Home Poradnik Mały szkodnik – duży problem

Mały szkodnik – duży problem

by Sergiusz Pinkwart

To był ułamek sekundy. Chruczek odwrócił się i błyskawicznie skoczył do przodu z buteleczką z sokiem, uniesioną do góry, niczym szpadą gotową do zadania śmiertelnego sztychu. Strażnik, obserwujący nas już od  jakiegoś czasu, poderwał się gwałtownie z krzesła. Ale był za daleko. Nie miał szansy, by zdążyć. Mały szkodnik rwał do przodu jak ferrari. Jeszcze sekunda i z rozmachem wbije się w bezcenne płótno Picassa…

Nie, to nie był koszmarny sen, który przerywa szarpnięcie za ramię i kojący głos:
– Kochanie, co się stało? Krzyczałeś…
To działo się naprawdę. W Muzeum Pabla Picassa w Antibes. Nikt mnie nie obudził. I tylko nadludzkim wysiłkiem udało mi się złapać wijącego się i zaśmiewającego się dziko potwora, na pięć centymetrów przed zajmującym całą ścianę obrazem. Czemu piętnastomiesięczne dziecko chce zniszczyć dzieło Picassa? Może mi się tylko wydawało, że gnał z wypisaną na twarzy złośliwą intencją? Chruczek jeszcze raz się szarpnął, ale trzymałem go w żelaznym uścisku. Jakimś sposobem wyswobodził jednak rękę i z całej siły cisnął butelką w kubistycznie rozrysowaną na trójkąty – rybę.
– Wyjdźmy stąd. Szybko! – poprosiłem, spoglądając z niepokojem na strażnika, który mówił coś bardzo szybko do krótkofalówki, a prawą rękę opierał, kowbojskim zwyczajem, na oksydowanej kolbie wystającej ze skórzanej kabury na biodrze.
– Kto to widział, żeby tak nisko wieszać cenne obrazy – Magda pokręciła głową z potępieniem – No i nie ma tu nawet barierki. Dziecko mogło sobie zrobić krzywdę!
Cóż, matka zawsze trzyma stronę swojego najpiękniejszego i najwspanialszego na świecie synka. Nawet, gdy ten jest szkodnikiem na skalę kosmiczną.
Umknąłem stamtąd, unosząc wierzgający tłumoczek, który rozczapierzył ręce i za wszelką cenę próbował pochwycić któryś z wiszących na ścianie korytarza glinianych talerzy, naznaczonych ręką Mistrza.

To ten obraz był w niebezpieczeństwie z powodu naszego dziecka.

To ten obraz był w niebezpieczeństwie z powodu naszego dziecka.

Wiem, co usłyszę: Nie powinniście chodzić z nim do muzeów. Do katedr. Do zamków nad Loarą. Półtoraroczne dziecko i tak niczego z tej podróży nie zapamięta, nie zrozumie. Potrzebuje placu zabaw, piaskownicy i czułych rodziców, którzy mają dla niego mnóstwo czasu.
No fajnie. Ale dlaczego musimy patrzeć tylko przez pryzmat dziecka? To my chcemy zwiedzać katedry, zamki nad Loarą i muzea. Czy to nie jest tak, że to dziecko powinno dostosować się do rodziców, a nie odwrotnie?
Dostosować się do rodziców… – patrzę na Chrucza, który wybucha gromkim, radosnym śmiechem, jakby naprawdę rozumiał co piszę. A potem jednym ruchem wyrywa mi z laptopa kabel od zasilacza.
Mam nadzieję, że kiedyś będzie mi jakoś łatwiej z nim się dogadać.
A w podróży przyjęliśmy zasadę kompromisu:
– Wchodzimy do muzeum/katedry/zamku z wiarą i nadzieją, że „tym razem się uda”.
– Próbujemy zwiedzać normalnie
– Gdy się nie da, jedna osoba poświęca się i zostaje z Chruczem, a druga zwiedza „zagęszczając ruchy”.
– Potem się zamieniamy, żeby było sprawiedliwie.
I co? To działa?
Szczerze? Na czwórkę z minusem.
Chwila nieuwagi i mamy taką sytuację, jak w Muzeum Picassa w Antibes.

