadzam się!!!!!to że ktoś jest młody i zaczyna pracę nie znaczy że brak doświadczenia go skreśla. czasem te młode panie maja lepsze podejście do dzieci, świeżą wiedzę i głowę pełną pomysłów aby dzieci wspaniale spędziły czas w swoim przedszkolu, które badz co badz staje się ich drugim domem.My chodzimy do przedszkola niepublicznego od kkiedy corka skończyła dwa latka i to dzięki wspanialym( tak krytykowanym przez autorkę posta) mlodym paniom i ich podejściu do dzieci proces adaptacyjny mojej córki przebiegł bez większych problemów. Dziś córka chodzi do przedszkola już trzeci rok a swoją młodĄ Panią wprost uwielbia a ja jako matka nie dam złego słowa powiedzieć na nasza placówkę i Panie.Nasze dzieci w przedszkolu bawią się rozwijają spolecznie a przede wszystkim uczą życia .
Prywatne. Nasze przedszkole jest najlepsze. Żłobek i przedszkole Mini mini w Poznaniu ???
Jest też kwestia wszechobecnej pogoni placówek by być najlepsza i by jak najwięcej dzieci właśnie do nich przyszło. Czego to się wtedy nie wymyśla… A moim zdaniem nastroje czy przemeczenie kadry odbija się na dzieciach. Szukam przedszkola które realizuje sobie ze spokojem swoje założenia, bez wyścigu o ilość dzieci . Przedszkola w którym zajęcia tworzone są wg potrzeb dzieci i dla nich, które je cieszą. A nie zajęć które podobają się rodzicom i mają za zadanie być jak najbardziej oryginalne, bo to zapewni dużą ilość dzieci. Nie oszukujmy sie, że mnogość zajęć dodatkowych też tworzona jest pod rodziców, bo dzieci wcale ich aż tyle nie potrzebują.
Po dużej części podzielam tę opinię, niestety, zacofanie w polskiej edukacji zaczyna się od przedszkola 🙁
Bardzo uógolnione. A czy moglabym prosić mamy o informację, ktore konkretnie przedszkola w Warszawie macie sprawdzone do polecenia, a których się wystrzegać? Rozglądam się za przedszkolem najlepiej w okolicach: Żoliborz, Bielany lub Śródmieście.
nie wrzucajcie wszystkich do jednego worka….są przedszkolanki i „przedszkolanki”…są wypalone, przemęczone kobieciny i cudowne, uwielbiające dzieci panie i dyrektorki…..kurczę nooo….
Może mamy szczęście, a może ktoś pecha trudno mi to ocenić. Moja 3 letnia córeczka uwielbia przedszkole. Respektowana jest jej niechęć do leżakowania. Nie ma tygodnia , w którym nie było by imprezy -wszystko rejestrowane fotograficzne i filmowo przez panią dyrektor dostępne na fb i yt. Co więcej rodzice otrzymali nr tel przedszkolanka i mogą codziennie zadzwonić żeby porozmawiać o swoim dziecku w spokoju. Ponadto często okazuje się, że przychodzimy za wcześnie i musimy czekać. Dziękujemy Przedszkole 181 w Poznaniu.
Eeee… przerysowane, ale chyba po to, by pokazać, że problem istnieje. Znam panią, która uczy w przedszkolu od 35 lat i w życiu nie widziałam bardziej oddanej dzieciom kobiety która – nota bene – przez pól roku zastanawiała się, czy może w połowie roku szkolnego przejść na emeryturę, bo nie wie, jak przeżyją to „jej dzieci”. Znam też przedszkole prywatne, gdzie panie nie zachowują się jak te opisane wyżej, o czym świadczą też opowieści dziecka po powrocie do domu… Także ten tego, nie wolno uogólniać.
Moooocno przerysowane! Pracowalam w kilku przedszkolach, idealnie nie jest, ale bez przesady…ramy sa, bo i jak ulozyc dzien przy duzej liczbie dzieci? W domu nie ma ram organizacyjnych dnia? Papiery to fakt, uprzykrzaja zycie, ale gllownie nauczycielom. Motywacyjny 200zl?! Chyba 20-60zl, ktos zero za duzo dopisal. A rodzice sa rozni, z nniektorymi bardzo lubilam rozmawiac, inni bywali codziennie, awanturka o zgubiona spinke…
Dziwne spostrzezenia, co do wiznych, hmm zalezy ktora kobitka, jedne swietne, inne wazniejsze od prezydenta. Ze tez ta Pani zadnych plusow nie widzi… To swiadczy o jej frustracji. O prywatnych sie nie wypowiem, nie pracowalam.
Tak mnie jeszcze zastanawia, ze tez ta Pani nie spotkala nikogo pozytywne, zadnej cieplej, dobrej dla dzieci kobiety, zamiast baby?
W kilkudziesiedziu przedszkolach?? Serio? Ps. Jak nauczyciel jest dobry, to go dyrekcja nie wypuszcza. Tak mnie mocno zastanawia bezkrytyczne podejscie autora blloga do listu tej Pani.
Ps2. Przepraszam za bledy i brak polskich liter – klawiatura telefonu nie wspolpracuje :/
Dokładnie! Przerysowane! A pani skoro w tylu przedszkolach pracowała to jednak daje do myślenia, no i te inwektywy, tak pasujące do osoby nauczyciela. Ehhh, napisane by tylko szumy narobić.
W pierwszej kolejności wyciągnęłam podobny wniosek, jak Aga. Poza tym sama jestem pedagogiem i bacznie przyglądam się jak mój 4-latek jest prowadzony w przedszkolu. Nie zamieniłabym wychowawczyni oraz lektora j. angielskiego na inne osoby. Są sympatyczne, ciepłe, kompetentne i oddane dzieciom. Woźne też super. Owszem, czasem się gdzieś tam coś nie podoba do końca, ale bez przesady. Wszystko można wyjaśnić, przedyskutować. Poza tym nie każdy da sobie wcisnąć kit… Może autorka artykułu jednak powinna pomyśleć czy aby nauczanie, to jej powołanie? ha – nawet się na koniec zrymowało:-)
Zgadzam się 🙂 jestem jedną z „przedszkolanek” z tak zwanego przez autorkę listu „biura”. owszem papierologia jest, ale przez nauczycieli bardzo nielubiana i niepotrzebna. Z miłą chęcią zaprosiłabym panią do naszego „samorządowego biura” żeby zobaczyła, że istnieją panie, które mają 30 lat stażu pracy i tulą dzieci do swej piersi tak po prostu, które mają 5 lat stażu pracy i przychodzą do dzieci z uśmiechem na twarzy, ze scenariuszem przygotowanym przez siebie a nie z przewodnika.
Sprawę rodziców wolę przemilczeć bo jest to uważam osobny temat, czasem bardzo smutny patrząc na zaniedbane dziecko przez zapracowanych rodziców ukierunkowanych tylko na pracę, ale spotykam też i szczęśliwe historie odpowiedzialnych i świadomych rodziców.
Jeżeli chodzi o prywatne przedszkola zgadzam się z jednym, owszem problemu żadnego nie ma, ale sama widziałam jak pani szarpie i wrzeszczy na dziecko jak opętana.
Mój wniosek jest taki: Nie generalizujmy i nie wkładajmy wszystkich do jednego worka, bo tak nie można. List przypomina mi jak to zwą internety „Typowego polaka”, który tylko narzeka, jest mu ze wszystkim źle i nie widzi nigdy pozytywnych aspektów sprawy.
Trochę optymizmu ludzie! to nic nie kosztuje a nie wyniszcza tak jak jad 🙂
Pozdrawiam
Co za artykuł… Znam wiele nauczycielek z pasją i przedszkola, z których dzieci nie chcą wychodzić…
moi mają już ten etap edukacji za sobą, ale stanowczo muszę stwierdzić, że ich przedszkole było super 😉
Czytając ten artykuł miałam wrażenie, że jest pisany o przedszkolu, w którym odbywam staż, w d…pie ma się dzieci to bardzo trafne określenie, odbębnia się swoje, narzeka na wszystko i wszystkich i patrzy z zegarkiem w ręku kiedy wreszcie pójdzie ostatnie dziecko. Nie wiem czemu dzieci się nie skarżą w domu, być może są za małe i myślą, że zasłużyły na dane traktowanie. Przeraża mnie fakt, że moje dziecko może chodzić do tego przedszkola i doświadczać takiego traktowania. Wszystko, łącznie z tym co się mówi rodzicom, te wymuszone przedstawienia na pokaz to prawda. Niestety tu jeszcze dochodzi złe traktowanie przez personel przedszkola, jeszcze gorsze niż przez nauczycielki.
