Po trzech dniach szusowania na lodowcu pojechaliśmy do ośrodka Schlick2000. Byłam pewna, że po tak spektakularnych widokach i wysokościach, na Schlicku będę zawiedziona.
Schlick2000 leży niżej niż Stubai Gletscher. Najwyższy szczyt Sennjoch ma wysokość 2240 m n.p.m. Jest też mniejszy, ale za to ma najdłuższą trasę zjazdową w Dolinie Stubai – trzykilometrową niebieską nartostradę, o której Sergiusz powiedział, że to najpiękniejsza trasa jaką kiedykolwiek zjeżdżał. Na górze jest stroma (i wcale nie wygląda na niebieską). Kiedy patrzy się na małe figurki narciarzy zsuwających się z pionowej ściany u stóp wyniosłych skał, można dostać gęsiej skórki. Ale po tym najbardziej stromym, ale także najbardziej widokowym zjeździe droga wchodzi w las. I jedzie się, i jedzie, i jedzie po prawie płaskiej, szerokiej nartostradzie między drzewami. Po prostu bajka!
Kiedy my na zmianę szaleliśmy po stoku, Wili miał swoją ostatnią lekcję jazdy na nartach w szkółce BIG Family Kinderland. To wydzielony teren przy pośredniej stacji kolejki. Tu wszystko zorganizowane jest z austriacką precyzją. Jedna trenerka wpuszcza dzieci na „żółwika”, druga odbiera je na górze. Trzecia układa narty w szpic, czwarta motywuje w czasie jazdy i łapie je na dole. I tak w kółko.
To motywowanie sprowadza się do wołania „Pizza! Pizza!”, żeby maluchy zapamiętały, że muszą ułożyć czubki nart w szpic, podobny do trójkącika pizzy. Metoda jest skuteczna więc Wili z każdym zjazdem radzi sobie coraz lepiej. Nie tylko on, bo cała grupa szybko robi postępy.
Są też elementy kryzysu, bo pod koniec dwugodzinnego kursu na świeżym powietrzu nasz czterolatek zaczyna spać na stojąco. Kiedy zamyka oczy także podczas zjazdu, Sergiusz zdejmuje go na przerwę, a mały momentalnie zasypia na ławce.
Po pięciu minutach wstaje i rusza na wyciąg z nowymi siłami. Jednak z ulgą przyjmuje koniec zajęć. Wskakujemy do gondolki i wjeżdżamy na najwyższą stację do restauracji Panorama. No i faktycznie widok jest tu obłędny. Patrzymy na otaczające nas skaliste szczyty i paralotniarzy startujących z rozbiegu tuż pod restauracją.
Restauracja na Schlicku jest naprawdę fajna. Samoobsługowa i w cenach przystępnych dla rodziny. Jest ciepło, więc wychodzimy na zalany słońcem taras, na którym narciarze opalają się sącząc Grüner Wetlinera. Po dwóch godzinach układania czubków nart w szpic („Pizza! Pizza!”) nie może być innego zamówienia. Wili coraz lepszą po czterech dniach w Austrii niemczyzną zamawia dla siebie domową pizzę (całą) i drugą dla nas (na pół). Do tego bierzemy sałatki – pyszną, tradycyjną Kartoffelsalat i skropioną esencjonalnym dyniowym olejem ze Styrii rukolę.
Po obiedzie ćwiczymy zjazdy z górki, a Wili bawi się z dziećmi wspinającymi się na śniegową piramidę. Jest cudownie, pełne słońce, nad głową wirują kolorowe płachty paralotni, obok skaliste turnie. Siadamy na leżakach z kieliszkiem szampana, z głośnika sączy się „Anton aus Tirol” – największy hit après-ski, a my czujemy się jak królowie życia. Zmieniamy się na stoku – ja zjeżdżam sobie łagodną niebieską trasą i wracam krzesełkiem, potem Sergiusz śmiga czarną direttisimą i wraca na górę.
– Wiesz, kochanie, bardzo mi się tu podoba, bo to tak jak moje rodzinne Zakopane. Są wysokie góry, piękne trasy narciarskie, nartostrady w lesie, tylko wszystko jest większe i lepsze – mówi mąż.
Słońce schodziło coraz niżej, więc ja z Wilim zjechałam na dół gondolką – choć mały pchał się na stok i chciał zjeżdżać „siam” po trzykilometrowej zjazdówce do dolnej stacji. A Sergiusz ścigał się z nami na dół jadąc na nartach. Po drodze z synkiem patrzyliśmy na kolorowe paralotnie na niebie i tropy leśnych zwierząt na śniegu.
Do hotelu wracamy zmęczeni i szczęśliwi. Zregenerujemy się jak co wieczór w saunie i basenie. Bo już jutro czekają kolejne, zupełnie nowe atrakcje. Wszak Dolina Stubai to nie tylko narty.
Na Shlick2000 możesz wybrać się tu:
Tschaffinis Umgebung 26 Fulpmes, Stubaital, Tirol,
www.schlick2000.at, +43 (0) 5225 62321.
Karnety dzienne: od €18,17 do €32,70 (dorośli); od €9,50 do €16,70 (dzieci); dzieci do 10 lat gratis.