Metalowy stojak. Idealny jako maczuga

Metalowy stojak. Idealny jako maczuga

Albo jak w zamku Blois, gdzie Chrucz w dwie sekundy rozwalił obudowę renesansowego kominka. Ale to nie do końca była jego wina. Ta obudowa trzymała się ledwo, ledwo… na słowo honoru. Naprawdę, wystarczyło tylko raz ją porządnie walnąć jakimś metalowym stojakiem.

Muzeum w starym porcie w Marsylii. Dwie dorosłe osoby nie były w stanie okiełznać rocznego dziecka.

Muzeum w starym porcie w Marsylii. Dwie dorosłe osoby nie były w stanie okiełznać rocznego dziecka.

Albo w miejskim muzeum w Marsylii, gdzie nasz system nie zadziałał, bo nawet we dwójkę nie potrafiliśmy okiełznać potwora wdzierającego się na wszystkie, złośliwie bardzo nisko ustawione postumenty z antycznymi, greckimi wazami.

Chruczek bawi się grzecznie w muzealnym sklepiku. Za trzy sekundy zacznie wszystko zwalać z półek.

Chruczek bawi się grzecznie w muzealnym sklepiku. Za trzy sekundy zacznie wszystko zwalać z półek.

Albo w każdym muzealnym sklepiku. Ja uwielbiam takie przybytki. Mógłbym godzinami przebierać w bibelotach, książkach i nieoczekiwanych pamiątkach (o! Tarot Marsylski z emblematem muzeum!). Chrucz puszczony luzem, potrafi w 10 sekund zrobić ze sklepiku jesień średniowiecza. Dlatego aż na dziesięciosekundową akcję nigdy mu nie pozwoliliśmy. Wystarczyło nam sprzątania po trzech sekundach jego intensywnej wolności.

Blois. Chrucz wbiega na tron królów francuskich w sali reprezentacyjnej, gdzie zbierały się Stany Generalne.

Blois. Chrucz wbiega na tron królów francuskich w sali reprezentacyjnej, gdzie zbierały się Stany Generalne.

Tak. Zwiedzanie z dzieckiem, to czasem zgroza, nerwy i kolejne siwe włosy na skroniach.
Ale lepsze to, niż siedzenie w domu i marzenia, że kiedyś pojadę… zobaczę… przeżyję…

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Related Articles

4 komentarze

Anna Chmielarz 10 stycznia 2015 - 15:56

Uwielbiam Twoje felietony Sergiusz:-) zresztą Twojej Żony też:-)

Reply
Emka Kowalska 10 stycznia 2015 - 16:24

Im bardziej Was czytam, tym bardziej się boję 😉

Reply
Monika Śpiewak-Olech 10 stycznia 2015 - 22:34

Spokojna głowa! Już niedługo ze Szkodnikiem będzie można całkiem efektywnie pertraktować (sprawdziłam na dwóch całkowicie odmiennych Egzemplarzach ;-))
I zgadzam się, że dziecko powinno od najmłodszych lat „nasiąkać ” tym, czym żyją rodzice. Oczywiście już widzę całe tłumy oburzonych, ale prawda jest taka, że dziecko nie potrzebuje męczeństwa rodziców… My np pielgrzymujemy co roku z Poznania na Jasną Górę, tak dziwnie – piechotą… Przeżyła pielgrzymkę, w znakomitym stanie, 3,5 miesięczna Maxi, równie dobrze 8 miesięczny Milo (z 3letnią wówczas siostrą, w bliźniaczym wózku)
Nie widzę powodu, by rodzice zdrowych dzieci barykadowali się w domu do ich osiemnastki! Natomiast ubolewam szczerze nad całkowitym brakiem lub niedostateczną ilością zabezpieczeń, nawet w miejscach typu zoo (w Oliwie np)- wcześniej nie zwracałam na to uwagi… Ciekawe dlaczego? 😉
Pozdrawiam cieplutko 😀

Reply
Dziecko w drodze 10 stycznia 2015 - 22:59

Dajesz nam nadzieję 🙂
No i oczywiście podrażniasz ambicję. Chodzi nam po głowie taki pomysł, by wybrać się ze Szkodnikiem na dłuższy spacer jednym z najsłynniejszych szlaków pielgrzymkowych w Europie. Niech no tylko zrobi się trochę cieplej 🙂

Reply

Leave a Comment