Dla większości przybyszów z centralnej i południowej Polski Suwalszczyzna, to synonim słów „bardzo daleko”. Kojarzy się raczej z najeżonymi minusami planszami prognozy pogody, niż z rzeczywistym miejscem, do którego można wyskoczyć na urlop. A to nasze północno-wschodnie kresy. Miejsce magiczne i bardzo przyjazne dzieciom.
Nasz Ford S-MAX nie miał się gdzie rozpędzić, bo wylotówka z Warszawy na północny-wschód jest jak z innej epoki. Niby ta S8 jest, a jakby jej nie było, bo ciągle w budowie i dwupasmowe odcinki zdarzają się rzadko, jak motocykliści w kaskach na greckich wyspach. Za to sporo tirów i maszyn rolniczych. Dobrze, że w lusterkach bocznych są czujniki martwego pola, które zapalają się na żółto, gdy z tyłu zbliża się do nas inny pojazd, bo wyprzedzanie na wąskich drogach Mazowsza i Podlasia nie należy do największych życiowych przyjemności i każde wsparcie się przyda.
To w sumie dziwne, że nie ma tu wygodnej autostrady. Przecież jedziemy jedną z najstarszych i najważniejszych polskich dróg – łączącą dwie stolice Rzeczpospolitej: Kraków i Wilno (no, Magda pewno dorzuciłaby tu jeszcze Warszawę – ale to też po trasie). Jakim cudem udało się nie wybudować tu przez tysiąc lat żadnej porządnej drogi? Ale to co jest wadą dla jednych, dla innych zazwyczaj jest zaletą. Suwalszczyzna jest najczystszym rejonem Polski, a natura w wielu miejscach pozostała przez wieki nietknięta. Myślimy o tym, gdy na obwodnicy Augustowa przekraczamy małą rzeczkę o wdzięcznej nazwie Rospuda.
Tak, większość z tych, którzy skończyli liceum dawniej niż 10 lat temu, pamięta awanturę, która wybuchła w Polsce, gdy postanowiono poprowadzić drogę przez ten fragment pierwotnych lasów. My to, w każdym razie, pamiętamy. Ale nigdy Doliny Rospudy nie widzieliśmy. A Chruczek? Nasz Ford ma ponad zwykłym lusterkiem, rozkładane lusterko panoramiczne. Dzięki temu nie odwracając głowy możemy sprawdzić, że nasz syn słodko śpi. Mamy trochę czasu.
Decyzję podejmujemy w kilka sekund i zjeżdżamy na Raczki.
Wiejską asfaltówką dojeżdżamy do Dowspudy. Nazwa podobna, ale to nie środek puszczy, tylko elegancka, neogotycka posiadłość Ludwika Michała Paca, jakby wyjęta wprost z XIX-wiecznej angielskiej powieści.
Generał wojsk napoleońskich miał tu swoją rezydencję. A lubował się w luksusowych budowlach. To przecież on przeszedł do historii w postaci powiedzonka: „Wart Pac pałaca, a pałac Paca”.
Jednak po Powstaniu Listopadowym, w którym – bez entuzjazmu – Pac wziął udział, władze carskie pałac mu skonfiskowały, a kolejni właściciele nie mieli tyle fantazji, pieniędzy i ochoty, by zajmować się majątkiem. Do dziś pozostała jedynie piękna kordegarda i fragment portyku. A w miejscu posiadłości stoi „zwykła” klockowata szkoła z internatem.
Za to zaraz za dawną bramą do pałacu elektryzuje nas drogowskaz „Do Świętego Miejsca”.
Skręcamy w leśny dukt i w duchu cieszymy się, że nasz Ford S-MAX nie ma nisko zawieszonego podwozia wyścigówki, tylko solidny prześwit, który pozwala nam „okrakiem” brać wystające spod szutru korzenie.
Dojeżdżamy do małego mostka przerzuconego nad ciemną strugą. To właśnie osławiona Rospuda. Przyglądamy się kajakarzom, którzy niespiesznie spływają z prądem malowniczo meandrującej rzeczki. Szczerze mówiąc, myślałem że Rospuda jest większa. A to właściwie strumyk, ale wystarczająco głęboki, żeby kajakarze nie szorowali po piaszczystym dnie.
