Kiedy wybieraliśmy się do Dubaju, przyjaciele opowiadali, że to miasto jest jak kolonia na Marsie, rodem z filmów science-fiction. Ale kiedy późnym wieczorem wyszliśmy z samolotu Emirates, ogarnęło nas zupełnie ziemskie gorące powietrze pachnące zwykłym pustynnym piaskiem i swojskim aromatem bugenwilli.
Potem jazda luksusową taksówką (dobrze wiecie, że jesteśmy orędownikami podróżowania za rozsądne pieniądze, ale to po prostu tutaj tak wygląda), z uniżenie grzecznym hinduskim kierowcą do hotelu. Choć przyleciałam z dużej europejskiej stolicy i trochę świata już widziałam, rozglądam się jak dziewczynka z zapadłej wioski, która pierwszy raz przyjechała do powiatowego miasta. Bo tego, czym jest Dubaj, nie da się porównać z niczym innym go na świecie.
Jedziemy szeroką jak pas startowy ulicą Szejka Zayeda. Znaczy się twórcy świetności Dubaju. Sześć pasów w jedną stronę, w porywach do ośmiu. Po obu stronach ściana wieżowców. Jest ich tu prawie setka. To więcej niż na Manhattanie. W prześwicie między budynkami widzę iluminowaną wystrzelającą w niebo igłę. To Burj Khalifa, najwyższy budynek świata. Zresztą w Dubaju wszystko jest „naj”. Najwyższy budynek świata, najdłuższa bezzałogowa linia kolejowa, największy spektakl tańczących fontann, największe centrum handlowe na świecie. I najbardziej luksusowy hotel. Burj Al Arab, pełen przepychu hotel w kształcie żagla stojącego nad samym morzem, jest uznawany za jedyny na świecie obiekt 7-gwiazdkowy. Jest szczytem ekskluzywności. Są w nim 202 luksusowe apartamenty, lądowisko dla helikopterów i prywatni lokaje. Burj Al Arab wprost ocieka złotem. Jego wnętrza bogato ozdobione są 24-karatowym kruszcem. Złote są też iPady, iPhony i BlackBerry, z których bezpłatnie mogą korzystać goście. Tydzień wakacji tutaj kosztuje co najmniej 100 tys. dolarów.
Budowanie tych zamków na piasku w Dubaju nie jest łatwe. Tym bardziej imponują osiągnięcia pracujących tu inżynierów. Twarde podłoże znajduje się głęboko pod ziemią. Aby dotrzeć do skał, trzeba wwiercić się 40 metrów wgłąb. Budynki w Dubaju są zakotwiczone na setkach betonowych pali. Muszą być także odporne na silne wiatry znad pustyni i znad morza. Bywało, że niewystarczająco dobrze zaprojektowane wieżowce burzono i budowano od nowa.
Ale inwestorzy budują kolejne wysokościowce, i to jakie! Spośród 100 najwyższych budynków świata, dwadzieścia jest właśnie z Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Wśród nich najwyższy budynek na świecie. Burj Khalifa, który mierzy 828 metrów wysokości. Jego iglicę widać z odległości 95 kilometrów, a kiedy budowlę ukończono, trzeba było zmienić korytarze powietrzne samolotów startujących z dubajskiego lotniska.
Wieża jest pokryta lustrzanymi szybami. Specjalna ekipa myjąca czyści fasadę drapacza chmur. Zajmuje im to trzy miesiące. Kiedy skończą, zaczynają od nowa. Wygląd najwyższego na świecie drapacza chmur nawiązuje do pięknego kwiatu pustyni – spider lilly. Wieżowiec składa się z centralnego rdzenia oraz trzech ramion, które wraz z wysokością stają się coraz węższe, co nadaje mu smukłości i aerodynamiki.
Burj Khalifa, podobnie jak inne budynki w Dubaju stoi na piasku. Fundament opiera się na 125 betonowych palach o średnicy półtora, a długości 50 metrów. Na taras widokowy na wysokości 456 metrów wjeżdża się superszybką windą. Kiedy tylko ze świstem rusza w górę, nagle gaśnie światło. Ufff, to nie awaria, tylko na ciemnych ścianach windy pojawiają się podświetlone budynki, które na tej wysokości mijamy: w dole zostają wieża Eiffela, Empire State Building, bliźniacze Petronas Tower w Kuala Lumpur. Przebijamy się przez chmury. Na ścianach windy na tej wysokości widać już tylko niebo gwiaździste. I koniec jazdy. Po minucie wysiadamy na 125 piętrze. Widok obłędny, ale my kolejną windą ruszamy jeszcze wyżej, na położony najwyżej na świecie otwarty taras widokowy. Jesteśmy na 555 metrach i wyglądając przez okno czujemy się jak w samolocie. Na uspokojenie skołatanych nerwów (nie jest łatwo patrzeć przez panoramiczną szklaną szybę od podłogi do sufitu, kiedy ma się lęk wysokości) piję podaną przez kelnera szklaneczkę ożywczego soku z mięty i limonki. Nie pomaga, ale z ciekawości i poczucia obowiązku zaczynam podziwiać obłędne widoki. Najlepsze są specjalne lornetki, jak na punktach widokowych, w których można włączyć tryb „historyczny”. Wtedy widać, że ten las wieżowców, który ciągnie się po horyzont, jeszcze w latach 80-tych był kompletną pustynią. Aż trudno w to uwierzyć. Ale, jak mawia władający Dubajem szejk Muhammad ibn Raszid Al Maktum, tutaj nie ma rzeczy niemożliwych, trzeba tylko mieć odwagę patrzeć i sięgać dalej niż inni.
To był piękny początek poznawania Dubaju. Już wiedzieliśmy, że to nie kolonia na Marsie, tylko prawdziwy raj na Ziemi, w którym twoim największym problemem jest to, jak u stóp największego wieżowca świata zrobić smartfonem zdjęcie tak, żeby udało się zmieścić w kadrze całą Burj Khalifa i jej otoczenie*.
* udało się. Funkcją panorama, tylko w pionie 🙂
2 komentarze
Polecam baaardzo, tym bardzoej z dzieckiem. Nasz Synek miał niewiele ponad pięć lat i był absolutnie zachwycony 🙂
[…] wieże. Biurowce. Drapacze chmur. Dużo drapaczy chmur. I jeszcze więcej drapaczy chmur. Bajkowe zamki na piasku. Rozkręcić koniunkturę. Skorzystać z tego, że tak jak w Średniowieczu, Półwysep Arabski […]