Home Poradnik Gdy czas na sen (a łóżeczko jest za daleko)

Gdy czas na sen (a łóżeczko jest za daleko)

by Sergiusz Pinkwart

Nie trzeba być psychologiem, by zdawać sobie sprawę z tego jak ważne są dla zdrowia i samopoczucia dziecka stałe pory na jedzenie i sen. No dobrze, ale w podróży tak się nie da.

Najlepszy system funkcjonował nam podczas miesięcznej podróży po Francji. Rano intensywnie zwiedzaliśmy, potem jedliśmy szybki lunch i wczesnym popołudniem ruszaliśmy w drogę. Dystans był tak dobrany, by jechać samochodem nie dłużej niż trzy godziny. Chruczek zmęczony porannym bieganiem spał słodko i budził się zdrowo wypoczęty, gdy dojeżdżaliśmy na miejsce. Było jeszcze akurat tyle czasu, by cztery godziny połobuzować i po kolacji ułożyć się na całonocny sen.

Wspaniale. Tyle, że to realne jedynie w przypadku „objazdówki”.

Gdy pojechaliśmy do Włoch, nasz plan dnia wyglądał już zupełnie inaczej. Wstawaliśmy rano, o dziewiątej byliśmy już po śniadaniu i ruszaliśmy zwiedzać. Przejazdy samochodem były krótkie – najwyżej kilkanaście minut, a atrakcji sporo. Co chwilę coś się działo: a to zwiedzanie muzeum, a to obiad, winnica, teatr, wizyta w prywatnym domu (bo zagadaliśmy się z kimś na ulicy i zaprosił nas na kawę).

Już pierwszego dnia – gdy zwiedzaliśmy Wenecję, Chruczek o „swojej” porze – około trzynastej, po prostu położył się na wyłożonej kamiennymi płytami ulicy i zasnął. W niewiarygodnym tłoku i harmidrze. Miał dość. Nie narzekał, nie płakał, nie marudził. Po prostu położył się i zasnął. Wziąłem go na ręce i weszliśmy do najbliższej kawiarni. Położyłem dwulatka na połączonych krzesłach, a my uznaliśmy, że najwyższy czas i dla nas na chwilę odpoczynku.

Myślałem, że to był pojedynczy incydent, ale ta procedura powtarzała się od tamtej pory codziennie. Czasem po południu, a bywało, że wieczorem, gdy lądowaliśmy w jakiejś knajpce na późnej, włoskiej kolacji. Chruczek zjadał przystawki, pierwsze danie, a potem kładł się na podłodze i zasypiał.

Mały turysta ma już dość zwiedzania.

Mały turysta ma już dość zwiedzania.

Nie czuliśmy się z tym komfortowo. Zwłaszcza Magdę gniotło poczucie winy. Może powinniśmy odpuścić? Dostosować rytm zwiedzania do dziecka? Ale to by oznaczało, że zamiast kolejnych atrakcji będziemy mieli trzy godziny bezczynności w ciągu dnia, a wieczorami zamiast na kolacji z przyjaciółmi, będziemy siedzieć w hotelu. Nie po to jechaliśmy dwa tysiące kilometrów. Dlatego, choć dźwięczały nam w głowach słowa dezaprobaty Babci Chrucza, która wielokrotnie dawała nam do zrozumienia, że zachowujemy się wobec dziecka nieodpowiednio, to nie zwolniliśmy tempa.

To nie bunt dwulatka, który nie chce założyć czapeczki, tylko zmęczenie.

To nie bunt dwulatka, który nie chce założyć czapeczki, tylko zmęczenie.

A Chruczek znalazł swój sposób na nasze „szaleństwa”. Po prostu zasypiał i dawał się „na śpiąco” przenosić na złączone krzesła, do samochodu, a w końcu do hotelowego łóżeczka.
Swoją porcję snu odbierał na własnych warunkach.

I wszyscy byli zadowoleni. Choć nie raz łowiliśmy pełne współczucia spojrzenia starszych pań. Pewno, tak jak Babcia Chrucza, uważały, że co prawda syna mamy wspaniałego, ale my to jednak jesteśmy złymi rodzicami.

Synek zasnął na prowizorycznym posłaniu, a włoski wieczór toczy się dalej.

