Mocne, stanowcze walenie w drzwi oderwało mnie od komputera. To już piętnasty raz w ciągu ostatniej godziny – takie są uroki Halloween. Bez zastanowienia sięgnąłem po miskę, w której leżały czekoladowe cukierki i nacisnąłem klamkę.
Przed drzwiami stał Czerwony Kapturek trzymając za łapę Groźnego Wilka. Czerwony Kapturek miał okulary, chustkę na głowie, krótką spódniczkę i imponujący biust z dwóch dyni. Jej towarzysz był bardziej wilkołakiem, niż wilkiem. Niebieskie, sfatygowane jeansy, skórzana kurtka i przerażający wilczy łeb.
– Colin. Say it! – Stanowczo zażądał Czerwony Kapturek.
Dopiero teraz dostrzegłem, gdzieś tak nieco powyżej moich kolan, czarną czuprynkę chudego trzylatka w stroju wampira.
– T…rick… – zaczął mały Drakula i zaciął się na tym słowie.
– …or… – podpowiedziała Czerwony Kapturek.
Ale maluch zawstydził się i zacisnął pociągnięte czarną szminką usta w wąską kreskę.
Przykucnąłem przy nim i podsunąłem mu miskę z cukierkami. Z wahaniem sięgnął do środka, ale po sekundzie szeroko rozwarł palce i zagarnął całą garść.
– Just one! – ostrzegawczo syknęła Czerwony Kapturek a Groźny Wilk wydał z siebie coś w rodzaju gniewnego warknięcia.
Drakulcio zawstydzony cofnął rękę. W ramach rekompensaty podałem mu lizaka.
– Say thank you! – poinstruowała dziecko Czerwony Kapturek.
– Thank you… – wyszeptał malec.
– And… – Czerwony Kapturek uniosła brwi.
– And happy Halloween – mały wampir odwrócił się i podreptał w stronę furtki.
Groźny Wilk skinął w moją stronę łbem, wziął Czerwonego Kapturka za rękę i ruszyli w ślad za swoim dzieckiem.
Rozejrzałem się po naszej ulicy. W zapadającym zmroku miałem w zasięgu wzroku co najmniej pięć grup przebierańców łażących po domach i zbierających cukierki. Wśród nich był gdzieś mój czteroletni syn w masce dinozaura. Zamknąłem drzwi z nadzieją, że nasi sąsiedzi, rodzice Avy – rówieśniczki Chruczka – tak jak obiecali, dobrze go przypilnują.
Zanim zamieszkałem w Anglii, Halloween znałem głównie z amerykańskich horrorów. Święto duchów było tam zazwyczaj wykorzystywane przez wszelkiego rodzaju zwyrodnialców do popełniania okrutnych zbrodni. Pukanie w szybę na odludziu zwiastowało nadejście mordercy uzbrojonego w piłę mechaniczną. Tak – według Hollywood – wygląda to w Ameryce.
A w Anglii?
Nie wiem jak gdzie indziej, ale w moich okolicach w Liverpoolu, to święto maluchów. Dzieciaki są ZAWSZE w towarzystwie rodziców, a zachętą do wejścia na posesję są halloweenowo przystrojone domy, w oknach których palą się dyniowe znicze, a płoty są przystrojone plastikowymi pająkami i ponurymi krukami z czarnej sklejki. Impreza zaczyna się o zmroku i kończy ok. 19-tej.
Aż trudno uwierzyć, że te przebieranki, które tak bardzo przypominają mi moje własne wygłupy przy „kolędowaniu” na Podhalu pomiędzy Świętami a Nowym Rokiem – są tak mocno potępiane przez Kościół.
Otwieram komputer i na stronach fronda.pl czytam bolesną konstatację arcybiskupa Jędraszewskiego: „Europa robi krok wstecz! Halloween to ofensywa pogaństwa”.
No cóż… Potępienie „kroku wstecz” w ustach arcybiskupa brzmi dość dziwnie. To zazwyczaj refleksję i powrót do dawnych tradycji to właśnie to, co konserwatyści zalecają postępowcom. Ale może rzeczywiście Europa przesadziła?
W sukurs księdzu arcybiskupowi rusza Katolicka Agencja Informacyjna, która publikuje wywiad z warszawskim egzorcystą, księdzem Andrzejem Grefkowiczem. Egzorcysta ostrzega przed wydrążonymi dyniami, satanistami, którzy w Halloween deprawują dzieci swoją ideologią, a także przed nieco już zapomnianym wrogiem – Harrym Potterem. „Dziecko bardzo szybko chłonie tych bohaterów, którzy czynią nadzwyczajne rzeczy, a potem chce robić to samo i dość szybko wchodzi w niepożądaną więź ze złym duchem”. No to klops. Jeśli z domowej biblioteczki wyrzucimy wszystkie książki, w których bohaterowie „czynią nadzwyczajne rzeczy”, to co nam zostanie? No i co zrobić z Nowym Testamentem? Jeśli bohater Ewangelii nie „czyni nadzwyczajnych rzeczy”, to ja już naprawdę nie wiem czym można księdzu Andrzejowi zaimponować…
Czytam dalej, że przebieranki za zombiaków, wampiry i czarownice, to otwieranie drzwi diabłu.
