Kilka miesięcy temu zamówiłem kartę wielowalutową Revolut. Testowałem ją w wielu krajach. Wyciągałem pieniądze z bankomatów. Przesyłałem kasę na konto polskie i brytyjskie. Sprawdzałem funkcje międzynarodowych przelewów i paylinków. Dziś kartę Revolut opisuję, a dla Ciebie zdobyłem link, pod którym możesz ją zamówić za darmo.
Żeby nie było żadnych wątpliwości – ja za swoją kartę Revolut zapłaciłem 10 funtów, bo nie trafiłem na taką okazję. Przez ponad pół roku używałem Revoluta w UK, Polsce, na Islandii, na Wyspach Owczych, w Niemczech i we Włoszech. Płaciłem, lub mnie płacono w złotówkach, funtach, koronach islandzkich i duńskich, no i w euro. I uważam – że pomimo pewnych ograniczeń, o których napiszę – nie ma lepszego, szybszego i tańszego sposobu na transfer pieniędzy i wymianę walut. Jednak nie ma potrzeby, żebyś płacił – tak jak ja – za kartę. Pod tym linkiem dostaniesz na polski adres swojego Revoluta całkiem za darmo, pod warunkiem wgrania na telefon aplikacji i doładowania karty (oczywiście do wykorzystania, choćby od razu) za 20 zł. Promocyjna oferta jest ograniczona czasowo do końca grudnia 2018.
Przed wakacjami pisałem o pieniądzach w podróży. Podsumowywałem plusy i minusy różnego podejścia do gotówki i kart przy płaceniu za granicą. Parę osób zwróciło mi uwagę, że nie napisałem o Revolucie. To był słuszny zarzut. Dlatego dziś to nadrabiam.
Najpierw jednak kilka słów o tym czym Revolut jest i do czego służy.
Revolut to inteligentna karta wielowalutowa, połączona organicznie z twoim smartfonem i obsługiwana z poziomu telefonu. Tyle gadam o tym telefonie, bo to z niego zwykły plastikowy kartonik z elektronicznym chipem czerpie swoją „inteligencję”. Gdy podczas podróży zmieniamy kraje, a co za tym idzie wpadamy w otwarte ramiona kolejnych operatorów GSM, Revolut uruchamia swoje kolejne funkcje, rozpoznając jaką walutę ma ustawić jako główną, żebyśmy w Polsce płacili złotówkami, w Niemczech i całej reszcie strefy euro – euro, w Wielkiej Brytanii funtami, w Izraelu – szeklami, w Tajlandii – bhatami, w Rosji – rublami, na Ukrainie – hrywnami, itd.
Ponieważ nowoczesna karta to już dziś coś więcej niż plastikowy pieniądz, możemy wykupić też w Revolucie tanie ubezpieczenie turystyczne, który uruchomi się automatycznie w momencie wyjazdu za granicę. Kosztuje 1 euro dziennie i automatycznie wyłączy się, gdy wrócimy do domu.
O tym ubezpieczeniu pewno napiszę osobno, jak je przetestuję.
Wracając do naszej karty wielowalutowej… Gdy Revolut pojawił się na rynku był rzeczywiście rewolucyjny, bo w tamtym czasie banki kroiły klientów aż miło na spreadach, czyli dowolnie ustawianej różnicy kursu pomiędzy walutami. Z grubsza chodzi o to, że jak płacisz polską kartą, na przykład VISA, na wakacjach w Hiszpanii, to Twój bank najpierw naliczy sobie prowizję za zamianę euro na dolary (które są walutą przeliczeniową VISA), a potem – kolejna prowizja – za zamianę dolarów na złotówki. Na pocieszenie powiem Ci, że jak płaciłem poza UK kartą brytyjskiego Lloydsa, to mój bank przywalał mi „na dzień dobry” prawie 3% prowizji tylko za to, że wywiozłem ich kawałek plastiku za granicę. Te czasy dla mnie skończyły się z nadejściem ery Revolut. Teraz w Polsce płacę złotówkami, w UK – funtami, w strefie euro – wiadomo. Oczywiście, nie ma cudów, czyli wszystkich możliwych walut świata. Ale 150 walut to moim zdaniem całkiem dobry wynik i naprawdę trzeba się postarać, żeby trafić na walutę, której Revolut nie obsługuje. No i warto dodać, że Revolut nie ma żadnej opłaty rocznej. Jest za darmo – przynajmniej w tej podstawowej wersji, którą używam.
No dobrze, a teraz wymieńmy parę minusów. Revolut to karta prepaidowa – „przedpłacona” jak to się ładnie po polsku mówi. To znaczy, że nie jest połączona z kontem bankowym i nie wydał nam jej bank. Są miejsca, gdzie z tego powodu nam jej nie przyjmą. Na przykład nie zapłacimy nią w samolocie (EDIT – podczas ostatniej podróży zapłaciłem Revolutem na pokładzie Ryanair). Nie potraktują jej też poważnie w wypożyczalni samochodów. Dlatego bałbym się jechać w świat tylko z Revolutem w portfelu, bez żadnego back-upu w postaci tradycyjnej karty bankowej. Jeszcze raz to zaznaczmy: Revoluta nie wydaje żadna instytucja bankowa. To tylko karta. Nie powinniśmy na Revolucie trzymać oszczędności życia, bo nie ma żadnych gwarancji bankowych, funduszy gwarancyjnych itp. To karta wymyślona po to, by na nią przelać kasę, tanio wymienić jedną walutę na drugą i kupić to, na co mamy za granicą ochotę.
