Home PoradnikDieta Dziecko niejadek. To nie tylko Twój problem

Dziecko niejadek. To nie tylko Twój problem

by Magda Pinkwart

Właściciele pewnej restauracji w Pensylwanii na zachodnim wybrzeżu USA, wpadli na pomysł genialny w swojej prostocie. Kiedy w lokalu pojawia się dziecko niejadek – takie jak nasz Chruczek, czeka na niego specjalne menu.

Dziecko niejadek to problem wielu rodziców. Dlatego w restauracji do wyboru są dania, które są najczęstszą odpowiedzią dzieci na pytanie rodziców w restauracji: „co zjesz?”

„Nie wiem” – to hot dog z frytkami
„Wszystko jedno” – nuggetsy z frytkami
„Nie jestem głodny” – grillowany ser z frytkami
„Nie chcę tego” – paluszki rybne z frytkami

My do tego menu powinniśmy dodać jeszcze najczęstszą ostatnio odpowiedź naszego trzylatka.
„Nic”.

Zaczyna się od śniadania. Kiedy rano siadamy z dzieckiem do posiłku przed wyjściem do przedszkola, i – jak zawsze rano – spieszymy się, nasz Chruczek zachowuje się gorzej, niż kapryśna primadonna.

– Co zjesz – pyta Sergiusz krzątając się po kuchni.
– Nic – odpowiada codziennie Chruczek.
– Może płatki?
– Nie.
– Fasolkę?
– Nie.
– Kanapkę?
– Nic.

Sergiusz wznosi oczy do nieba, przygotowuje fasolkę i stawia miseczkę przed Chruczem.
– Chcę płatki – odsuwa ją nasz synek z wściekłością i patrzy na tatę wyczekująco.
Sergiusz, nauczony doświadczeniem, natychmiast szybkim ruchem stawia przed nim płatki.
– Chcę banana!

W podróży, w restauracjach nie jest lepiej.
– Co zjesz kochanie? – pytamy.
– Ice cream.
– To na deser, najpierw obiad.
– Chcę ice cream teraz.
– Nie dostaniesz teraz ice cream, musisz wybrać coś na obiad.
– Lizaka.

I tak jest za każdym razem. Za każdym. W końcu udaje się przemycić trochę rosołu, kotleta albo rybki. Warzywa? Nie ma mowy. Bierze różyczki brokułów do małej łapki i ciska na ziemię, żeby leżąc na talerzu nie psuły mu humoru.

A najgorsze jest to, że wydawało nam się, że z wiekiem to przejdzie. Ale nie przechodzi. Mało tego, nasz synek, kiedy tylko się naje, nie czeka, aż rodzice skończą swój obiad. Wstaje od stołu i zaczyna uciekać, biegać między stolikami, zakradać się do kuchni.

Wynosi z naszego stołu przystawki i roznosi dla gości przy innych stolikach. Albo ucieka na ulicę. Takie zabawy kończyły się już łapaniem dziecka na zapleczu (Gruzja), na ruchliwej ulicy (UK), albo przykładaniem lodu do nabitego na głowie guza (Austria). Nie ma mowy o posiedzeniu we dwójkę i spokojnej konwersacji przy obiedzie. Jest tylko gonitwa za łobuzem. Łaska boska, jeśli w restauracji jest kącik zabaw, wtedy przynajmniej wiadomo, gdzie go szukać.

Ale kiedy patrzę na takie menu, oddycham z ulgą. Uff, nieznośne dziecko niejadek to chyba nie tylko nasz problem…

Related Articles

3 komentarze

Emilia Kowalska 15 października 2016 - 09:27

Ooo wyśledziłaś ich :)))) ?

Reply
Dziecko w drodze 17 października 2016 - 11:15

tak, dzięki za inspirację! 🙂

Reply
Z dziennika emigranta 19 października 2016 - 11:38

[…] Daruję wam szczegóły walki o to, by dziecko coś zjadło na śniadanie. W każdym razie gratuluję sobie, że nie ubrałem go od razu w szkolny mundurek, bo całe ubranie […]

Reply

Leave a Comment