Masakra. Skąd te informacje?, pracowałam w przedszkolu i powiem tylko, ze chyba zostało to napisane dla prowokacji czytelnika. Są różni nauczyciele, ale nie spotkałam nigdy tak przedmiotowego traktowania dzieci jak zostało to tutaj opisane. Poza tym bulwersuje mnie język w jakim został napisany ten list, jeśli osoba o takiej kulturze językowej wypowiada się na temat przedszkoli to żaden nauczyciel na wyrozumiałość liczyć nie może.
pozdrawiam Bernadeta
Właśnie mnie zastanawia do których osób zalicza się autorka listu??? Do krzyczących „bazarowym głosem” czy do tych snujących się jak „muchy w smole”???? No skoro wymieniła tylko taki rodzaj nauczycieli to sama nie jest lepsza nieprawdaż??? Też dziwi mnie bezkrytycyzm autora. Oczywiście jak w każdej grupie zawodowej znajdą się osoby, które nie powinny wykonywać takiego zawodu ale żeby zaraz generalizować. Rodzicu możesz sam sprawdzić jak jest wystarczy porozmawiać z własnym dzieckiem. Moja córka robi laurki dla swojej pani, jak jest chora to bardzo tęskni za przedszkolem i panią, a jak już wróci to biegnie się przytulić. Nasza pani nie należy do żadnej z tych wymienionych pochopnie grup nauczycielek!!!!
Nie wydaje się Panu niesprawiedliwym, że na podstawie jednego listu przekreśla Pan wszystkie polskie przedszkola?
Jestem nauczycielką przedszkola w publicznej placówce (racja, nie lubię, kiedy ktoś do mnie mówi per „Przedszkolanka”).
Jest tona papierów, tego nie da się ominąć. Ale w teorii jest na to 15 godzin tygodniowo, pozostałe 25 godzin spędzam TYLKO z dziećmi. Realizuję te plany miesięczne, które zrobiłam. Służą one właśnie temu, żeby nauczyciel CODZIENNIE prowadził zajęcia dydaktyczne i uporządkował sobie, w jaki sposób ma je realizować. Przychodząc rano do przedszkola dzieci dowiadują się czegoś nowego- przez zabawę oczywiście- gimnastykę, zajęcia muzyczne, plastyczne, ruchowe, etc. Popołudniu, kiedy już nie realizuje się podstawy programowej przeważnie wychodzi się z dziećmi na spacer, prowadzi zajęcia indywidualne, zabawy integrujące grupę. Aktywność dziecka jest przeplatana zabawą z nauczycielem.
Zdecydowana większość nauczycielek, które znam, a znam ich na pewno więcej niż Pan „NIE MA DZIECI W DUPIE”! Zagotowało się we mnie, kiedy to przeczytałam po prostu.
Najbardziej, kiedy przeczytałam, że nauczyciel nie rozmawia z rodzicami i tłumaczy się grupą. Ja jestem za te dzieci ODPOWIEDZIALNA. Nie będę w czasie pracy rozmawiać z rodzicami, bo mam w sali jeszcze dziesięcioro dzieci. Każdy nauczyciel ma wyznaczony czas dla rodziców, ale wtedy żaden rodzic nie przyjdzie, bo akurat są wtedy w pracy. JA TEŻ jestem w pracy, kiedy oni mają ochotę porozmawiać o dzieciach. Pojawiały się wyrzuty: „A co Pani szkodzi na 15 minut wyjść i porozmawiać?” Szkodzi. Mam czas na rozmowę w trakcie konsultacji ,zebrań z rodzicami. A nie np. na cmentarzu w sklepie, u fryzjera i w parku. Mam też życie prywatne, miło oddzielić je od zawodowego.
Kocham swoją pracę, uwielbiam KAŻDE z dzieci. Trudno pokochać rodziców, którzy często mają właśnie takie wyobrażenie o pracy nauczyciela, które Pan takim artykułem jeszcze bardziej je utwierdzi.
W każdej pracy są osoby, które się do tego po prostu nie nadają. Poznałam jedną taką panią, miałam tę nieprzyjemność. Obowiązkiem rodzica jest zgłosić każdą niepokojącą sytuację wychowawcy jeśli to nie poskutkuje, to dyrektorowi placówki.
Nie mówię tu o tym, że dziecko jest niedokładnie wytarte po kupce, albo kolega go uderzył, bądźmy racjonalni. Kiedy nauczyciel szarpie dzieckiem, sprawa powinna trafić do prokuratury. Pani, która napisała list, zamiast zareagować to wylewa frustracje, kalając tym samym i tak już mocno nadszarpniętą opinię o polskich nauczycielach. Często siedzą w sobotę wieczór drukując medale i obrazki do zajęć, dekoracje do sali, czy chociażby wspominaną wcześniej papierologię.
Nie wierzę, że w przedszkolach publicznych i prywatnych tak się dzieje na co dzień. Są skrajne przypadki, które opisuje ta Pani w swoim liście, ale litości, to nie jest codzienność!
Oj przerysowane i to mocno! Motywacyjny to nie jest 200zl o jedno zero za duzo 😐 Znam przedszkole państwowe gdzie jest na duzo wyższym poziomie niż nie jedno prywatne. Nie należy przypinać łatki wszystkim. I zawód nauwzyciela w przedszkolujest bardziej ciężkim zawodem w dzisiejszych czasach zważywszy na to jakie teraz sa dzieci. Może kolejny artykuł powinien byc o rodzicach którzy sa zagonieni i z braku czasu dla dzieci kupują tablet, komputer i telefon? Przez co dzieci sa nadpobudliwe i „taka” PRZEDSZKOLANKA musi opanować taka 25!!!
Droga Pani bardzo pokrzywdzona. Jestem MĘŻCZYZNĄ, który pracuje już od dłuższego czasu w Przedszkolu Prywatnym. „Odprawiłem” już nie jedno dziecko do przedszkola prywatnego. Po rozmowie z rodzicami okazało się, że dzieci wiedzą, potrafią, umieją dużo więcej od pozostałych. Nigdy nie traktowałem, nie traktuję i nie będę traktował dzieci przedmiotowo. To one będą kreowały przyszłość naszą i Waszą. Nigdy nie zataiłem „ważniejszych informacji” rodzicom. Jeśli, któreś coś od……ło to od razu mówiłem rodzicom ew. dzwoniłem do nich w ciągu dnia. To jakie Pani ma doświadczenia z Przedszkolem Prywatnym, bądź Państwowym to tylko i wyłącznie Pani zdanie i opinia. I naprawdę rani moją godność osobistą to co Pani napisała. Trafiła Pani na 'dziwne’ Przedszkole i ma Pani prawo do negatywnej opinii. Ale są od tego specjalne portale, gdzie można wystawiać oceny i komentować pracę Kadry. Nie można nigdy uogólniać konkretnego zawodu. Jeśli ma Pani ochotę zapoznać się z Naszym traktowaniem (mam nadzieję właściwym) dzieci w Naszym Przedszkolu to zapraszam. Dokładny adres mogę Pani podać w wiadomości prywatniej. I jeszcze raz to powtórzę: Nie życzę sobie takich ataków w moim kierunku, jedna placówka to nie wszystkie….
