Home Podróże po świecieEuropaAustria Szusowanie w Nassfeld. To co najlepsze na nartach w Karyntii

Szusowanie w Nassfeld. To co najlepsze na nartach w Karyntii

by Sergiusz Pinkwart

No dobrze. Przyznamy się. Jeszcze przed wyjazdem Nassfeld to był nasz pierwszy wybór, jeśli chodzi o ośrodki narciarskie w Karyntii. Skusiła nas aura rodzinnego resortu, w którym słońce świeci sto godzin dłużej, niż gdzie indziej w austriackich Alpach. A jak tam jest naprawdę?

Ile nam zajmie czasu dojazd? Ile to będzie kosztować? Czy warto w ogóle jechać do Nassfeld? – dopytuje się Magda. Ma prawo mieć wątpliwości, bo mieszkamy w Villach i od paru ładnych dni jeździmy na nartach w fantastycznym resorcie Gerlitzen, oddalonym zaledwie 10 minut jazdy ski-trainem od centrum miasta.

Igloo i domek-grzybek przy dolnej stacji kolejki w Tröpolach. nasza czteroletnia córka nie chciała się stąd nigdzie ruszać.

A ja uparłem się na Nassfeld i cierpliwie rozwiewam wątpliwości: dojedziemy na stok w półtorej godziny, pociąg jedzie przez dolinę z pięknymi widokami, a będzie nas to kosztować okrągłe zero euro, bo mamy karnet narciarski na całą Karyntię i transport gratis. A warto tam pojechać, bo dzieciaki wypożyczają sprzęt za darmo, a ośrodek szczyci się świetnymi trasami „rodzinnymi”.

W całych Alpach zawsze zwracamy uwagę na skitourowców. To narciarska elita. Kiedyś, gdy dzieci podrosną, na pewno spróbujemy do nich dołączyć.

W materiałach promocyjnych wyczytałem, że Nassfeld jest idealny dla „action-loving kids to the relaxation-seeking parents”. Czyli coś właśnie dla nas! Poza tym wracając możemy wstąpić do słynnych term, które działają tu od czasów, gdy Villach było jeszcze po prostu obszerną „willą” bogatej, rzymskiej rodziny. 
No i namówiłem.

Na stok narciarski tylko pociągiem!
W Austrii polubiliśmy jazdę pociągiem na stok narciarski. Train-bus jest o niebo wygodniejszy niż ski-bus.

Następnego dnia rano wskakujemy do pociągu i dojeżdżamy do stacji Hermagor. Tu przesiadamy się do skibusa, który jest skorelowany z pociągiem. Czyli nie musimy ani czekać, ani martwić się, że autobus odjedzie bez nas – po prostu wszystko jest dobrze ogarnięte.

Dolna stacja kolejki gondolowej Millennium Express, która dowozi narciarzy do stacji narciarskiej.

Pociąg był – jak zwykle – komfortowy i niemal pusty. W autobusie już tak fajnie nie jest – no bo jednak poranny kurs zbiera narciarzy z całej doliny. Ale w kilkanaście minut docieramy do dolnej stacji kolejki linowej Millennium Express w Tröpolach. Trochę przeraża nas tłok na piętnaście minut stania w „kolejce do kolejki”. Na szczęście dla rodziców z dziećmi jest z boku osobne wejście, więc nie trzeba czekać (wejście rodzinne jest z lewej strony dolnej stacji).

Gondolki mkną pod niebem. Ośrodek narciarski Nassfeld ma 30 wyciągów narciarskich. Jest w czym wybierać.

Gondolki pędzą w górę, jak rakiety. Trzeba tylko zorientować się, gdzie wysiąść, bo są dwie „pośrednie” stacje. A my wypożyczamy sprzęt narciarski na Tressdorfer Alm Stazion. Przy stacji jest wypożyczalnia, toalety i – oczywiście – restauracja. A obok szkółka narciarska i mały stok treningowy z żółwikiem. To coś dla naszych dzieci. Dopóki nie nauczą się dobrze jeździć, musimy się rozdzielać, choć tego bardzo nie lubimy. Ale co robić… Gdy jedno z nas ćwiczy z dziećmi „pizzę” i „frytki” (tym razem chodzi o ułożenie nart na śniegu podczas jazdy, a nie smakołyki międzynarodowej kuchni), drugie może trochę poszaleć.

Całkiem spory „żółwik”, czyli wyciąg narciarski dla początkujących. Tutaj ćwiczyliśmy z dziećmi.

A jest gdzie! Nassfeld to jeden z największych resortów narciarskich w regionie. Ma 110 kilometrów tras narciarskich i 30 wyciągów. Można się zgubić? Nie, nie można. Oznaczenia są doskonałe. Wystarczy sprawdzić na jednej z tablic, przy górnej stacji wyciągu, jaką trasą chcemy zjechać i zapamiętać numer. A potem wszystko jest oznakowane jak na porządnej, austriackiej autostradzie.

Około południa trasy narciarskie stają się nieco mniej zatłoczone, a zapełniają się restauracje.