Synek zasnął na prowizorycznym posłaniu, a włoski wieczór toczy się dalej.

Related Articles

30 komentarzy

Katarzyna Prasowska-Kania 19 października 2015 - 08:31

Kurczę …niewiem … Od dwóch lat nie byliśmy w górach..

Reply
Daria Cieślik 19 października 2015 - 08:49

i wszyscy zadowoleni 🙂 super 🙂

Reply
Maria Kosakowska 19 października 2015 - 08:50

Ha super! Moja mama jak miałam 3,5 roku zabrała mnie na pieszą pielgrzymkę (ku wściekłości babci). O 5 rano przekładala mnie ze śpiworem do wózka, jak się wyspałam to się budziłam, pielgrzymki w moich wspomnieniach to cudowny czas, w ogóle nie pamiętam niedogodności. Przecież dla malucha to żaden problem spać na krześle, karimacie, jeść konserwy i myć się w misce, czy w dogodnym momencie usunąć na podłodze 🙂 lubię to!

Reply
Monika Śpiewak-Olech 19 października 2015 - 12:43

Moja córka, gdy pierwszy raz pielgrzymowała, też miała 3,5 ale… Miesiąca…
Też uwielbia pielgrzymowanie! Z synkiem trochę gorzej, z jego powodu na 2 lata zawiesiliśmy „proceder” (moja mama ma mnie za dzieciobójczynię… :-P), ale mamy zamiar wrócić na szlak w przyszłym roku. Córka już się cieszy 😉

Reply
Marta Rzewuska 19 października 2015 - 09:00

Moja mama mnie tak wychowywała, a teraz ja tak samo robię z moją córką… Mamy podobne zdjęcia, tak trzymajcie 😉

Reply
Katarzyna Terlikowska Hajdacka 19 października 2015 - 09:06

U nas tez ? rok temu średni córka zasnęła na campingu z reklamówkami na nogach i miśkiem w ręku. Sen zmorzył ja po zwiedzaniu wielkiego kanionu ? ale generalnie moje maja talent do zasypiania w rożnych dziwnych miejscach. Jak są śpiące to po prostu śpią ? idealne dzieci do podróżowania ?

Reply
Magdalena Misiejuk 19 października 2015 - 09:15

A nosidło? Nie myśleliście o jakimś?

Reply
Dziecko w drodze 19 października 2015 - 09:22

Chrucz waży ponad 17 kg…

Reply
Magdalena Misiejuk 19 października 2015 - 09:24

Toddlery są do 22kg. My 5 i 4 latkę nosimy czasem jak daleka trasa 😉

Reply
Magdalena Misiejuk 19 października 2015 - 09:24

Mogę pożyczyć byście wypróbowali 😉

Reply
Dziecko w drodze 19 października 2015 - 12:40

Uginaliśmy się już pod 12-kg Chruczem. Chyba jednak mały musi przebierać nogami…

Reply
Urszula Sawicka-Wers 19 października 2015 - 14:25

A chusta? Nie do motania a do tworzenia hamaka? Właśnie między tymi złożonymi krzesłami? 🙂

Reply
Dziecko w drodze 19 października 2015 - 15:11

No to jest jakaś myśl!

Reply
Urszula Sawicka-Wers 19 października 2015 - 15:19

Z autopsji;-)

Reply
Magdalena Cichońska 20 października 2015 - 12:17

uginaliście się pod 12 kg? to chyba nie mieliście dobrego nosidła 😉 w takim czujesz jakbyś nosił plecak. chusta do noszenia właśnie u nas nosi 20kg 6latka, ale jako hamak też się sprawdzi (y)

Reply
Gosława Kossowska 19 października 2015 - 09:45

jak się chce – to się da ! Tylko przestawić się z myślenia, że dziecko ogranicza… (i że jak nie zje kolacji punkt o 19, czy nie wykąpie się jednego wieczora to będzie tragedia)

Reply
Anna Maria Rutkowska 19 października 2015 - 09:51

pamietam ze jako dziecko tez tak spalam z kuzynkami gdziekolwek na wyjazdach/imprezach rodzinnych 😉 calkiem norma 😉

