Home Poradnik Pierwsza podróż z dzieckiem – blokada jest w naszej głowie

Pierwsza podróż z dzieckiem – blokada jest w naszej głowie

by Magda Pinkwart

Pierwsza podróż z dzieckiem to zawsze wyzwanie. Kiedy jest na to najlepszy moment? To zależy od rodziców.

Pierwsza podróż z dzieckiem zaczyna się, kiedy wracamy z noworodkiem ze szpitala do domu. Samolotem według przepisów może latać nawet 8-dniowy maluch. Tak naprawdę więc największa bariera przed wyruszeniem w drogę z takim maleństwem jest w głowie rodziców. Przecież najbezpieczniej jest we własnym pokoiku, wśród znanych sprzętów i wszystkich niezbędnych akcesoriów. A podróż w nieznane to wielka niewiadoma. Dlatego każdy powinien zgodnie ze swoim instynktem, poczuciem bezpieczeństwa i komfortu decydować, kiedy powinna ona nastąpić. My byliśmy gotowi, gdy nasz syn skończył cztery tygodnie. Akurat musieliśmy pojechać w jeden dzień z Warszawy do Krakowa i z powrotem. Ale im bardziej moment wyjazdu się zbliżał, tym więcej mieliśmy obaw i wątpliwości.

Czy niemowlę może osiem godzin w ciągu dnia spędzić w foteliku samochodowym? Jasne, że nie powinno – piszą o tym wszystkie poradniki, ale czy nic mu się nie stanie, jeśli jednak…? A co z klimatyzacją? Oczywiście każdy wie, że to zło, ale jak na dworze temperatura przekracza trzydzieści stopni, samochód rozgrzewa się jak piekarnik i jeśli nie włączymy klimy, to trzeba będzie szeroko otworzyć okna. Przeciągi są dla dziecka chyba gorsze… No i co z wózkiem? Raz przewoziliśmy nasz ogromny wózek, idealny do spacerów po górach ale zdecydowanie nie stworzony do przewożenia w bagażniku samochodu osobowego. Pomimo zdemontowania kółek stelaż zajął dokładnie cały bagażnik, umieszczenie go tam, zajęło Sergiuszowi pół godziny. Jechać bez wózka? A jak chodzić z dzieckiem po Krakowie? Nosić je w foteliku? Odechciewa się spacerów. Trzymać na rękach? – Bez sensu…

W „godzinę zero” z samego rana pogoda była piękna a niebo bezchmurne. Włożyliśmy synka do fotelika, włączyliśmy klimatyzację (tylko delikatnie, z nawiewem skierowanym na nasze nogi), do bagażnika wrzuciliśmy chustę-nosidełko, pożyczoną od przyjaciółki. I ruszyliśmy w drogę. Gdy auto jest w ruchu nasz synek przymyka powieki i zapada w drzemkę. Gdy zatrzymujemy się na światłach, albo – co gorsza – wpadamy w korek, dziecko czujnie otwiera oczy i głośno wyraża swoje niezadowolenie. Energicznymi kopnięciami zrzuca kocyk, którym przykryliśmy mu nóżki, wypluwa smoczek i zaczyna płakać. Magda rozpina pasy i sięga do fotelika, żeby poprawić przykrycie (klimatyzacja!). Samochód wściekle piszczy – nie toleruje rozpinania pasów w czasie jazdy. Dziecko się drze…

Na szczęście po wyjechaniu z Warszawy jazda robi się płynna. Dziecko ukontentowane miarowym mruczeniem silnika i lekkim kołysaniem, zasypia. Ściszamy radio, żeby mu nic nie zakłócało snu. Ale w tym momencie kierowcy na CB zaczynają głośno przeklinać. Wyłączamy radio, ryzykując, że nikt nie ostrzeże nas, że „misiaki suszą na 387 kilometrze”.

