Home Podróże po świecieEuropaArmenia Garni. Pogańska świątynia w sercu chrześcijaństwa

Garni. Pogańska świątynia w sercu chrześcijaństwa

by Sergiusz Pinkwart

Jedziemy do Garni. To jedno z najpiękniejszych miejsc w Armenii. Ale też bardzo tajemnicze. Godzinę od stolicy znajdziemy się w innym świecie.

Wili wypatrzył blaszaną budkę z dość pokracznie namalowanymi lodami na szyldzie i natychmiast krzyczy, że chce ice cream. Magda tłumaczy mu, żeby się uspokoił, bo tatuś musi zaparkować na wypatrzonym, ciasnym miejscu przy ulicy, a trudno się skupić, gdy trzylatek głośno i nieustępliwie domaga się, by NATYCHMIAST dostać ukochane słodycze. Na dodatek jest niedziela i w Garni są tłumy spacerowiczów.

Nasze rady:
– Wejście (dla obcokrajowców) kosztuje 1200 dram czyli ok. 10 zł. Dzieci w wieku przedszkolnym wchodzą za darmo. Obywatele Armenii płacą za bilet jedynie 250 dram (złotówkę). Kasy są po prawej stronie od bramy.
– Wstęp wolny jest w każdą ostatnią sobotę miesiąca. Ale jest też wtedy największy tłok.
– Toalety (bezpłatne) są w budyneczku po lewej stronie od bramy (już na terenie muzeum).
– Najlepsze miejsce do zrobienia zdjęcia świątyni jest z małego trawniczka po prawej strony od frontu.
– W ruinach klasztoru, tuż obok świątyni, stoją średniowieczne chaczkary (kamienne, ormiańskie krzyże).
– Na spokojne zwiedzenie terenu muzeum i świątyni warto przeznaczyć ok. 40 minut.

Park z zabytkową hellenistyczną świątynią jest na skraju miasta, które od tej strony, zaraz za centrum kończy się spektakularnym, przepaścistym urwiskiem. Wąskie uliczki zapchane są samochodami i sprzedawcami rozkładającymi towary na ladach blaszanych „szczęk”, które były stałym elementem krajobrazu warszawskiego Stadionu X-lecia na przełomie XX i XXI wieku. Turystów z zagranicy widać niewielu, choć to akurat żadna nowina – Armenia nie jest popularną destynacją dla szukających luksusowych hoteli all-inclusive wczasowiczów z bogatej Europy. Za to mnóstwo „lokalsów”, których przyciąga niezwykła aura, otaczająca jedyną pogańską świątynię, która uchowała się w Armenii.

Teren wokół świątyni Mitry jest dziś parkiem muzealnym. Kiedyś tu stała potężna twierdza.

Kupujemy bilety i wchodzimy na teren parku. Z głośników sączy się ni to religijny, ni to jakiś antyczny śpiew. Chodniczek wśród trawy wiedzie nas w stronę niewielkiej budowli, która do złudzenia przypomina świątynię Ateny Nike przy Propylejach ateńskiego Akropolu. Tylko, że w Grecji budowano takie gmachy z lśniącego, białego marmuru. Tutaj budulcem jest mniej efektowny, szary bazalt. Ale tak samo zachwycają klasyczne proporcje i elegancka prostota.

Za czasów ZSRR Garni była jedyną hellenistyczną świątynią w całym Związku Radzieckim. Dziś „zadowala” się tytułem jedynej ocalałej pogańskiej świątyni na Kaukazie. Wydawałoby się, że jako taki unikat, powinna być doskonale opisana. Tymczasem w jej „metryczce” jest więcej pytań niż odpowiedzi.

Piękna, klasyczna budowla w najlepszym greckim stylu.

Pierwsze, oczywiste pytanie: jak się uchowała? Gdy wokół obalano pogańskich bożków, świątynie równano z ziemią, lub zamieniano na kościoły – nikt jej nie tknął. Ocalała też przez wieki perskiego, a potem tureckiego panowania. W siódmym wieku, przy ścianie świątyni postawiono kościół. Dlaczego przy tym nie zburzono antycznej budowli? Trochę słabo broni się teoria, wysuwana przez ormiańskich historyków sztuki, że już wtedy uznano Garni za dzieło tak doskonałe, że wymagające ochrony przed wandalizmem. Naukowcy rozkładają ręce, ale podsuwają swój pomysł: może to nie była świątynia tylko ozdobny grób, w rodzaju mauzoleum w Halikarnasie? Jeśli grób, to czyj? I czemu wygląda jak pogańska świątynia?