Cokolwiek napiszę, będzie komentowane – jestem nauczycielką wychowania przedszkolnego od 8 lat, dużo się nauczyłam: od koleżanek i od dzieci, które pomogłam wiele nauczyć, nie wierzcie w bzdury, w utyskiwania, w komentarze zasiedziałych internetowych rodziców i przypadkowych czytaczy. System nauczania przedszkolnego w Polsce ma sens, nauczyciele starają się każdego dnia, wynoszą kilogramy, mówią, rozmawiają i przemawiają w każdej minucie swej codziennej pracy (do dzieci, rodziców, pomocy i dyrekcji). Krótko mówiąc My – Nauczyciele Staramy Się, często bardziej, niż sytuacja tego wymaga. Uczymy Dzieci – Wasze Dzieci i Nasze Własne Dzieci
Bardzo krzywdząca opinia! Nie zgadzam się i będę mówić stanowcze NIE!!! Pracuje w przedszkolu prywatnym, bi w publicznym przeszkadzały mi wspomniane naleciałości PRL-u. Na litość boską ludzie nie dajmy sie zwariować. Uwierzcie mi, ze są Panie nauczycielki, które naprawdę kochają swoją prace i dziaciaki to dla nich coś wiecej niż mięso. Przykro, że trafiliście na tak podłe placówki, które zamiast kształtować i wspierać, tłamszą i upadlają. Pamiętajcie jednak: „nie wszyscy w jedną formę lani”
To jak to jest z tymi corocznymi nagrodami dla dyrektora po kilka tysięcy co roku i motywacyjnym dla nauczycieli od 200 do 600 bo chyba czegoś nie zrozumiałam? Nic dziwnego, że pani, która napisała list nie znalazła stałej posady i ciągle gdzieś musiała dorabiać. Może trzeba samemu stworzyć własne idealne przedszkole z idealnymi dziećmi i rodzicami idealnym programem, wysokimi pensjami dla wszystkich pracowników przedszkola itd. Idealne przedszkole to utopia. Pozdrawiam
Stek bzdur.
W prywatnych przedszkolach, bardzo często – robi się o wiele więcej niż w przedszkolach państwowych. Zatrudnianie samych studentek? Bzdura kolejna. Ja jestem już prawie 6 lat po studiach i tyle samo pracuje w przedszkolu. Studentki też są zatrudniane, ale przecież ktoś musi im dać szansę na zdobycie doświadczenia. Powiedzmy sobie szczerze, że to właśnie w pracy zdobywamy więcej wiedzy niż na samych studiach.
Dzieci są najważniejsze, papiery trzeba mieć, plany itd.,ale dla mnie to dzieci są na pierwszym miejscu.
Autorka tekstu po prostu minęła się z powołaniem..
Kilkanaście przedszkoli przez 20 lat? Czyli Pani była średnio co dwa lata w nowej placówce, tak? Może warto zastanowić się dlaczego co chwile je zmieniała. Jestem młodym nauczycielem, pracuję w przedszkolu niepublicznym. Psycholog, logopeda to codzienność. Terapia indywidualna codziennie dla dzieci ze specjalnym planem opracowanym przeze mnie i zespół (psycholog, logopeda, ped. specjalny). Uważam, że to co robimy w placówce dla dzieci jest wspaniałe, potrzebne i przyszłościowe bo zależy nam. Przez takie głupie (tak, głupie!) artykuły nasz zawód traci na wartości, a według mnie jest piękny.
Redakcjo, zanim wrzucicie artykuł warto najpierw sprawdzić jak jest, przejść się do placówek albo sprawdzić strony internetowe. No chyba, że artykuły piszą dorabiający studenci.. 🙂
A angielskie szkoły są lepsze???? To dzieci polskie podniosły poziom w angielskich szkołach!
Może nie mam wielkiego stażu pracy (6lat), ale z dziećmi pracuję od 13. Pracowałam w dwóch przedszkolach, teraz pracuję w szkole. Mam wrażenie, że autorka listu jest wypalonym nauczycielem. Pracowałam w przedszkolu prywatnym i państwowym. Oba przedszkola robiły mnóstwo, by stworzyć dzieciom odpowiednie warunki od rozwoju. Państwowe mimo braku pomocy za pomocą kadry tworzyło tanim kosztem świetne pomoce (np. takie wzorowane na pomocach Montessori). Państwowe miało pomoce, ale nie znaczy, że kadra była do niczego. Fakt była młoda kadra, ale stale szkoląca się (kurs SI, plan daltoński, Montessori, MDS). W obu przedszkolach zdarzały się sytuacje, które można by rozwiązać inaczej, lepiej. Jak wszędzie. A to, że panie oczekują na odbiór dzieci, jest dość naturalne. Kiedy w małej sali 25 dzieci jest aktywna, głośna, ruchliwa, po kilku godzinach w stałym hałasie, ma się ochotę na odbiór 10 dzieci i miłe spędzenie czasu z pozostałą 15. Nie jest idealnie. Nie było, nie jest i nie będzie. Ale z obrazem nauczyciela przedstawionego tutaj, jako nauczycielka się stanowczo nie zgadzam!
Ta pani ma ze sobą problem, z każdej strony otaczają ją pozerzy. Współczuję jej, nagromadzenie tyle złej energii musi mieszać w głowie. Pracuję już 34 lata w przedszkolu, dzieci to moje życie, inspiracje do działań poza pracą. Jestem jak lwica, nigdy i nikomu nie pozwalam skrzywdzić moich podopiecznych. Każde dziecko jest dla mnie wyjątkowe z potencjałem. Wypracowuję i rozwijam u dziecka ich zdolności, którymi będą się podpierali w dziedzinach, z którymi mają problemy.
Powiem krótko, spotkać taką osobę, jak autorka listu, w pracy z dziećmi to tragedia. Zastanówmy się czy ze słownictwa tej Pani nie wynika brak miłości do małych dzieci? To niewłaściwa osoba do tej pracy.
Jestem pewna, że gdzieś tak jest, może nawet tuż obok nas. Z drugiej jednak strony jest rodzic…czy On zawsze jest w porządku? Czy wszystko robi tak jak trzeba? Czy to nie rodzic ma wychowywać dziecko a Panie przedszkolanki mają w tym pomagać? Dziś rodzice żądają dosłownie cudów na kiju od nauczycieli, wracają z dzieckiem do domu, dziecko przed telewizor a oni przed komputer ot spędzanie wolnego czasu razem…Cześć rodziców nie pracuje a ich dzieci dosłownie „otwierają” i „zamykają” przedszkole i zazwyczaj te dzieci przychodzą głodne, ze zużytą szczoteczką do zębów, w za małych kapciach. I teraz pytanie kto ma wychowywać takie dziecko? W przedszkolu ma ciepło, dostanie jedzenie, nawet dokładkę! Niech się znajdzie empatyczna Pani która przytuli (być może to jego jedyne przytulanie) i co w tym złego ja pytam? Są też rodzice którzy przenoszą dziecko z przedszkola do przedszkola bo ich zdaniem dziecku dzieje się krzywda a najczęściej sami krzywdzą dziecko dlatego, że wymagają od przedszkola/szkoły więcej niż od siebie samych…
Dokładnie ciekawe gdzie taki dodatek????? chyba w Warszawie…….. jak inaczej można pracować jeśli sie ma 25 dzieci w tym dziecko, które powinno znajdować się w integracji, ale rodzice nie współpracują i uderza się młotem o ścianę…, jest jeden nauczyciel i musi być ramowy rozkład dnia aby móc funkcjonować a oprócz tego przeprowadza się zajęcia w ramach różnych kampanii, akcjach, projektach. Złe jest jeszcze to że miasto niestety nie ma pieniędzy na wyposażenie przedszkola publicznego i trzeba sie głowic …..a nie wszyscy rodzice chętnie pomagają bo każdy myśli że mu się należy….Ja nie pracuje tak jak opisuje ta pani….ja kocham co robię i moje koleżanki tez z powołaniem wykonuja swój zawód…..
Co to za bzdury! Pracuję w przedszkolu niepublicznym, rodzice moich wychowanków są bardzo zadowoleni, indywidualnie podchodzę do każdego dziecka mimo. że jest ich 25 i nie czuję się jakąś dziewuchą ze wsi, ślamazarną, która mówi z błędami! Co za absurd!