Zaraz za Rospudą leśny dukt się rozdwoił. A potem znów. I jeszcze raz. No i pewno gdzieś skręciliśmy w niewłaściwym kierunku, bo Świętego Miejsca – z krzyżem, pod którym ochrzczono ostatnich pogańskich Jaćwingów – nie znaleźliśmy.
Pojechaliśmy więc do Suwałk szukać krasnoludków. To zadanie było o wiele prostsze.
Nie każdemu Suwałki od razu kojarzą się z Sierotką Marysią i jej małymi pomocnikami.
Czy to bajka, czy nie bajka
Myślcie sobie jak tam chcecie
A ja przecież wam powiadam
Krasnoludki są na świecie.
To oczywiście Maria Konopnicka, która jest suwalskim dobrem narodowym. To tu się urodziła poetka, na której wierszach wychowało się parę ładnych pokoleń Polaków. I na jej pamiątkę, można zwiedzić miasto tropem niedużych (a jakie miałyby być?) skrzatów. Miniaturowe pomniki zdobią skwery, a nawet budynki. W odpowiednie mapki można się zaopatrzyć w budynku Informacji Turystycznej przy muszli koncertowej w Parku Konstytucji 3 Maja.
Można tu dostać, a w zasadzie kupić coś jeszcze.
Nie wiem, jak Wy, ale ja lubię regionalne pamiątki i zawsze zazdrościłem takim miejscom jak kanaryjska wyspa Lanzarote, czy chociażby Prowansja, że potrafią tak dobrze wykorzystać ludzką słabość do kolekcjonowania drobiazgów. Wszędzie w turystycznych enklawach można kupić coś, co nam będzie przypominało naszą wyprawę, a jednocześnie jest fajnym gadżetem. A w Polsce? Poza ciupagami niewiele mamy naprawdę regionalnych pamiątek. A w Suwałkach znalazłem całą kolekcję świetnie wykonanej, doskonałej jakościowo, ciekawej, pięknej i niedrogiej biżuterii – kopii wzorów wykonanych w jaćwińskich grodach tysiąc lat temu.
O tym, że to wszystko prawda, przekonaliśmy się w miejscowym Muzeum Okręgowym. Lubię zwiedzać takie miejsca, choć większość muzeów mnie rozczarowuje. Jakoś podświadomie spodziewałem się kilku zakurzonych gablotek, wokół których będziemy sunąć w obowiązkowych filcowych kapciach.
Nic z tego!
Ekspozycję zaprojektowali ci sami ludzie, którzy są odpowiedzialni za to, co widzieliśmy w Muzeum Powstania Warszawskiego. Czyli najwyższa półka!
Dodatkowo Suwałki mają grant z Unii Europejskiej, która mocno dofinansowała to muzeum, umieszczone w obywatelskiej resursie, czyli w salach dawnego klubu kupieckiego, który w 1919 roku odwiedził Marszałek Józef Piłsudski – z Suwałkami związany rodzinnie (stąd pochodziła jego żona).
Muzeum jest jak najbardziej przyjazne dzieciom. A przede wszystkim – ciekawe. Zanurzamy się w otchłani czasu. Wędrujemy przez ciasny lodowiec, który uformował te tereny. Lądujemy w obozowisku neolitycznych łowców.
Zadziwiła mnie plansza, na której pokazano jak 14 tysięcy lat temu ludzie wykorzystywali upolowanego renifera. Rogi na groty do strzał, ścięgna na cięciwy do łuków, mięso – wiadomo. A nawet treść żołądka, zwana swojsko „sałatką”. Co tam było? Niestrawione resztki roślin, mchów i porostów, które zwierzęta wykopywały nawet spod metrowej warstwy śniegu. To, na białej pustyni, było jedyne dostępne źródło pokarmu roślinnego…
Dalej mamy czasy kultury brązu i wreszcie – Jaćwingów. Fantastycznych wojowników, którzy walczyli jak Spartanie. Nigdy się nie poddawali, nawet mając przeciwko sobie przeważające siły. Nie chcieli się też wyrzec swoich bogów. Byli poganami aż do końca XIII wieku. A potem zniknęli, wytępieni „ogniem i mieczem” przez Krzyżaków, Polaków, Litwinów i Rusinów. Wszyscy na nich polowali, jak na Indian z amerykańskich prerii.
O muzeum archeologicznym można byłoby jeszcze opowiadać długo, ale potężnie zgłodnieliśmy, więc podjechaliśmy kilkaset metrów ulicą Kościuszki, która jest główną promenadą Suwałk i zasiedliśmy do biesiady w tatarskiej restauracji „U Alika”.