Reply
Marzena Mitros 19 października 2015 - 10:07

A ja współczuję temu biednemu dziecku… Bo jaki to wypoczynek.. Na chodniku? Lub na złożonych krzesłach? Może sami się tak prześpijcie??? Podróże podróżami, przyjemności przyjemnościami, ale chyba lepiej jak dziecko odeśpi swoje w łóżku… Takie zwiedzanie na siłę, wydaje mi się zatem trochę lekkomyślne i egoistyczne. „Niech dzieciak śpi na krześle, przecież musimy się napić z przyjaciółmi”. Nela też z nami wszędzie jeździ, ale mimo to dbam o komfort i dobre samopoczucie mojego dziecka. Bo tylko wypoczęta będzie chętniej zwiedzała i oglądała z nami widoczki lub zabytki. Ale rozumiem: jest blog, więc MUSI być dziecko w podróży….

Reply
Dziecko w drodze 19 października 2015 - 12:50

Bardzo dziękujemy za ten komentarz, by myślę, że miałaś odwagę powiedzieć coś, o czym wiele osób pomyślało. Tak, nam też zdarzało się spać na złożonych krzesłach, ławkach w poczekalniach. Tak, podróżowanie jest naszą namiętnością i mając do wyboru siedzenie w domu z dzieckiem, albo podróżowanie z dzieckiem – „egoistycznie i lekkomyślnie” wybieramy to drugie. I w końcu – nie, nie robimy tego dlatego, żeby pisać bloga. Podróżowaliśmy i przedtem, podróżowalibyśmy również, gdybyśmy bloga nie mieli. Navigare necesse est…
I mamy tylko nadzieję, że nasz Chruczek jest równie (a może i bardziej) szczęśliwy, gdy zasypia w Wenecji na dwóch kawiarnianych krzesłach, niż gdyby w tym czasie wygodnie leżakował w żłobku.

Reply
Manena Warhol 19 października 2015 - 13:13

Moja corka ma 1 rok i 9m, w ciagu swojego zycia odbyla ponad 30 podrozy samolotem, niezliczona liczbe podrozy samochodem i pociagiem, zaliczyla nawet statek, tym samym zasypiala w przeroznych, czasami przedziwnych miejscach – podloga jest standarem. Wcale nie uwazam, ze jestesmy zlymi rodzicami. Prosze mi uwierzyć, ze rowniez dbam o komfort i dobre samopoczucie mojego dziecka, szczegolnie w podrozy, ale nie oznacza to, ze zawsze musi zasypiac w swoim lozeczku! Btw sama bylam zabierana przez rodzicow zawsze i wszedzie, do tej pory wspominaja jak to potrafilysmy z siostra zasypiac pod stolikiem, na ktorym oni grali ze znajomymi w karty do poznej nocy, a my to wspominamy z sentymentem, musze nadmienic, ze nie cierpie przez to na przewlekle zle samopoczucie! A slow „lekkomyslne i egoistyczne” staralabym sie wystrzegac, szczegolnie nie majac pojecia o dalekich podrozach z dzieckiem bo podrozy nad Polskie morze czy do Ciechanowa do takowych nie zaliczam.

Reply
Basia Urbanowicz 19 października 2015 - 17:49

Od dawna czytam Państwa bloga, bardzo mi się podobało to, że synek jest częścią Państwa spełniania marzeń, wspólnie z mężem także wszędzie zabieramy naszego prawie 3-latka. Ten tekst jest inny, napisany przez człowieka, który jest wręcz dumny z tego, że jego syn sypia na podłodze. Martwi mnie bardzo Pana podejście do tak malutkiego dziecka, Pana brak czucia własnego synka sercem. Nie szukają Państwo rozwiązań żeby on był jak najszczęśliwszy, my także podróżujemy z małym dzieckiem, zawsze i wszędzie jest z nami wózek terenowy, duży i wygodny. Państwa malec czuje że jest elementem drugorzędnym, Pana słowa „nie po to jechałem ileśtam kilometrów” są po prostu okropne. Najważniejsze to spędzać czas z dzieckiem i dla niego, czasem i 3 godziny siedzieć przy nim i przytulić żonę w tym czasie:-) Dziecko zawsze czuje kiedy jest mniej ważne, a w tym wieku o czym Państwo dobrze wiedzą, buduje się jego pewność siebie i wiara w swoje możliwości, proszę tego nie zepsuć, te chwile już nie wrócą.