Mam też złe doświadczenia z przesyłaniem pieniędzy. Dwa razy miałem taką sytuację, że musiałem wystawić fakturę w euro. Podałem numer konta Revolut i czekałem. Po dwóch tygodniach i interwencji w serwisie obsługi klienta pieniądze się znalazły, ale niesmak pozostał. Problemem był bardzo skomplikowany, nieintuicyjny system oznaczenia przelewu. Revolut jest zarejestrowany w UK i nie każdy z kontynentu ogarnia brytyjski system bankowy z ich sort-kodami. Ale od razu wyjaśniam, że Revolut daje też genialnie prostą alternatywę: można komuś wysłać paylink, czyli coś w rodzaju linku do internetowej płatności. I po chwili pieniądze są na naszym koncie. A kontrahent może nam zapłacić kartą, nie musi robić bankowego przelewu. To jest szybkie i wygodne. Gdy zacząłem to stosować, problemy się skończyły.
Revolut jednak przede wszystkim służy do wymiany walut. To nasz osobisty kantor, który nosimy w portfelu. Ale warto zawsze spojrzeć w kalendarz, zanim przelejemy pieniądze i wymienimy na walutę kraju, do którego przyjechaliśmy. Bo nasz kantor też ma godziny urzędowania. W święta i weekendy do rachunku zostanie nam doliczone 0,5-1%. To w sumie dość logiczne. Bo choć pieniądze, które wymieniamy w sobotnie przedpołudnie pojawią się na naszym rachunku od razu, to Revolut fizycznie wymieni je dopiero w poniedziałek, gdy ruszą giełdy i zaczną pracę banki. A zawsze jest ryzyko, że przez weekend nastąpi jakaś katastrofa i rynki po weekendzie zareagują wzrostem kursów.
Teraz powiem Ci jakie są, moim zdaniem, trzy najmocniejsze strony karty Revolut – oczywiście z mojego osobistego punktu widzenia. Po pierwsze – jeżdżąc po świecie płacę zawsze w walucie kraju, w którym jestem. Mogę w dzień powszedni przelać sobie sumę pieniędzy, którą uznam za potrzebną, jednym kliknięciem przewalutowuję z minimalnym spreadem i spokojnie używam. Czy to duże udogodnienie? Spready w kantorach w Polsce, jeśli chodzi o najpopularniejsze waluty, wahają się ok. 5-10 groszy. To znaczy, że kantor skupuje funty powiedzmy po 4,79 zł a sprzedaje po 4,89. Przy walutach nieco mniej popularnych widełki bywają jeszcze szersze. W Polsce to jeszcze wygląda całkiem dobrze. Spróbuj jednak wymienić walutę w kantorze w Izraelu. Zapłacisz trzykrotnie większy spread, a na dodatek doliczą ci prowizję. A Revolut ma spread zbliżony do międzybankowego, czyli naprawdę maleńki.
Druga rzecz, którą mnie ta karta ujęła: mogę błyskawicznie przerzucać pieniądze między kontem polskim a brytyjskim. Oczywiście są jakieś limity, ale ustawione tak, by uprzykrzyć życie milionerom chcącym wyprać lewą kasę, a nie zwykłym zjadaczom chleba.
Trzecia rzecz to fakt, że Revolut jest prepaidem. To może się wydać dziwne, że jedna i ta sama cecha może być zarówno wadą jak i zaletą, ale tak w życiu bywa. Jeśli wybieramy się na wycieczkę po mieście, powiedzmy Nairobi, albo Rio de Janeiro, czy po Neapolu i mamy obawy, czy brać ze sobą karty w portfelu, bo w przypadku obrobienia nas, czy wręcz rozboju, złoczyńca może nam wyczyścić konto. A tu możemy przelać na Revolut tylko tyle pieniędzy ile potrzebujemy na dany dzień. I koniec. W razie czego, nic więcej nie stracimy.
To oczywiście tylko wierzchołek góry lodowej. Nie korzystałem i raczej nie zamierzam bawić się w handel kryptowalutami (a jest to w Revolut możliwe). Nie włączyłem też funkcji „skarbonki”, by przy każdej płatności jakaś mała kwota odkładała mi się na specjalnym subkoncie. Nie jestem freakiem technologii i nie mam internetowej fobii – takim klientom Revolut oferuje jednorazowe karty wirtualne do płacenia w Internecie. Używam tylko podstawowej karty, a nie ekskluzywnej metalowej karty dla klientów Premium, którą można zgarniać 1% cashback za zakupy. Te dodatkowe funkcje systematycznie pojawiają się co jakiś czas, obudowując różnymi usługami kartę wielowalutową. I jestem pewny, że za moment Revolut znów nas czymś zaskoczy. Zwłaszcza, że konkurencja nie śpi i teraz w pościg za liderem rzuciły się tradycyjne banki. Karty wielowalutowe pewno wkrótce będą standardem.
I to mi się bardzo podoba.