Często bywacie w tatarskich jadłodajniach?
My byliśmy pierwszy raz. I skradła nasze serce. Przede wszystkim tym, jak bardzo tatarskie jedzenie smakowało naszemu synkowi. Wciął cziburieka (takiego wielkiego pieroga z nadzieniem z jagnięciny), a potem doprawił kołdunami w rosole podkradanymi z talerza Magdy. Wszystko to spłukał tatarską lemoniadą. I nawet nie wariował, biegając po całej restauracji jak to ma w zwyczaju.
Na noc stanęliśmy w hotelu Loft 1898. Wbrew nazwie, to całkiem nowy obiekt, otwarty ledwo rok temu. Za to budynek ma ponad stuletnią tradycję. To były kiedyś carskie koszary, przejęte po 1918 roku przez Wojsko Polskie. Przed II Wojną Światową, niemal całe Suwałki pracowały dla wojska. Co drugi mieszkaniec miasta był wojskowym, a najmocniejszą pozycję mieli tu kawalerzyści: ułani i szwoleżerowie. Podobno ułani nieco zadzierali nosa, a szwoleżerowie znani byli z tego, że jak się bawią – to do upadłego. Czemu zarówno w czasach carskich, jak i w II Rzeczpospolitej Suwałki były tak ważnym ośrodkiem wojskowym? Odpowiedź przynosi rzut oka na mapę. Tuż pod miastem, przebiegała granica. I to nie „jakaśtam” linia na mapie, tylko jedna z najważniejszych granic w Europie. I taka o najdłuższym stażu. Ustanowiono ją w połowie XV wieku i aż do 1945 roku oddzielała niemieckie Prusy od Rzeczpospolitej (od 1795 roku – od Rosji, a od 1918 roku znów od Polski).
Kawalerzyści się – powiedzmy to szczerze – w II Wojnie Światowej nie sprawdzili. Dlatego Suwałki po 1945 roku mocno się zdemilitaryzowały. I stąd Agencja Mienia Wojskowego zaczęła sprzedawać puste, koszarowe budynki. Urządzono tu hotel, który choć ma oficjalnie tylko trzy gwiazdki, to śmiało może konkurować z obiektami sklasyfikowanymi dużo wyżej. Na małym basenie (duży Aquapark jest sto metrów dalej) spotkaliśmy starszych Irlandczyków, którzy przyjeżdżają tu co weekend z pobliskiej Litwy, gdzie pracują jako nauczyciele angielskiego. W sobotnie wieczory odbywają się tu też przyjęcia weselne i podsłuchaliśmy, jak panna młoda chwaliła się, że jest z siebie bardzo dumna, bo zarezerwowała salę jeszcze zanim hotel był ukończony…
Aquapark przetestowaliśmy następnego ranka. I od razu zaprzyjaźniliśmy się z krasnoludkiem, który potraktował mur budynku jak ścianę wspinaczkową.
Chruczek od razu chciał też się powspinać. Na szczęście pomiędzy hotelem a Aquaparkiem jest bardzo dobrze wyposażony Plac Zabaw dla dzieci (a tuż obok siłownia pod chmurką dla seniorów). Ścianek wspinaczkowych stoi kilka, zarówno dla bardziej zaawansowanych, jak i dla trzylatków.
A Aquapark? W porządku. Woda ciepła (w basenie dla maluchów) i zimna (na „olimpijce”), sauny, zjeżdżalnie. Wszystko to co trzeba.
Ale jednak to naszym zdaniem propozycja raczej na „długie zimowe wieczory”. Bo latem szkoda słonecznego dnia, gdy wokół tyle fantastycznych jezior.
– W prawo, czy w lewo? – zapytałem Magdy. A ona machnęła ręką prosto przed siebie. No to pojechaliśmy. Znów asfaltowa wstęga szybko się zwęziła, a my wjechaliśmy między malownicze pagórki.
To tu znajdowały się wioski Jaćwingów, którzy pomiędzy jeziorami – jak w Szurpiłach – budowali przemyślne tamy, które pozwalały znienacka zatopić szturmujące oddziały krzyżackie. Z Góry Cisowej, albo punktu widokowego „U Tadeusza” można rzucić okiem na piękną panoramę, wyrzeźbioną przez lodowiec dwanaście tysięcy lat temu. U Tadeusza? No cóż… Tak, to tu Andrzej Wajda kręcił ekranizację najsłynniejszego eposu Adama Mickiewicza.