SĄ dobrzy nauczyciele. Oddani, zaangażowani, empatyczni i wykwalifikowani. I jest ich wielu. NIESTETY, to, co napisała Pani w artykule, również jest prawdą. SĄ nauczyciele pracujący za karę, są tacy, których kwalifikacje nie wykraczają poza podwórkowe doświadczenie życiowe, są wypaleni, krzyczący, poniżający dzieci, robiący dzieciom krzywdę. W białych rękawiczkach, rzecz jasna, za „zamkniętymi drzwiami”. Miałam przyjemność pracy w obu rodzajach placówek. W obu spotkałam nauczycieli wspaniałych i takich, którzy powinni mieć dożywotni zakaż zbliżania się do dzieci. Niestety. Omijanie prawy nie zmieni rzeczywistości. Udawanie, że czegoś nie ma nie sprawi, że to „coś” przestanie istnieć. Dlatego gratuluję Pani odwagi i całym sercem popieram.
List nauczycielki mnie osobiście obraża , ukazuje również że to ona, która „dorabia” w przedszkolach powinna zacząć dorabiać w spożywczym albo lepiej w magazynie, gdzie kontakt z ludźmi będzie miała ograniczony. Słownictwo, kultura osobista poniżej krytyki…owszem minimum elokwencji jest, nic poza tym. Pracuję w przedszkolu państwowym, mam za sobą pracę w placówce prywatnej. Nie uważam się za alfę i omegę i nigdy nie odważyłabym się powiedzieć, ocenić co kryje się w głowach, sercach moich koleżanek – nauczycielek. Widzę jednak stosunek do dzieci i wypraszam sobie żeby jakaś Pani , którą dobrze zna autor wyrażała krzywdzące opinie. (chce się określić ową Panią inaczej), ale nauczycielem się jest nie od – do. Od nas wymagane jest coś więcej. Często wynosi się to z domu, nie którzy muszą się tego nauczyć…Pani chyba ani jedno ani drugie. Mam nadzieję, że owa Pani ma na tyle odwagi cywilnej , by powiedzieć co myśli o nauczycielkach, dyrekcji w oczy a nie pod przykrywką cudzego bloga. Może nawet za cenę utraty dodatkowego źródła dochodu. Albo nie mam pomysł… jak Pani tak zazdrości nagród pienięznych to może zatrudnić się trzeba na etacie w przedszkolu i zaiwaniać , by na nagrodę zasłużyć. Albo startować w konkursie na dyrektora ( chyba że nikt nie będzie za…albo brak kwalifikacji). Pozdrawiam sfrustrowaną Panią, która dorabiając nie daje innym, młodszym nauczycielkom na zatrudnienie.
W każdym zawodzie znajdą się „czarne owce”. Nazywanie wszystkich nauczycielek przedszkola „rozjuszanymi babami” jest bardzo krzywdzące. Ktoś, kto chce być traktowany poważnie, nie powinien posuwać się do takich epitetów.
Skoro przedszkola są takie złe, może warto pomyśleć o edukacji domowej?
Co do nazywania przedszkoli przechowalniami – zgadzam się. Podstawa programowa realizowana jest w godzinach o 8 – 13. Dzieci są do 17/18. Proszę wierzyć, one też są zmęczone, marzą już o mamie i tacie (którzy często odbierają ich z telefonem przy uchu i od niechcenia pytają: „jak było?”).
Jako nauczycielka, która wkłada serce w swoją pracę, a dzieci traktuje, jak swoje czuję się źle po przeczytaniu tego artykułu.
Też uważam, że przesada. Są różne placówki i różne nauczycielki. Osoba, która pisała chyba po prostu widzi same minusy.
Wpis sfrustrowanego rodzica, którego wymyślne (i nieprzemyślane) nowinki wychowawcze nie zostały wprowadzone w życie w przedszkolu. Który zamiast skupić się na DOBRU swojego dziecka, zamiast stabilizacji funduje mu coraz to nowsze przedszkola, ale przecież to wina nauczycielek, które zmarnowały 5 lat i nic się nie nauczyły… dobrze, że nie czytuje takich idiotycznych blogów, bo aż przykro coś takiego czytać, w jakiej atmosferze wychowuje się teraz dzieci… zero refleksji, tylko powtarzanie po kimś jakiś niepotwierdzonych i bzdurnych terminów… Gdzie w tym wszystkim dobro dziecka? W tym artykule zero spostrzegania dziecka, zero spojrzenia prawdziwego rodzica. Przykre.
jakichś*
Takie artykuły powinny pisać panie, które pracują w przedszkolach a nie obserwatorzy.
Nie zgodzę się z tym. Aktualnie mam 25 lat jestem po studiach pedagogicznych, pracuje w prywatnym żłobku od kiedy powstał. Może i skończyłam wczesnoszkolną i wych. przedszkolne ale dzięki temu że sama sie dokształcam, czytam, pytam bardziej doświadczonych ode mnie i przede wszystkim uczę sie na błędach myślę że jestem dobrym wychowawcą. Nie zgodze sie tez ze stwietdzeniem o studiach poniewaz jezeli ktos chce to wyniesie bardzo duzo wiedzy.Jestem doceniana przez dyrektora a przede wszystkim przez rodziców. Każdy dzień jest inny raz pochwalę a raz powiem co jest nie tak. Staram sie jak mogę aby dzieci czuły sie jak w domu ale jestem też dla rodziców którzy potrafią do mnie dzwonić i prosić o radę, a to o czymś świadczy. Codziennie wieczorami siedzę i przygotowuje sama materiały do nauki! Także proszę nie wkładać wszystkich do jednego wora !!!
Co za bzdury!!!!!! to pisał chyba ktoś kto rzeczywistości nie zna. Nie chcę tu krytykować i porównywać które lepsze ale szczerze znam odwrotna sytuację, gdzie w prywatnym mieli wszystko gdzieś a w państwowym okazało się o niebo lepiej. Przykre że tak się pisze o bardzo wykształconej i zaangażowanej kadrze. O osobach które angażują się na 200 procent byleby jak najlepiej wywiązać się ze swoich obowiązków, o ludziach którzy poświęcają prywatny czas i często pieniądze by jak najlepiej przygotować się do realizowanych projektów z dziećmi, o osobach które bezinteresownie prowadzą dodatkowe warsztaty dla rodziców, o ludziach którzy kochają swoją pracę mimo tej okropnej nagodnki społecznej. Jak ja się cieszę ze moje dzieci trafiły w przedszkolu na takich wychowawców, dodam że chodziły do dwóch różnych ( starszy w miescie, młodszy na wsi) państwowych przedszkoli i w życiu bym tego nie zamieniła na inne…
Mam wrażenie, że napisała to jakaś „stara baba” sfrustrowana, zakompleksiona, której ktoś w placówce powiedział, że powinna już odejść na emeryturę. Jestem młodą nauczycielką po jednej z lepszych uczelni w tym kraju, a doświadczenie wciąż zdobywam. Cały czas się dokształcam i robię wszystko dla dzieci, które mam pod swoja opieką. Uczę, przytulam a kiedy trzeba wyciągam konsekwencje. W moim przedszkolu, które jest placówką niepubliczną szczególną troską objęte jest każde dziecko i wszystkie te, wypychane z innych placówek jako „trudne” czy „zaburzone” trafiają pod nasze skrzydła. I cóż… Już po paru miesiącach rodzice widzą pozytywne zmiany. Może zamiast wrzucać wszystkich do jednego wora warto zastanowić się nad sobą? Przykre jest życie malkontenta. Wyrazy współczucia dla Pani piszącej te bzdury ze zwykłej… Jak sądzę złośliwości.
O ludzie! co to za tekst??? Co to za osoba ta dorabiająca w kilkudziesięciu przedszkolach i krytykująca innych za oglądanie się za pieniędzmi??? Ten fakt już chyba sam za siebie przemawia 🙂 a słownictwo?? Czy aby autorka to na pewno jakaś nauczycielka??? Mam wielkie wątpliwości. Pracuję w zawodzie 35 lat i poznałam wiele nauczycielek (nie dorabiając po innych placówkach), ale w życiu nie spotkałam żadnej tak wrednej, jak to opisała nam autorka tego ANONIMU. Są różni ludzie i różni nauczyciele (tak , jak w każdym zawodzie), ale żeby tak opluć jadem swój własny zawód – to nie wiem co ta autorka musiała przeżyć w życiu, że tak podle opisała pracę nauczycieli w przedszkolu. Może, jakby pracowała w jednym miejscu, i dała z siebie wszystko dla swoich wychowanków – jak to robimy my pracując w przedszkolach- to nie byłaby może taka zgorzkniała a bardziej zadowolona z życia. MASAKRA!!! Przykre, ale ta niby- nauczycielka chyba nie lubi swojego zawodu i nie ma żadnej satysfakcji z bycia nauczycielem – szkoda, bo to piękny zawód 🙂
Oj pracowałam w takiej państwowej placówce, jak opisana wyżej. Masakra opis sprawdza się w całości. Czasem pomoc, więc robi bo Pani nauczycielka jest zmęczona.