Reply
Dziecko w drodze 20 października 2015 - 06:16

Pani Basiu, poruszyła Pani jedną ważną rzecz – wózek terenowy. To oczywiście najlepsze mobilne łóżeczko jakie można sobie wyobrazić. Nasz – niestety rozsypał się właśnie w Wenecji i resztę drogi musieliśmy odbyć bez niego – stąd to spanie na krzesłach i zasypianie na podłodze (zasypianie – a nie spanie). Pozdrawiamy!

Reply
Paweł Jabłecki 20 października 2015 - 08:54

Myślę że dużo tu zależy od predyspozycji dziecka do życia w nietypowych warunkach. Jeżeli dziecku taki styl życia się podoba , to nie ma co się niepotrzebnie martwić , szczególnie nie ma sensu się martwić o nie swoje dziecko. Pola mając dwa miesiące spała w namiocie , mając pół roku spała na kocyku na schodach przed wejściem do katedry , ćwiczyła również w tym wieku spanie na drewnianej podłodze w schronisku , na płask w nosidle , na dwóch ustawionych naprzeciw siebie krzesłach i w wielu innych nietypowych miejscach. Dała radę. Dziś ma 6 lat , ponad 60 zwiedzonych krajów , pełno znajomych naokoło i nie była ani razu chora.

Reply
Natalia Mińska 20 października 2015 - 12:14

Kochani! NORMA! przynajmniej dla nas, jesteście kreatywni i wychodzicie na potrzeby dziecka. Wspaniale 🙂

Reply
Anna Jankowska 20 października 2015 - 14:19

Wasze dziecko i wasz wybór! Nie umrze od tego na pewno! Nie stanie się też złym człowiekiem. Dla mnie jednak to za dużo. .. Nie dałabym rady patrzeć na mojego syna śpiącego na podłodze albo gdziekolwiek. .. trzy godziny przerwy w zwiedzaniu to jednak chyba nie koniec świata. …

Reply
Dziecko w drodze 20 października 2015 - 14:53

Rozumiemy. Dla nas to też był problem. Szybko go z tej podłogi zbieraliśmy i kombinowaliśmy prowizoryczne posłanie. Ale faktem jest, że mały po prostu kładł się na podłogę i zasypiał.

Reply
Maria Alejandra 20 października 2015 - 20:37

A dlaczego niby babcie nie mają czytać, bo pewnie martwią się bardzie o własne wnuki niz martwiły się o dzieci, moja wnusia pada gdzie popadnie jak mama nie zauważy że już chce spać, a mój już w tej chwili 8 letni syn prawie zawsze zasypiał nam w knajpie przy stole, a że mieszkamy w kraju gdzie dzieci w knajpach to normalność więc nikogo to nie dziwiło i cóż trzeba było potem targać do samochodu i do domu.

Reply
Lena Lena 21 października 2015 - 21:08

Babcie maja nie czytać, bo by padły z wrażenia i przewrażliwienia ale trochę przyznam im racji. Dla mnie to tez trochę za duzo, chyba serce by mi pękło przez taki wybór i wiedziałabym ze to cześciowo moja wina bo to ja mecze dziecko, narzucam mu (za)aktywny tryb dnia, którego po prostu nie wyrabia. Mysle, ze to trochę za duża przygoda na takie dziecko, ze trzeba ten dzien trochę pod nie dostosować. Nie jestem nadwrażliwa ani nadopiekuńczą mama, ale ta podłoga mnie złamała…

Reply
Lena Lena 21 października 2015 - 21:15

I tak w ogóle czemu Chruczek? Jak to dziecko ma na imię ?

Reply
Dziecko w drodze 22 października 2015 - 17:23

Rzeczywiście dawno już tego nie wyjaśnialiśmy. Ale historię Drakulcia/Chruczka czyli Wilhelma najrzetelniej opisaliśmy tutaj https://keepcalmandtravel.pl/27-tysiecy-kilometrow-12-miesiecy/

Reply

Leave a Comment