Może odpowiedź dadzą archeolodzy?

To nie takie proste.

Wzgórze, otoczone z trzech stron urwistymi przepaściami, było naturalnym miejscem obronnym, wykorzystywanym już od trzeciego millennium przed Chrystusem. Chronili się tu władcy Armenii, gdy sytuacja była już naprawdę podbramkowa. Zapewne tutaj zginął, z rąk swego siostrzeńca – Radamistesa, król Mitradates, który pokonał Partów – odwiecznych wrogów Rzymian i wsławił się opisywanymi przez Tacyta utarczkami słownymi z cesarzem Klaudiuszem.

Ale to nie on zbudował w Garni piękną świątynię w greckim stylu, tylko jeden z jego następców – król Tirydates I. Tak przynajmniej twierdzi większość uczonych. Odnaleziono nawet inskrypcję, która to potwierdza, ale kamienna stela może równie dobrze pochodzić ze świątyni, jak i pobliskiej twierdzy. Istotne jest to, że Tirydates I w 66 roku naszej ery odwiedził Rzym, gdzie był przyjęty z honorami przez cesarza Nerona. Kto wie, może nawet był świadkiem ukrzyżowania apostoła Piotra? W końcu przyjmuje się, że pierwszego papieża Rzymianie zabili na Wzgórzu Watykańskim pomiędzy 64 a 67 rokiem.

Pusty ołtarz we wnętrzu świątyni w Garni. Czy stał tu posąg Mitry?

W Rzymie Tirydates zachwycił się kulturą i architekturą. Na pewno spodobała mu się koncepcja, forsowana przez Nerona, że władca jest właściwie bogiem, bo wcieleniem Mitry – Heliosa: niezwyciężonego Boga – Słońca. Sol Invictus. Świątynia w Garni miałaby więc być poświęcona Mitrze. Ale inni twierdzą, że świątynia jest młodsza. Mogła zostać zbudowana nawet pod koniec drugiego wieku, niespełna 130 lat przed tym, jak Armenia stała się krajem chrześcijańskim.

Ale to nie wszystkie tajemnice pięknej świątyni. Jej klasyczny kształt zawdzięczamy… odbudowie. Tak. W 1679 roku Garni legło w gruzach podczas ogromnego – ale typowego dla tych rejonów, trzęsienia ziemi. Malownicze ruiny też były ładne. Pielgrzymowali tu podróżnicy doby romantyzmu, zwłaszcza w XIX wieku. No i na przełomie XIX i XX wieku Rosjanie wpadli na pomysł, by piękny obiekt odbudować. Tylko, że nie w miejscu, w którym poprzednio stał, a w… Tbilisi.

Na szczęście pomysł zarzucono, oficjalnie z powodu trudności finansowych i technicznych. Idea odbudowy hellenistycznej świątyni w Garni wróciła w czasach radzieckich. Ostatecznie ukończono ją w 1975 roku.

Chruczka ciągnie do przepaści…

Chruczka kompletnie nie interesuje zrekonstruowana świątynia Mitry. Ani pusty ołtarz.

Za to biegnie do… przepaści. Trochę nam serce bije, ale stajemy nad urwiskiem. Widok niesamowity, trochę przypominający andaluzyjską Rondę. Jakaś staruszka zbiera zioła na małym spłachetku trawy nad przepaścią. Nic sobie nie robi z turystów, którzy stoją niemal tuż nad nią. Ona jest u siebie. Zbiera tu zioła, pewno od kilkudziesięciu lat. Tak jak jej matka, babka, prababka i dziesiątki pokoleń zgarbionych kobiet w chustach, od czasów Tirydatesa, a może i wcześniej.

W czasie naszych rodzinnych wyjazdów korzystamy z ubezpieczenia oferowanego przez Twoja Karta Podróże. Możesz je kupić TUTAJ. Polecamy!

Widok spod świątyni w Garni na rozległy i stromy wąwóz.

Related Articles

Leave a Comment