Po lewej stronie mignęła nam granatowa wstążka. To Hańcza. Magda chce się wykąpać.
Ostrożnie podjeżdżamy pod jezioro. Dobrze, że mamy tylną kamerę. Możemy ustawić się tuż przy wodzie, nie ryzykując wjechania do najgłębszego jeziora w Polsce.
Magda realizuje swoje marzenie, a ja znajduję w szuwarach gniazdo perkoza. To rzeczywiście magiczna kraina, pełna cudów natury.
Jedziemy dalej, mijając wioskę zamieszkałą przez staroobrzędowców – mało znaną sektę kościoła prawosławnego. Prześladowani przez cara osiedlali się na rubieżach dawnego imperium.
Przeskakujemy na wschodnią stronę Suwałk. O ile Hańcza, choć ma 108 metrów głębokości, to tak naprawdę wąska rynna. Ale Wigry, to już co innego. Podjeżdżamy pod przepiękny, barokowy kompleks klasztorny. Kamedułów nad Wigry sprowadził Jan Kazimierz – ten król od „Ogniem i Mieczem” i „Potopu”.
Zwiedzamy klasztorne zabudowania i prywatne mnisie cele – a właściwie małe domki. Kiedyś zapewne uważano, że stoją na końcu świata. Dziś turyści przedeptują tutejsze brukowane ścieżki, zaglądając ciekawie w każdy kąt.
Ale i tak odkrywamy skąd można zrobić najładniejsze zdjęcie klasztoru. Gdy staniemy przy kamieniu upamiętniającym miejsce, w którym wylądował w 1999 roku papieski helikopter, ogarniemy wzrokiem najładniejsze fasady. Klasztor wznosi się nad Wigrami, jak Mont Saint Michel w Normandii.
Choćby po takie widoki warto tu przyjechać.
Co zwiedziliśmy?
Pałac Paca w Dowspudzie, Dowspuda, gm. Raczki
Dolina Rospudy
Muzeum Marii Konopnickiej, Zaułek Krasnoludków, ul. Tadeusza Kościuszki 31, Suwałki, bilety: 5 i 3 zł.
Muzeum Okręgowe w Suwałkach, wystawa Najstarsze dzieje. Suwalszczyzna i Wschodnie Mazury od schyłku epoki lodowcowej do upadku Jaćwieży, ul. Tadeusza Kościuszki 81, Suwałki, bilety: 5 i 3 zł.
Szlak turystyczny im. Marii Konopnickiej „Krasnoludki są na świecie”, prowadzi po najciekawszych miejscach w Suwałkach. Darmową mapę dostaniecie w Centrum Informacji Turystycznej, w budynku z muszlą koncertową w Parku Konstytucji 3 Maja (wejście od ul. Ks. K. Hamerszmita). A pierwszego krasnoludka znajdziecie przy fontannie w Parku Konstytucji 3 Maja.
Aquapark, ul. Papieża Jana Pawła II 7, Suwałki, czynny pon.-niedz. 6.00-22.00, bilety 2-godzinne w weekend: 21 i 17 zł.
Punkt widokowy „U Pana Tadeusza”, Suwalski Park Krajobrazowy, Smolniki, bilety: 2 zł.
Jezioro Hańcza, kąpielisko i plaża w miejscowości BłaskowiznaZabytkowa Molenna Staroobrzędowców, Wodziłki, gm. Jeleniewo
Pokamedulski Klasztor w Wigrach, Wigry 11, bilety: 8 i 4 zł.a
Gdzie mieszkaliśmy?
Gdzie jedliśmy?
Restauracja tatarska „U Alika”, ul. Kościuszki 98, Suwałki, czebureki – 12 zł, rosół z kołdunami – 18 zł, lemoniada tatarska – 5 zł, kuchniaualika.pl
Restauracja Pod Jelonkiem, ul. Sportowa 7, Jeleniewo, dobre i tanie dania regionalne, zwłaszcza pyszne kartacze – 15 zł i podpiwek suwalski – 5 zł, www.podjelonkiem.pl
Czym jeździliśmy?
2 komentarze
Z takim przewodnikiem, pozostaje tylko spakowanie walizek i wyruszenie w drogę 🙂
Będę tam wkrótce 🙂