No nie wiem. Nie widziałem tu nikogo przebranego za Szatana. Tymczasem jak na początku lat osiemdziesiątych chodziliśmy z chłopakami „po kolędzie”, to ja smarowałem sobie twarz sadzą i byłem murzyńskim królem, Włodek Gil zakładał kożuch, a czapkę dekorował tekturowymi rogami i był diabłem, a Bartek Bogdanowicz, a może Maciek Szczerba? – nie pamiętam – był śmiercią z kosą.
Chętnie spytam jakiegoś mądrego księdza, jakim cudem nasza „śmierć” i nasz „diabeł” były w oczach Kościoła niewinną zabawą, a nawet godną pochwały służbą bożą. A halloweenowe zombiaki i krwiożercze dinozaury są otwartą bramą, przez którą śmiało wkracza Książę Ciemności. Czy różnica polega tylko na tym, że ONI grożą: „cukierek albo psikus” i odbierają haracz w cukierkach, a MY śpiewaliśmy kolędy, mieliśmy też w swoim gronie Maryję z lalką w beciku i świętego Józefa, no i zbieraliśmy żywą gotówkę do podziału?
Czy Halloween naprawdę zagraża fundamentom naszej kultury?
Na czym naprawdę opiera się zachodnia cywilizacja?
Żeby odpowiedzieć na to pytanie, idę do mojej ulubionej biblioteki w centrum Liverpoolu i odnajduję książkę „How the Catholic Church Built Western Civilization” profesora Thomasa E. Woodsa Jr.
Fantastyczna książka, napisana porywająco, ze swadą. I tak jak zdradza tytuł, profesor Woods udowadnia, że u podstaw naszej cywilizacji leży chrześcijaństwo (a nawet mocniej – katolicyzm!), ze swoją rewolucyjną koncepcją indywidualizmu i poszanowania praw człowieka niezależnie od stanu posiadania, statusu społecznego, czy kondycji intelektualnej. Najpełniejszym symbolem tego są słynne „dance macabre” z barokowych kościołów bernardynów. Śmierć jednako bierze w obroty chrześcijan i niewiernych, chłopów i szlachtę, możnych i biedaków, a nawet króla, cesarza i papieża…
Chrześcijaństwo odrzuca odpowiedzialność zbiorową. Syn nie odpowiada za grzechy ojca. Każdy idzie własną drogą do zbawienia (bądź potępienia). A jednocześnie Kościół, a szczególnie Kościół Katolicki, bardzo zgrabnie adaptuje to, co uzna za ciekawe w innych systemach i kulturach. Dlatego rzymskie prawo stało się podstawą prawa kanonicznego i dzięki Kościołowi ucywilizowało plemienne prawodawstwo Germanów czy Słowian, u których wola Naczelnika, który w czasach pogańskich mógł zawsze wystąpić „bez żadnego trybu”, stała ponad wszelkim prawem.
A co z diabłem? Czy rzeczywiście może – jak sugeruje arcybiskup Jędrychowski – wślizgnąć się niezauważenie w nasz świat, dzięki zabawie w Halloween?
Profesor Woods nie pisze o tym wprost. Ale podkreśla, że chrześcijaństwo kładzie nacisk na indywidualizm i świadomą, wolną wolę. Nawet w czasach szalejącej inkwizycji i polowań na czarownice, cały proces sądowy skupiał się na tym, by udowodnić oskarżonej, że z rozmysłem i świadomie oddawała się Szatanowi. O tym, by Zły podstępnie wniknął w czterolatka przebranego za dinozaura, nie śniło się nawet słynnemu dominikańskiemu inkwizytorowi Tomasowi de Torquemadzie.
Bardziej więc prawdopodobne jest to, że Halloween wprzęgnięto w tryby naszej polskiej wojenki, w której po jednej stronie kłębi się godne pogardy „lewactwo”, a po drugiej husarskie hufce stoją twardo na straży… ale czego?
Ładnie to ujął mój przyjaciel Leszek Talko, świetny pisarz i bystry obserwator rzeczywistości, który 31 października wieczorem napisał:
Jakimś niesamowitym zrządzeniem losu, kompletnym kosmicznym przypadkiem – polskie dzieci się idealnie podzieliły. Te fajne, roześmiane, dobrze wychowane i pełne nadziei na kilka cukierków – odwiedzają moich liberalnych i zwykle niekatolickich znajomych z fb i witane są radośnie.
Niestety są również dzieci wulgarne, źle wychowane, wręcz chamskie. I te jak jeden mąż poszły do znajomych prawicowych i nieliberalnych – wulgarnie ich wyzywając, budząc im śpiące małe dzieci i niszcząc im mienie.
No i jesteśmy w domu…
Chruczek wraca z torbą pełną cukierków, lizaków, czekoladek i małych, plastikowych woreczków wypełnionych żelkami.
Kładę zdobyczną torbę na szafę. Będę okrutny, ale na oko oceniam, że jak nie będę mu wydzielał po jednym cukierku dziennie, to jego dentystka nie będzie zachwycona. A jeśli zachowamy chrześcijański umiar, to słodyczy wystarczy aż do następnego Halloween. Rachunek jest prosty.