Ta cała sytuacja jest też spowodowana mała płacą, niskimi wymaganiami na studiach, małym prestiżem i trochę przeświadczeniem co to za problem wychować dziecko, przecież prawie każda kobieta to robi, bułka z masłem.
W prywatnym byłam chwilę, było podobnie jak tu opisane, ale mam za mało doświadczenie żeby się wypowiadać.
Pozdrawiam
Bardzo mocno przerysowane. Ten kto to pisał musi być mocno sfrustrowanym człowiekiem, któremu w życiu nie wyszło… Moja córka chodzi do przedszkola państwowego i uwielbia tam być. Uczy się bardzo wielu rzeczy, mają nowe zabawki, co roku dokupowane są kolejne. Wraca do domu wesoła, uśmiechnięta i opowiada co to dzisiaj robili, co jadła, co spróbowała a co jej nie smakowało i nie zjadła. Z naszego przedszkola jesteśmy zadowolone bardzo!
Moje dziecko było w prywatnym przedszkolu kilka dni-porażka. Nowo otwarte, panie- tragedia. Teraz jest w państwowym i niby ok, ale zero inicjatyw, staly plan dnia, zajęcia mało kreatywne. Brakuje mi np. energii u Pań, motywacji.
Pracowałam 11lat w państwowym przedszkolu, są pewne zarzuty z którymi się zgodzę. 1. Zdarzają się kobiety dwulicowe, dziecko sztorcują, a do rodzica bez wazeliny do d… wchodzą. Ale jak napisałam – zdarzają. 2. Ogrom papierologii, tak. To praca nauczyciela. 3. Plany roczne, miesięczne, tygodniowe i scenariusze dzienne – są. Są one pomocą, ale nie sztywnym wyznacznikiem tego, co powinno się zadziać w grupie. Dzieci są, jak barometry wyczuwają każdą zmianę pogody. Są indywidualistami, mają różne temperamenty i różne potrzeby. I dobrze, byłoby nudno, gdyby było inaczej. Nauczycielka jest od tego, żeby wyczuć swoją grupę i poprowadzić zajęcia tak, żeby osiągnąć cele zajęć. Na gorąco zastąpić elementy scenariusza innymi, lepiej odbieranymi przez dzieci. Byłam przez wiele lat opiekunem dla studentów, młodych nauczycielek i to jest normą, że teoria nie przygotuje człowieka na wszystko w zderzeniu z rzeczywistością. Dziwi mnie ta wypowiedź – pani nauczycielki. Świadczy ona o całkowitym wypaleniu się. Nie widzi kobieta nic pozytywnego. Wszyscy i wszystko jest złe. A może dałaby przykład super pracującej nauczycielki i pokazała, jak się powinno pracować? Stanę jeszcze w obronie przedszkoli prywatnych i dziewczyn tam pracujących. Wszystko zależy od człowieka. Czasem dyrektora, czasem, a nawet zawsze nauczyciela. Są osoby leniwe i te, które chłoną wiedzę i szukają ciekawych rozwiązań. Nie powinno się do każdego podchodzić z pesymizmem i postawą roszczeniową. Życzę Wam spotkania na swojej drodze nauczyciela z powołania, a nie z zawodu.
Rozumiem, że ta Pani pracowała w patologii i nic z tym nie robiła… W mojej placówce niepublicznej jest zgoła inaczej. Pracujemy z pasja , ukonczylysmy po kilka fakultetów, jest na pełny etat psycholog, logopeda, oligofrenopedagog oraz inni specjaliści z zespołu WWR i ten post nas obraza!
Bez przesady, nie do końca się zgadzam i nie jestem w stanie w to tak do końca uwierzyć, moje dzieci chodzą do państwowej placówki i jestem z tego faktu bardzo zadowolona, krzywda się im nie dzieje a wręcz przeciwnie, przychodzą do domu zadowolone i opowiadają jak to było super i co dzisiaj robiły. Oczywiście nie wszędzie tak jest ale takie placówki są i po prostu przy wyborze trzeba wiedzieć na co zwrócić uwagę. Mnie w tym pomógł ten artykuł http://www.mamazone.pl/artykuly/starsze-dziecko/przedszkolak/przedszkole/2010/jakie-powinno-byc-dobre-przedszkole/ polecam się z nim zapoznać 🙂
Opowiem swoja sytuacje
Moje dziecko 5 letnie zaczeło robic problemy z chodzeniem do przedszkola
Nie wiedzielismy co sie dzieje dlaczego dziecko jest nie zadowolone
Okazalo sie ze problem jest w porze lezakowania
U nas w przedszkolu jest grupa 4-5 latkow i forma odpoczynku jest ukladanie dzieci na lezakach przebieranie w pizamy koniecznosc zamykania oczu i lezenie 1,5 godziny bez ruchu
jesli ktos nie usnie w tym czasie ,kreci sie ,przeszkadza zostaje ukaranyi musi 20 minut lezec dłuzej ,dzieci szybko zasypiajace sa nagradzane
Moje dziecko ma 5 lat i nie chce juz spac w dzien ,zglosilismy to dyrektorce zeby zorganizowala jakies zastepcze zajecie dzieciom ktore lezakowac nie chca
Dyrektorka zdecydowanie i definitywnie odmowila podjecia jakiego kolwiek rozwiazania sytacji
Stwierdzila ze dzieci musza spac w dzien ( taka forma odpoczynku)
Zdanie kuratorium jest zupełnie inne ,nie ma zadnego obowiazku przymuszania dzieci do spania w dzien
formy odpoczynku moga byc rozne ,polezec 20 minu na przyklad lub poczytac bajke
W naszym przedszkolu niestety kompromisow nie ma i nie bedzie,,,stwierdzenie dyrektorki
To jest przedszkole publiczne ,fatalnie zosganizowane
Grupa znajduje sie na pietrze ,jak rodzic odbiera dziecko wchodzi do przedszkola w srodku jest domofon dzwoni podaje nazwizko i dziecko samo schodzi do rodzica
zadnych kamer zadnej kontroli ,przypadkowa osoba moze przyjsc podac nazwizko i odebrac dzieciaka
odbierajac dziecko nie sa zapisywane godziny odbioru,zdarzaly sie sytacje ze rodzic musiał zapłacic za przedszkole w danym miesiacu a dziecka nie bylo prawie caly miesiac w przedszkolu z powodu choroby
ogolnie cyrk na kolkach
na zebraniu nauczycielka ma czelnosc odpryskiwac rodzicom jesli zglaszaja jakis problem
my zglosilismy ta sprawe ktora opisuje zostalismy wysmiani
drugi rodzic otrzymal odpowiedz zeby nie opowiadał głupot bo sie kompromituje
pisze dosłownie słowa i to przy wszystkich rodzicach tak odpowiada pedagog
w miescie jest 7 przedszkoli nasze jest najmniejsze
z informacji dostepnych w internecie mozna wyliczyc statystyki
okazuje sie ze to przedszkole otrzymuje najwieksza stawke funduszy na jedno dziecko wzgledem pozostalych placowek
roznica siega 15zł dziennie wiecej na kazde dziecko
w kazdym pozostalym przedszkolu jest monitoring sa organizowane rozne zajecia i widac daja rade z duzo mniejszym budrzetem
w tym przedszkolu nie ma nic
nie ma monitoringu nawet mat dla dzieci nie ma
tłumaczenie dyrektorki jest jedno brak kasy
wiec jak radza sobie inne placowki majac 30% mniejsy budrzet?
