Symbolem Paryża jest Wieża Eiffela, Warszawę można rozpoznać jednym rzutem oka, jeśli w kadrze mamy Pałac Kultury. Bruksela ma Atomium – budowlę, która stała się symbolem europejskiej stolicy. Wchodzimy do środka!
Linią metra numer sześć jedziemy do stacji Heysel. Nieopodal słynnego stadionu piłkarskiego zadzieramy głowy i – jeśli świeci słońce – osłaniamy oczy przed silnym blaskiem. Gładka, stalowa powierzchnia Atomium – dziewięciu ogromnych połączonych ze sobą kul wznosi się na 102 metry i jest to zdecydowanie jeden z najbardziej niezwykłych budynków na świecie.
Gdy w 1958 roku otwarto w Brukseli wystawę światową Brussels World Expo, w parku na Heysel wybudowano kolejkę linową, by można było podziwiać postawioną specjalnie na Expo aluminiową konstrukcję. Aluminiową – bo lekka budowla miała pięknie się prezentować przez góra pół roku. A atom – to sprawa oczywista. Lata ’50 to epoka energii jądrowej. Wielkie mocarstwa intensywnie pracowały nad morderczymi bombami atomowymi, a cywilni inżynierowie zachwycali się możliwościami pierwszych siłowni nuklearnych. Strach i fascynacja tą technologią były powszechne. To zdecydowanie był czas wiary w naukę. Architektów też zauroczyło piękno odkrywanego nowego świata. Powiększony 165 milionów razy kryształ żelaza złożony z dziewięciu atomów, stał się wzorem dla André Waterkeyna i Jeana Polaka, którzy zaprojektowali pawilon wystawienniczy, nazwany Atomium.
Ogromna popularność architektonicznej ciekawostki sprawiła, że bardzo szybko Atomium stało się symbolem Brukseli i już nie było mowy o tym, by „tymczasowy” pawilon zniknął z mapy miasta. Po czterdziestu latach zamieniono jedynie aluminiową konstrukcję na stalową i Atomium odzyskało dawny blask. Dziś to solidny budynek, który jest domem ciekawego muzeum ze stałymi i czasowymi wystawami, oszklony taras widokowy z widokiem na całe miasto i okolicę, restauracja, sala na przyjęcia i… sypialnia.
Kupujemy bilety (16€ dorośli, 8,5€ młodzież do siedemnastego roku życia, dzieci do 115 cm wzrostu za darmo – bilety możecie zarezerwować TUTAJ) i wchodzimy!
U podstawy najniższej kuli jest – jak niemal wszędzie w Belgii – przypomnienie, że jesteśmy w Kraju Komiksów. Rysunkowi bohaterowie są tu wszechobecni. Szukamy naszego ulubionego Thorgala, ale tym razem musimy się zadowolić Smurfami.
Trzy z dziewięciu kul kryją w sobie niedostępne dla zwiedzających pomieszczenia techniczne, maszynownie, wentylatornie itp. Jedna – to wynajmowana na bankiety sala imprezowa (w końcu utrzymanie Atomium kosztuje, a dobrze, by budynek na siebie zarabiał). Do zwiedzania pozostaje nam więc pięć kul. Pomiędzy nimi poruszamy się superszybką windą lub ruchomymi schodami (niegdyś najdłuższymi tego typu schodami na świecie).
Zaczynamy od najwyższej sfery, czyli jedziemy windą na górę, by spojrzeć z wysokości stu metrów na Brukselę. Podobno przy dobrej pogodzie widać stąd nawet wieże kościołów w Antwerpii. Jeszcze wyżej od osłoniętego tarasu widokowego, jest restauracja. Ale może, gdybyśmy byli wyłącznie sami, to mielibyśmy szansę spokojnie usiąść przy stoliku, napić się kieliszek wina i zjeść jakąś sałatkę. Przy dwójce dzieci 6+1, już wiemy jakby to wyglądało, więc nawet nie próbujemy. Zwłaszcza, że dzieciaki są całkiem zainteresowane ciekawie zaaranżowanym wnętrzem.
Nie wiem jak Magda, ale ja mam nieustannie w pamięci, że Atomium jest jedynie trzy lata młodsze od warszawskiego Pałacu Kultury. I coś z ducha lat pięćdziesiątych wciąż unosi się tu w powietrzu. Przemierzając ciasne korytarze i myślę o książkach Stanisława Lema. Zapewne turyści w latach ’50 i ’60 mogli się tu czuć jak w jakiejś międzynarodowej stacji kosmicznej. Chodzimy wokół rozstawionych pamiątek po pamiętnym EXPO ’58. W kolejnych dwóch kulach jest interaktywna wystawa Pietera Breugela Starszego. Można – tak jak nasz Wili – usiąść przy stole z jego obrazu „Chłopskie Wesele” i wniknąć w cykl obrazów „Pory roku”. Wystawa będzie czynna do września 2020.
Zjeżdżamy w dół długimi schodami ruchomymi. Pod koniec lat ’50 to musiał być hit każdej szkolnej wycieczki. Od razu przychodzą mi na myśl schody, którymi można wjechać z Trasy WZ na Plac Zamkowy. Pamiętam, jak przyjechałem z Zakopanego do Warszawy na wycieczkę, chyba byłem w wieku naszego Wila. Przemierzyłem te ruchome schody kilkanaście razy, w górę i w dół. Aż mi zwróciła uwagę pani, siedząca na stołeczku i pilnująca porządku.
Dziś ruchome schody to już nie aż takie dziwy, jak kiedyś. Ale w ostatniej kuli, którą zwiedzamy, zaciekawia nas odgrodzona szklanymi drzwiami przestrzeń. To miejsce po godzinie osiemnastej (a więc po zamknięciu Atomium dla zwiedzających) trzy razy w tygodniu (poniedziałki, wtorki i czwartki) gości grupy dziecięce.
W 2005 roku artystka hiszpańska Alicia Framis, zaprojektowała wielofunkcyjną przestrzeń edukacyjną „kuli dziecięcej”. Z sufitu zwisają duże krople, symbolizujące – a jakżeby inaczej – H2O. Gdy grupa 10-24 dzieciaków z dwojgiem dorosłych opiekunów, pojawi się tutaj wieczorem, po edukacyjnej zabawie i kolacji, „cząsteczki wody” opadną miękko na podłogę i okaże się, że to przytulne sypialnie. Rano, przed śniadaniem, sypialnie znów uniosą się pod sufit, odsłaniając przestrzeń do gier i zabaw. Po śniadaniu dzieciaki aż do otwarcia Atomium dla publiczności o godzinie 10.00, mogą zwiedzać z przewodnikiem tę niezwykłą budowlę i grać w edukacyjne gry.
Ceny za taki nocleg są bardzo atrakcyjne – 35€ od osoby (zarówno od dziecka, jak i od dorosłego opiekuna). Nic dziwnego, że to jedna z najbardziej obleganych atrakcji Belgii. Zapisy trzeba robić z dwuletnim wyprzedzeniem. Dzieciaki muszą być w wieku 6-12 lat i przychodzą do Atomium ze swoimi śpiworami. Atrakcję dla swojej szkoły możesz zarezerwować TUTAJ.
Gdy Wili o tym usłyszał, oczy zaświeciły mu się jak dwie latarnie morskie. I pierwsza rzecz, jaką opowiedział wychowawcy po powrocie do szkoły, to że za dwa lata MUSZĄ pojechać z jego klasą do Brukseli, żeby spędzić noc w Atomium.
Może się uda?