Największe niebezpieczeństwo to aż 25 alpejskich hütte – czarujących i klimatycznych gospód przycupniętych przy trasach zjazdowych. Dla kogoś, kto tak jak ja, od przyjemności szusowania po świetnie ubitym śniegu, bardziej ceni sobie jedynie przyjemność pałaszowania parującego półmiska käsespatzli, ta pokusa jest trudna do odparcia.

Chwila odpoczynku przed obiadem. Nie ma to jak relaks na stoku narciarskim…

Niestety, dzieci dość szybko odkrywają, że tuż obok jest włoska granica. A jak Włochy to – wiadomo – pizza. No i nagle wszyscy umierają z głodu, choć jest dopiero południe. 

Zamawiamy pizzę margheritę dla dzieci – oczywiście. Bo narty z pizzą to dla nich połączenie zupełnie naturalne.

Napisałem „wszyscy”? Oczywiście skłamałem. Przepraszam, kochanie…
Magda zostawia mnie z dziećmi w sympatycznej hütte na Kofelplatz Madritsche. Zamawiamy dużą margheritę i sadowimy się przy panoramicznym oknie z widokiem na górujące nad nami, ponad trzystumetrowe ściany Monte Cavallo (2240 m n.p.m.). A Magda rusza eksplorować czerwone trasy na austriacko-włoskiej granicy. Wróci półtorej godziny później, niepocieszona. Bo nie da się pośmigać na dosłownie WSZYSTKICH okolicznych trasach. Trzeba taką przyjemność rozłożyć sobie na kilka dni.
A my mamy już zarezerwowane bilety do term, na siedemnastą, więc musimy się pospieszyć.

Zbliża się już zachód słońca. Trzeba zjechać bezpiecznie świetnie przygotowaną „rodzinną” trasą.

Kärnten Therme Warmbad–Villach to pełna nazwa kompleksu basenów i SPA, który rozciąga się dosłownie dwie minuty od stacji kolejowej Warmbad-Villach, żeby nie było żadnych niedomówień – przy Warmbader Straẞe. Woda jest przyjemnie, rozleniwiająco ciepła. Dla mnie najprzyjemniejsze miejsce, to basen zewnętrzny. Zapada już zmrok i zaczyna padać drobny śnieg. Nie ma nic piękniejszego, niż podziwianie cicho wirujących płatków śniegu, gdy siedzimy po czubek nosa w ciepłej wodzie.

Kompleks basenowy w Villach. Prawdziwy park wodny z wodą termalną.

Dzieci mają jednak inne priorytety. Starsze, chce raz za razem rzucać się w otchłań z wysokich zjeżdżalni. Młodsze – to samo, ale z mniejszej wodnej ślizgawki. Na jedno trzeba od czasu do czasu spoglądać i sprawdzać, czy żyje. Drugie, trzeba z refleksem łapać, żeby się nie zakrztusiło wodą i nie utopiło.

Magda uznaje, że wszystko jest pod kontrolą i na dwie godziny znika w strefie SPA. Będzie tam rozkoszować się BEZ DZIECI sauną fińską i hammamem. Przespaceruje się boso po śniegu i zanurzy w baseniku z lodowatą wodą. A potem znów pójdzie do sauny. Położy się na leżaku, słuchając relaksacyjnej muzyki. Potem znów sauna…

To niesamowite, że radość z kąpieli w gorących źródłach czerpali tu dwa tysiące lat temu rzymscy legioniści.

A ja będę łapał czterolatkę, która z trzymetrowej zjeżdżalni sunie na brzuchu głową w dół i piszczy z uciechy. A równocześnie będę nasłuchiwał, jak dziewięciolatek krzyczy do mnie z drugiej strony wielkiej hali: „Tato! Widziałeś jak mnie wyrzuciło? WIDZIAŁEŚ?! TAATOOOO!”.
Dzieci wróciły do hotelu zachwycone. My też. Nassfeld to faktycznie genialny ośrodek na rodzinne narty.

INFO PRAKTYCZNE:

Dojazd z Villach „karynckiego Zakopanego” darmowym dla posiadaczy karnetów ski-train do Hermagor (linia S5), pociągi odjeżdżają co godzinę. Z Villach do Hermagor jest godzina drogi. Przy stacji końcowej jest przystanek darmowego ski-busa w kierunku Millennium Express, busy są skorelowane z pociągami.

Wyciągi i trasy w Nassfeld-Hermagor:

110 kilometrów tras : 30 km łatwych, 69 km średnich i 11 km trudnych

30 wyciągów: 5 gondolek, 8 krzesełek i 17 orczyków.

Jest szkółka narciarska (przy dolnej i środkowej stacji) oraz wyciągi dla początkujących.

Mapa tras:

Zjeżdżamy w słoneczny dzień w ośrodku narciarskim Nassfeld.
W chmurach masyw Monte Cavallo, już na granicy włoskiej.
W przerwie nart idziemy na spacer pieszą ścieżką do punktu widokowego.

Related Articles

Leave a Comment