dodam tylko tyle
jedno dziecko w grupie nie zjada wyrobow miesnych bo poprostu nie lubi
na pytanie jednego z rodzicow czy jesli jest dziecko uczulone czy mozna zastapic diete innymi produktami dla tego dziecka
odpowiedz dyrektorki byla taka ze nie ma takiej mozliwosci
czyli abo zje to co wszyscy albo niech chodzi glodne caly dzien
absurdow w przedszkolu tym jest bez liku
rodzic wszczynajac temat problemu zostaje zbywany i słyszy odpowiedz jesli sie nie podoba to zabrac dziecko do innego przedszkola
dla zainteresowanych moge podac gdzie taki rodzynek w postaci takiego zacofanego przedszkola sie znajduje
i to nie jest zart ,te sytacje potwierdza conajmniej kilkoro rodzicow
Ja rozumiem, że można pomijać polskie znaki, bo może na telefonie ktoś pisze i tak łatwiej. Rozumiem, że komuś może nie chcieć się klikać znaków interpunkcyjnych. Nawet budRZet mogę zrozumieć – no nie odmienia się, a z angielskim może nie było kontaktu. Nie zrozumiem jednak jak można napisać „nazwiZko” i to 2 razy…
W zupełności się nie zgadzam. Być może w dużej ilości placówek tak jest jak Pani opisuje, ale pracuję w placówce gdzie zatrudnia się osoby z pełnymi kwalifikacjami, gdzie dużo się dzieje, plan jest realizowany ponad to co wymagane. W placówkach publicznych, w których miałam przyjemność pracować też nie jest tak źle. Co więcej niektóre z nich lepiej funkcjonowały niż te prywatne. Wszystko zależy od ludzi, którym albo się chce, albo nie; którzy są wypaleni zawodowo, albo jeszcze nie. Pragnę zauważyć, że praca nauczyciela jest wysoce narażona na wypalenie i łatwo stracić zapał. Tylko w dyrektorze tkwi cała nadzieja że to wyłapie i szybko zareaguje. Mocno krzywdzące i ogólnikowe są Pani stwierdzenia. Przykro mi, że trafiła Pani do takich placówek.
Nie wiem jak ocenić ten artykuł, niedługo zaczynam swoją pierwszą pracę w przedszkolu, jestem po studiach (więc teoretycznie nie mieszczę się w ramach „grzecznej, bezproblemowej, snującej się studentki z prywatnego przedszkola”). Artykuł ten jednoznacznie stwierdza, że wszędzie jest źle, tak jakby w każdej państwowej placówce pracowały potwory, a w prywatnej – głupie, nic nie robiące młode panie. Czy autor listu mógłby podać własną metodę wychowawczą oraz koncepcje wychowania jakie praktykował podczas swojej wieloletniej praktyki nauczycielskiej? Bo rozumiem, że Autorka nie powielała tych zachowań, a próbowała wdrażać swoje metody oraz jakoś przeciwdziałać zachowaniom wymienionym w artykule? Byłoby miło otrzymać odpowiedź, z pewnością będą dla mnie cenną wskazówką na przyszłość. Wychodzę z założenia, że trzeba mówić o nagannym zachowaniach, ale dobrze jest podawać także pozytywne wzorce, na których z pewnością Autorka artykułu się opierała z swojej wieloletniej karierze.
Witaj, tak, masz rację, że warto znać dwie strony medalu. My tu zdecydowaliśmy się pokazać relację jednej konkretnej osoby, jej doświadczenie po prostu takie jest. Ale przekażę jej Twoje pytanie i wrócę z odpowiedzią w komentarzu 🙂
Przekazaliśmy Twój list do autorki tekstu i wracamy z odpowiedzią:
„Niestety, nie jestem nauczycielem przedszkola i nie jestem w takim charakterze zatrudniona, więc nie mogę pisać o wdrażaniu programów wychowawczych. Programy te zależą od profilu przedszkola, są uzgadniane podczas rad pedagogicnych. Tyle wiem. Jestem osobą spoza grona pedagogicznego. I do systemów wychowania nic nie mam, tylko do sposobu pracy NIEKTÓRYCH nauczycieli. Pracując, jako osoba „dochodząca” w kilku placówkach, a na przestrzeni 20 lat w kilkudziesięciu zaobserwowałam takie zjawiska, o których napisałam.
Nie wszyscy są źli, jednak niestety w większości, traktują swoją pracę jakby „za karę”, co odbija się na dzieciach. Zajęcia, które prowadzę, są zajęciami terapeutycznymi.
Moja zasada, której trzymam się od lat to szacunek do dziecka, podążanie za dzieckiem i zwracanie uwagi na jego potrzeby. Nie stosuję agresji słownej, nie poniżam, nie wyśmiewam, nie atakuję. Pomijam, że jest to niezgodne z kodeksem etycznym terapeuty… Jeśli chce się pracować z dzieckiem, nieważne w jakim charakterze, czy nauczyciela, czy logopedy, anglisty, instruktora korektywy, psychologa, to przede wszystkim, trzeba zdać sobie sprawę, że mamy do czynienia z istotą ludzką, która się kształtuje i to od nas zależy JAK. Od nas również zależy, czy nie wyrządzimny tej istocie krzywdy, nie będziemy przyczyną traum, nerwic, porażek życiowych. To tyle. I aż tyle. Ten kto ma dzieci (bo ten kto ich nie posiada, nie zrozumie), niech się zastanowi, jak by się poczuł, gdyby jego dziecko, przez dorosłą, osobę zostało nawane debilem, śmierdziuchem, utrapieniem, pierdołą, gównem etc. Włącza się agresja? Włacza się sygnał obronny wobec własnego potomstwa? Rodzicowi tak. I to samo powinno włączyć się nauczycielowi. Nie agresja wobec dziecka, nie bezsilność, zobojętnienie, tylko sygnał „istota słabsza-pomagam, nie ganię”.
Jeśli słyszałaś którykolwiek z zacytowanych wyzwisk w stronę dziecka, to mam nadzieję, że zgłosiłaś takie zachowanie dalej. Ja bym nie odpuściła nauczycielowi, który w ten sposób zwraca się do dzieci. Fajnie, że poświęciłaś czas na opisanie swoich doświadczeń z ludźmi ze swojego (naszego) zawodu. Mam nadzieję, że sama ich nie zaobserwuję, chociaż też spotkałam się z wieloma niechęciami i narzekaniami ze strony nauczycieli. Powodzenia w dalszej pracy terapeuty. Pozdrawiam.
Jak ma być dobrze przy takich pensjach, jakie oferują żłobki i przedszkola. W żłobku jena opiekunka ma zajmować się ośmiorgiem dzieci. Dodatkowo musi sprzątać salę codziennie i zmywać naczynia po trzech posiłkach. Jest przemęczona tyraniem jak wół. Na pewno w Anglii, czy Hiszpanii jej odpowiedniczka nie ma tylu obowiązków na głowie. To jest niewykonalne opiekować się 30 dzieci (edukować, przytulać, chwalić, wychowywać, ubierać, rozbierać, kłaść spać, myć … ) i jeszcze dodatkowo być zatrudnionym jako sprzątaczka. Państwo robi sobie żarty i tyle. Stąd podniesione głosy i udawanie przed rodzicem, że wszystko jest ok.
Osoba, która używa takiego języka, jak autorka listu uchylającego rąbka tajemnicy powinna niezwłocznie zaprzestać pracy w placówkach oświatowych. Pokazała, że reprezentuje sobą wyłącznie brak klasy i arogancję.
To chyba tekst który wzbudził na blogu najwięcej emocji. I wiele emocji jest w tych słowach. Pocieszające jest to, że po tych publikacjach otrzymujemy informacje o pracy u podstaw, audytach w konkretnych placówkach i zmianach.
Bardzo krzywdzące. Pracuje w prywatnym przedszkolu. Fakt, że musimy się uśmiechać, być miłe itd. Ale gdy coś jest nie tak, mówimy o tym rodzicom. Problemem nie są dzieci, ale roszczeniowi rodzice, którym się w ostatnich latach w tyłkach poprzewracało. Robią ze swojego źle wychowanego dziecka aniołka, a z nauczyciela diabła w ludzkiej skórze. Taki jeden rodzic może zniszczyć nauczyciela psychicznie, skopać, zgnoić, zdeptać i przyklepać. W moim przedszkolu są co najmniej dwa takie „trudne przypadki”. Zastanawiam się czasem, czy za 10- 15 lat znajdą się osoby, które będą chciały za 2 tys. zł pracować w takich warunkach.