Mijają niemal co do minuty trzy godziny od ostatniego karmienia. Synek najpierw otwiera oczy, a potem buzię i głośno informuje, że jest głodny. Zatrzymujemy się na najbliższej stacji pod zamkiem w Chęcinach i na ławeczce karmimy naszego małego krzykacza. Toaleta na stacji wygląda tak, że ostatnią rzeczą o jakiej myślisz, jest to, żeby wejść tam z dzieckiem. Nawet nie pytamy o przewijak, tylko zabieramy się do zmiany pieluszki na tylnym siedzeniu samochodu i jedziemy dalej. Kraków jest coraz bliżej.

Po jedzeniu mały zasypia błyskawicznie i nie budzi się nawet wtedy, gdy przy Bramie Floriańskiej pakujemy go w chustę. Obawialiśmy się, że za pierwszym razem będą z tym kłopoty, ale na szczęście wygląda na to, że zrobienie z kilkumetrowego szala nosidełka dla niemowlaka nawet debiutantom nie sprawia trudności. Wili, wtulony w pierś taty śpi słodko i w takiej pozycji nie jest wcale ciężki do noszenia. Można spokojnie maszerować, niemal zapominając o tym, że nosi się dziecko. Musimy jednak wyglądać dość egzotycznie, bo hotelowi i restauracyjni „naganiacze” zagadują do nas po angielsku. Idziemy do bazyliki Mariackiej, żeby pomodlić się o zdrowie rodziny i zapalić świeczkę przed gotyckim ołtarzem. A potem maszerujemy na Plac Szczepański i siadamy w kawiarni przy Muzeum Narodowym, przyglądając się dzieciakom pluskającym się w pobliskiej fontannie. Kraków w leniwe, letnie popołudnie, ma w sobie jakiś śródziemnomorski czar…

podróż z dzieckiem blog
Mały podróżnik w Bazylice Mariackiej.

Zachwyty przerywa nam synek. Sprawdzamy zegarki. Jeszcze za wcześnie na karmienie, czyżby więc… No tak, niestety… Musimy natychmiast znaleźć jakieś zaciszne miejsce do zmiany pieluszki. – Przewijak? – Młoda kelnerka wzrusza ramionami. – Nie, nie mamy czegoś takiego. No to chociaż toaleta? Wili drze się, jakby był obdzierany ze skóry. Goście znad talerzy patrzą na nas z irytacją. Doskonale ich rozumiemy, też się denerwujemy. Na szczęście obok toalet jest wielki pokój „matki z dzieckiem”, a tam czysta łazienka i przewijak. Można mieć jedynie pretensje o „seksistowską” nazwę przybytku. Bo co? Tata nie może przewinąć tu swojego syna?

Po załatwieniu spraw w Krakowie wracamy. Za Miechowem synek otwiera oczy i płacze. No tak. Jeść! A tu jak na złość nie ma żadnej stacji benzynowej. Zjeżdżamy na parking przed „Zameczkiem” – charakterystycznym pensjonatem o architekturze twierdzy, który zawsze mijaliśmy i nigdy nie wpadliśmy na pomysł, żeby się tu zatrzymać. Ciekawe ile jeszcze takich miejsc zupełnie przypadkiem poznamy dzięki dziecku… W restauracji była wyłącznie męska obsługa. Więc gdy poprosiliśmy o przegotowaną wodę, dostaliśmy 150 ml… wrzątku. Zaaferowani kelnerzy szybko jednak przynieśli cooler wypełniony lodem, w którym schłodziliśmy buteleczkę.

Gdy jedziemy dalej krajową „siódemką”, słońce pięknie zachodzi nad Górami Świętokrzyskimi, synek najedzony i przewinięty śpi jak aniołek, a my dochodzimy do wniosku, że podróż z dzieckiem jednak nie jest taka zła…

Znajdź lepsze auto i pozbądź się starego. Skontaktuj się z nami: kupimyauto.com

Related Articles

1 comment

W podróży przez życie 1 stycznia 2014 - 18:46

My z M. wyruszyliśmy na dłuższy wyjazd, jak miała 2,5 miesiąca. Wcześniej – na dłuższe spacery po okolicy 🙂

Reply

Leave a Comment