Odwiedziliśmy z dzieckiem pensjonat Villa Polanica w Polanicy Zdroju. Czajnik i łóżeczko dziecięce w pokoju czy krzesełko dla malucha w restauracji to w dobrym hotelu standard. Ale już designerska maskotka do łóżeczka i szef kuchni, który podchodzi do stolika pytając o specjalne życzenia dla „małego kawalera”, czy życzliwa obsługa, która z uśmiechem znosi psocący mały tajfun energii, to dodatek. Dla podróżujących z dzieckiem rodziców – bezcenny.
– Gdzie jest Chruczek? – zaniepokoiła się Magda.
Jedliśmy właśnie trzecią dokładkę fantastycznego pasztetu przygotowanego osobiście przez szefa kuchni, który teraz krążył pomiędzy stolikami, odbierał należne mu hołdy i zbierał wyrazy uznania ze strony gości przybyłych z kilku europejskich krajów.
Podniosłem wzrok i uspokajająco mruknąłem, by Magda się nie martwiła, bo wszystko jest pod kontrolą.
Ale Magda, oczywiście, musiała sama się przekonać. Czy ona w ogóle kiedykolwiek uwierzyła mi na słowo w jakieś najbardziej nawet błahej sprawie?
No cóż… bez sentymentów podprowadziłem jej z talerza ostatni kąsek pasztetu, gdy ona starała się namierzyć wzrokiem naszego syna.
– Jest tam… – kiwnąłem widelcem w stronę eleganckiej recepcji. Nasz jedenastomiesięczny syn nie wyglądał na przerażonego tym, że rodzice są kilkanaście metrów od niego, a oddzielają go od nas nie tylko szklane drzwi, ale i rozgadana, niemiecka wycieczka. Był wręcz zachwycony, bo recepcjonista trzymał go na rękach i równocześnie całkiem sprawnie wydawał nowym gościom klucze do pokojów.
Niemieccy kuracjusze, którzy przed chwilą wysiedli z autokaru na berlińskich tablicach, nie wydawali się tym widokiem szczególnie zdziwieni. Zagadywali z uśmiechem do Chruczka i z uznaniem wodzili wzrokiem po lśniących czystością ścianach i ciepłym drewnie, którym obłożono małą bibliotekę na werandzie, tuż przy wejściu. Niektórzy witali się z recepcjonistą, jak z dawnym znajomym. Najwyraźniej odwiedzali Villę Polanicę już kolejny raz.
Nic dziwnego, bo Kotlina Kłodzka, to miejsce magiczne. Mieszają się tu języki, kultury i historia. I to nie tylko z powodu kilku słów osobiście skreślonych przez Józefa Wissarionowicza Dżugaszwilego (ps. rewolucyjny „Stalin”), który w przypływie dobrego humoru, a może raczej wkurzony na Czechów, przyznał ten kęs poniemieckiej ziemi Polsce, a nie Czechosłowacji. Bracia Czesi słusznie mogli się czuć tym zawiedzeni, bo już kolejny raz ktoś obcy rozporządził się ziemią należącą do nich przez 700 lat. Królestwo Czech było tu do połowy XVIII wieku, gdy to austriacka cesarzowa oddała Ziemię Kłodzką Prusakom. Nie zrobiła tego oczywiście dobrowolnie. Przegrała po prostu trzy wojny z rzędu i nie miała wyboru. Niemcy gospodarzyli na tych ziemiach zaledwie dwa wieki. A od 1945 roku jest tu Polska.
Polanica Zdrój miała sporo szczęścia. „Wyzwalała” ją II Armia Wojska Polskiego, a nie Czerwonoarmiści, którzy spieszyli się wiosną 1945 roku do Berlina. Dzięki temu obyło się bez większych zniszczeń, a pensjonaty i domy zdrojowe przetrwały wojenną zawieruchę. Potem niestety, bywało różnie. Aż do 1972 roku, gdy ostatecznie międzynarodowe traktaty potwierdziły zachodnią granicę Polski na Odrze i Nysie Łużyckiej, mało kto był na tyle odważny, by tu cokolwiek inwestować. Powszechnie obawiano się, że „Niemiec przyjdzie i odbierze” swoją własność sprzed 1945 roku. Chyba nikt wtedy nie przypuszczał, że w XXI wieku turyści zza Odry będą tu mile widziani, a pensjonaty i hotele będą trzymały wysokie standardy, po to, by usatysfakcjonować także naszych zachodnich sąsiadów. Dziś nikt nie zamierza już odwoływać się do mitycznych „piastowskich” korzeni tego zakątka Dolnego Śląska, a język niemiecki, tak jak w Średniowieczu, miesza się tu z czeskim i polskim. Villa Polanica jest jednym z najlepszych przykładów tego, jak można z powodzeniem czerpać najlepsze wzorce z przeszłości i przekuwać je na dzisiejszy sukces.