Problemem nie są dzieci, ale roszczeniowi rodzice, którym się w ostatnich latach w tyłkach poprzewracało. Robią ze swojego źle wychowanego dziecka aniołka, a z nauczyciela diabła w ludzkiej skórze. Taki jeden rodzic może zniszczyć nauczyciela psychicznie, skopać, zgnoić, zdeptać i przyklepać.->popieram. Teraz się chucha na chamstwo, więc jeśli kamienicznik z kantorem chce trzymać w państwowym przedszkolu dziecko całymi dniami to trzyma. Dziecko rozwydrzone, 5-6letnie skacze ze stolika i wyje bydlęcym głosem. Przeszkadza non stop, nie stosuje się do żadnych poleceń. Ale mamusia drugiego „wrażliwego” aniołka zaprzyjazniona z panią kamienicznikową do dyrekcji na skargę poszła zanim zobaczyła nauczycielkę. Wrażliwy (dajmy na to)Jaś co prawda umie nakasłać w twarz nauczycielce (już po prośbie o zasłanianie ust), umie nasypać jej na głowę piasek stojąc na zjeżdżalni (bo prosiła o nie sypanie go dzieciom), ale nie wiedział, za co usiadł przy stoliku gdy miał odpoczywać na leżąco po obiedzie. „Tak się ten Jaś ośmielił” jak go zitegrowano sensorycznie na zajęciach.Bo mama psycholog, tylko dziecko zwala z na 10godz. do przedszkola.
Masa rodziców zwala wychowanie dziecka na przedszkole i traktuje własne dzieci jak psa. „Niech jeszcze posiedzi”. Za parę lat Jaś plunie mamie w twarz i wtedy mama się zorientuje jak bardzo wysokowrażliwe dziecko wychowała. Dopóki kaszle w twarz innym, śmieje się z ich bólu (nawet teraz po tylu mies.kwarantanny)to jest dobrze. Rodzice nauczyli się, że mogą napyskować i wymagać zwolnienia nauczyciela, a ten nauczyciel sam prędzej pójdzie gdzie indziej. I może tam zapłacą mu faktycznie z góry a nie miesiąc po czasie, jak w przedszkolu państwowym z Jasiem od 7miesięcy.
A ja wiem ze w większości przypadków tak to wygląda.
Wg mnie lepszym rozwiązaniem jest przedszkole prywatne. Ja wybrałem z żoną dla syna przedszkole EKO-PARK i jesteśmy zadowoleni. Nie mamy żadnych uwag. Jedzenie ok, atmosfera w przedszkolu też ok.
Kochani rodzice miałam staż w państwowym żłobku w Zabrzu tam ,,baba” bo inaczej nie potrafię jej nazwać. Ona biła po pupie dzieci , które nie chciały siadać na nocnik. Była całkowicie wypalona zawodowo. Po co takie stare dyktatorki się trzyma? Żałuję, że nie mam na to dowodów bo bym poszła zgłosić to do kuratorium oświaty.
A ja akurat się z tym nie zgadzam. Prawda są przedszkola lepsze i gorsze. Prawda zarówno przedszkole prywatne jak i publiczne może się znacząco różnić od tego czego byśmy oczekiwali. Jednak takie uogólnienie jest krzywdzące dla wielu placówek prywatnych jak i tych publicznych. Sama mam dwójkę dzieci pierwsze jakiś czas temu ukończyło naukę w przedszkolu publicznym, było naprawdę dobrze. Z pewnych względów tym razem wybraliśmy placówkę prywatną – Pomarańczową Ciuchcię (nie będę mówiła, którą konkretnie, żeby nie robić za bardzo reklamy). I w tym przypadku nie mogę się zgodzić z artykułem. Nauczycielki są wykwalifikowane i zaangażowane. Reszta rzeczy też ok. Podsumowując – w artykule dość jednostronne stanowisko co do przedszkoli.
Artykuł stary, ale pozwolę sobie mieć kilka uwag.
Opisane zjawiska się zdarzają niestety, ale podział nie leży na linii przedszkole samorządowe vs. prywatne. Są „ospałe” przedszkola samorządowe (leżakowanie od 11.30 do 14.00), jak również afery dotyczące znęcania się w przedszkolach prywatnych (dotyczy to gł. sytuacji, kiedy właściciel/ka to „byznesmen/ka” typu „Wczoraj butik, dziś przedszkole, a jutro się zobaczy.”).
Jest jeszcze negatywny przykład nauczycielki, czyli osoba „ambitna”. Taki ktoś wybiera sobie w grupie dzieci, które „rokują najlepiej” i na nich skupia uwagę, a inne niewiele go obchodzą (zwykle z dziećmi kiepsko sobie radzi). A „wybrańców” często zmienia, bo zawsze okazuje się, że jednak nie spełniają oczekiwań.
Autorka postu obrazuje swoje doświadczenia zawodowe w różnych placówkach wiadomo, że nie była w każdej placówce. Niestety, ale częściowo jest to prawda, że dziecko się nie liczy tylko system i sterta papierów. Ile dzisiaj jest przedszkolanek z powołania? Ile lekarzy z powołania? każdy z nas chce odbębnić 8h w pracy i wrócić do swojego życia prywatnego, taka jest rzeczywistość, jaka płaca taka praca. Chyba, że ktoś jest pracoholikiem w dodatku z powołaniem i pasją do dzieci. Prywatne przedszkole czy publiczne to już kwestia wyboru indywidualna. Czy jest 100% satysfakcji czy nie to i tak trzeba dziecko posłać do jakiejś placówki, gdy nie ma się innych możliwości a do pracy trzeba chodzić, co do edukacji nie wszystko powinno być od placówki wymagane, bo są dzieci i dzieci jedne uczą się szybciej inne wolniej, poza tym również rolą rodzica jest edukowanie dziecka nie wspomnę już o wychowywaniu. Nikt za nas rodziców tego nie zrobi.
Pozwolę się odnieść do tego, co przeczytałem, również na temat mojej żony, bo artykuł wsadził wszystkich nauczycieli do jednego worka. Moja żona, młoda kobieta, codziennie przesiaduje po godzinach swojej pracy i szykuje dzieciom niespodzianki, żeby się nie nudziły w przedszkolu. Prócz pracy w podręcznikach (grupa 6 latków), to przygotowuje raz w tygodniu eksperymenty dla dzieci, bo jest taka zła, że wymyśliła dzieciom Dzień Naukowca, ponadto robi z dziećmi zajęcia filmowe (tworzenie animacji z figurek z plasteliny, które wspólnie przygotowują), do tego prowadzi dodatkowo zajęcia w języku angielskim (dodatkowe zajęcia, nie te w ramach przyznanych godzin). Nigdy na dziecko nie nakrzyczała, z rodzicami ma świetny kontakt. Dodam, że żona pracuje w placówce państwowej. Grupę prowadzi od 3 latków, dlatego jest jej to pierwsza styczność z rodzicami i przedszkolem po studiach i naprawdę świetnie trafiła z rodzicami. Jednak jest druga stroną tego medalu, nie raz była światkiem, kiedy rodzic krzyczał na nauczycielkę na korytarzu, bo np. dziecko nie chciało zjeść obiadu, a rodzic wręcz żąda, że pani ma zachęcić jej dziecko do zjedzenia. Kiedy nauczyciel zapytał spokojnym tonem czy dziecko w domu bez problemu zjada posiłki, na to matka odpowiada, że dziecko w domu mleczko chętnie pije, a że dziecko niczego innego nie lubi, to panie powinny też robić dla jej dziecka takie posiłki, które jej syn lubi. Okazało się później, że dziecko 4 letnie w domu karmione jest piersią, czym chłopiec chwalił się wszystkim w grupie. Że on woli cycusia od mamy, aniżeli jedzenie w przedszkolu. Inne kuriozalne sytuacje, kiedy rodzic przyprowadza dziecko chore, a nauczyciel musi je przyjąć z uśmiechem na twarzy, bo nie mogą odmówić przyjęcia dziecka do placówki. I po godzinie telefon do rodziców, bo dziecku gorączka podskoczyła albo zaczęły się wymioty. Nagle rodzic wymyślą historyjki, że dziecko gorączkę ma z osłabienia, wymioty, bo pewnie pani mu na siłę jedzenie wciskała i z przejedzenia wymiotuje, albo hitem jest zwalanie dosłownie wszystkiego na alergie. Później jak reszta grupy coś zalapie, to pretensje do całego świata, a niestety większość rodziców traktuje dziecko jak zbędny balast i nawet chore jest posyłane do przedszkola. Jeśli chodzi o to przychodzenie 5 minut przed końcem. Proszę wziąć pod uwagę, że nauczyciel kończy pracę o danej godzinie. Często jest tak, że odbieram żonę z pracy i wychodzi z budynku 35 po skończonej pracy. Kiedy ją pytam o powód, to się okazuje, że rodzic odebrał dziecko 5 min przed czasem, ale z budynku wyszedł 25 po, bo przecież dziecko musiało wszystkie rysunki na ścianie zobaczyć, pospacerować po szatni. W jej placówce akurat nauczyciel zamyka przedszkole, bo panie z obsługi kończą wczesniej, aniżeli Agnieszka. Nikt jej za dodatkowe 25 min w pracy nie zapłaci, poza tym jest to jej prywatny czas, który mogłaby poświęcić na przygotowanie materiałów na kolejny dzień, albo po prostu ma jakieś plany i też chciałaby wyjść o czasie. Rodzice widzą tylko końcówkę własnego nosa. Nieraz widzę panie, które mają dzieci w przedszkolu mojej żony, kiedy spacerkiem idą z Biedronki, a przedszkole zamykają za 10 min. Oczywiscie rodzic na prawo odebrać dziecko 10 min przed zamknięciem przedszkola, ale powinien pamiętać, żeby wyjść z niego o czasie. Każdy ma swoje rodziny, każdy ma swoje problemy, czasami nauczyciele po pracy są umówieni do lekarza, albo idą na spotkanie. Czy Pan chciałby wychodzić z pracy 20 min 35 min później? Nie sądzę. Wiem, że wiele placówek zaczęło wprowadzać odbieranie dziecka na 15 min przed zamknięciem placówki. Rodzice mają 15 min czasu, żeby przebrać dziecko, obejrzeć obrazki, pochodzić po szatni. W tym czasie panie z obsługi sprzątają sale po zajęciach, a nauczyciel uzupełnia w tym czasie dziennik. Żadna z koleżanek mojej żony nie odważyłaby się wyjść wcześniej z pracy, bo u nich dyrekcja dzwoni na ogólny numer wyrywkowo i sprawdza czy panie siedzą w swoich godzinach. Nie rozumiem więc, czemu panie miałyby z niecierpliwością czekać na ostatniego rodzica, skoro i tak muszą siedzieć w pracy. Oczywiście czekają na rodziców, którzy przychodzą na ostatnie minuty, bo wtedy wiedzą, że będą musiały zostać po godzinach. Muszą sprawdzić okna we wszystkich salach, zgasić światło, pogasić komputery, jeśli jakaś koleżanka zapomni. Jeśli rodzic uwinie się w 5 min, to jest szansa, że żona wychodzi 5 po z miejsca swojej pracy, jeśli nie musi jeszcze się zimą ubierać się „na cebulkę”. Bardzo nieprzyjemnie mi się czytało ten artykuł. Widzę ile moja żona czasu i miłości poświęca cudzym dzieciom, zaniedbując przy tym życie rodzinne. Ciągle wiesza się psy na nauczycielach, nigdy jednak rodzic nie spojrzy na siebie i nie pomyśli, ile razy się uśmiechałem kiedy odprowadzałem dziecko, ile razy powiedziałem słowo dziękuję, ile razy się przywitałem. Czasami odnoszę wrażenie, że kiedy dzieci widzą moja żonę w sklepie, to świata poza nią nie widzą. Ciekawe czy dzieci też mają takie złe opinie na temat pań, bo większość dzieci znajomych (mają dzieci w innym przedszkolu) w weekendy nie mogą się doczekać kiedy będzie poniedziałek, żeby iść do przedszkola. Mój znajomy mówił mi nawet, że żona mogłaby ich córkę odbierać po podwieczorku, ale ich Tośka uparła się, że chce być w przedszkolu odbierana jako ostatnia. Wydaje mi się, że to rodzice mają ciągle problemy ze wszystkim co nauczyciele robią. Gdyby zapytać dzieci w różnym wieku, z różnych miast i grup, to jestem pewny, że negatywnych opinii byłoby mało. Rodzice natomiast mają podejście że oni są panami i władcami i najlepiej to dla nich rozłożyć czerwony dywan. Hitem są rodzice podczas opieki świątecznej, którzy w wigilię odbierają dzieci już ubrani w odświętne stroje i odbierają dziecko nawet kilka minut po zamknięciu placówki z tłumaczeniem, że oni bezpośrednio po przedszkolu jadą na kolację wigilijną. Szkoda że nikt wtedy nie myśli o dzieciach nauczycieli, ktire czekają aż ich mama wróci z pracy, żeby zasiąść do kolacji. Takie sytuacje zdarzają się w każdym mieście, ale o tym rodzice już nie wspominają. Nikt nie wspomina że nauczyciel to też człowiek, który może mieć gorszy dzień, może ktoś mu zmarł w rodzinie, albo ktoś z bliskich jest chory. W przekonaniu rodziców, to pani już od wejścia powinna im się kłaniać, zawsze uśmiechnięta, w 100% formie, bo ja jestem rodzicem i tego wymagam. Miejmy więcej zrozumienia i życzliwość dla siebie nawzajem, a gwarantuje że każdemu będzie się lżej żyło.
Ta kolezanka to jakas sfrustrowana stara panna???
Tu ble tam ble a ciekawe jaka ona idealna byls ze pracowala w ” kilkudziesieciu” przedszkolach…
Mam 3 dzieci… byly w przedszkolach prywatnych i panstwowych i o jednych i drugich mam dobre zdanie…
W moim doświadczeniu, duży wpływ na pracę nauczyciela ma dyrekcja, może fajnie motywować, a może zrobić z Ciebie wrak człowieka. Ja mam złe doświadczenie z placówką prywatną, zbyt wiele było na pokaz, ale kochałam wszystkie dzieci z którymi pracowałam i wkurzało mnie, że dyrekcja zarzuca nas robieniem ozdób, dań czy innych rzeczy pod rodziców, bo na imprezie musi być perfekcyjnie, co było totalnym marnotrawstwem czasu, można było ten czas poświęcić dzieciom, być z nimi, przygotować coś totalnie dla nich. Nie polecam już prywatnych placówek. Teraz pracuje w przedszkolu specjalnym państwowym z wieloma cennymi ludźmi, oddanymi swojej pracy. W placówce prywatnej kadra też była fajna, ale ze względu na dyrekcję nastawioną na pokaz był problem. Obecnie w państwowym przedszkolu Pani Dyrektor obserwuje nasze zajęcia dwa razy w roku, daje fajne wskazówki, jest pozytywna, zachęca do wielu rzeczy, ale też daje dużo wolności na własne pomysły. I dzieci na tym korzystają, doceniony nauczyciel pracuje dużo lepiej niż maltretowany. System prywatny jest ciężki dla nauczyciela z powołania. Ciężko wytrzymać ciągle zajmowanie się bzdetami, żeby coś „wyglądało super z wierzchu” patrząc jednocześnie na potrzebujące Cię dzieci. Jak ktoś ma serce długo tego nie wytrzyma. Dlatego rodzicu przypatrz się uważnie dyrekcji zanim oddasz dziecko do przedszkola prywatnego. Minusem jest jeszcze że w prywatnym przedszkolu pracujesz bardzo długo i z każdą godziną masz coraz mniej siły do pracy, dlatego etat w przedszkolu państwowym jest krótszy niż 40 godzin. I naprawdę jest różnica…