Gdy w recepcji oglądaliśmy zdjęcia przedwojennego „Penzion Walhalla”, widzieliśmy jak dzisiejsza „Villa Polanica” zmieniła się, by nie tracąc charakteru, podążyć za nowoczesnością. Przed wojną, nawet niemieccy turyści mieli inne wymagania. Wystarczył pokój z balkonem i świadomość, że do Domu Zdrojowego jest kilka minut spacerkiem przez park. A w parku stoi muszla koncertowa, w której latem codziennie przygrywa orkiestra. Dziś są wyższe standardy. Przed wojną… Skąd! Jeszcze zaledwie parę lat temu, nikt by nie wpadł na szalony pomysł, by do uzdrowiska jechać z niespełna rocznym dzieckiem. A jeśli już ktoś był takim wariatem, to nie mógł się spodziewać niczego ponad standard FWP. Ale na szczęście dla nas, czasy się zmieniły. W pensjonacie Villa Polanica nikt się nie zdziwił tym, że przyjeżdżamy z Chruczem. I nikt nie musiał niczego specjalnie dla nas kombinować, bo jak się okazało, wizyta gości z dziećmi, to całkiem zwyczajna sprawa.
Po prostu trzeba dostawić do pokoju łóżeczko turystyczne ze świeżą pościelą dla malucha. W łóżeczku wylądowała ręcznie robiona maskotka kota, taka sama, jakie można kupić w sklepiku przy recepcji. A na stole czajnik, w którym mogliśmy podgrzewać wodę na mleczko i kaszki. Wystarczyło dać rodzicom z berbeciem pokój w spokojniejszym skrzydle budynku. No i jeszcze pokazać, że w ogrodzie są huśtawki i cały nowocześnie zaaranżowany placyk zabaw. A jeśli pogoda nie będzie idealna, to można przyjść do „pokoju zabaw”, gdzie są zabawki, gry, a nawet (to już dla nastolatków) bilard. Podczas wakacji w każdą niedzielę (a także w święta, kiedy rodzin przyjeżdżających do Villi jest więcej) organizowane są tu bezpłatne zajęcia dla maluchów – warsztaty artystyczne, kulinarne i sportowe. Przy większej liczbie małych gości są tu wieczorne seanse bajek dla dzieci. Nawet z popcornem!
W restauracji – krzesełka dla dzieci. Wkładaliśmy do nich naszego synka, sadzaliśmy przy stole i próbowaliśmy nakarmić go kaszką. Ale on prychał na widok kaszki i wyciągał małe łapki po domowe wędliny i smakowitą jajecznicę, ba chciał nawet spróbować rydzów w marynacie. Robił przy tym straszliwy śmietnik wokół naszego stołu, którzy kelnerzy z uśmiechem sprzątali, uspokajając nas, że niszczycielska działalność małego terrorysty aż tak bardzo nie przeszkadza. Naprawdę mieliśmy wrażenie, że wszyscy tu rozumieją, iż małe dziecko po prostu poznaje świat przez destrukcję. A uśmiechnięty szef kuchni przechodząc obok naszego stolika zawsze pytał, czy nie przyrządzić czegoś specjalnego dla „małego kawalera”. Mały kawaler szybko więc poczuł się jak u siebie w domu, biegał na czworakach po sali restauracyjnej i przestronnej recepcji, pchając się „na rączki” wszystkim gościom i pracownikom.
A w nocy – po tylu emocjach i bieganiu, zasypiał w sekundę i wdychając górskie polanickie powietrze spał tak do rana. Takie przespane noce nie zdarzyły nam się od prawie roku…
Tylko tyle. Normalne, prawda?
Z przyjemnością będziemy tu wracać, a wszystkim rodzicom podróżującym z dziećmi z czystym sumieniem możemy polecić ten pensjonat. Od naszego syna ma pełne pięć gwiazdek.
Villa Polanica
ul. Matuszewskiego 8
PL 57-320 Polanica-Zdrój
www.villapolanica.pl
tel. +48 606 79 79 79
recepcja@villapolanica.pl
2 komentarze
Rozumiem, że od Waszego syna TEŻ ma pięć gwiazdek! Taka Villa to na wagę złota. Całkiem niedawno oglądałam pokój zabaw dla dzieci w cywilizowanym kraju zachodnim, w dobrym hotelu – czuć było stęchlizną, na podłodze sztuczna wykładzina zamiast dających się wyczyścić desek itp. – strach zostawić kogokolwiek. Tym większe brawa dla Villaj Polanica!
To prawda 🙂